Jutro znowu, pojutrze też

Kończy się wolny dzień, jutro znowu do roboty. Na bezrobociu każdy dzień był taki sam i każdy zdawał się nie mieć końca. Dni były wypełnione beznadzieją i strachem o przyszłość. Czy nikt, czy nigdy, czy już w ogóle? Czy już zawsze będę tylko bezrobotna? Straszne to było.

Teraz jest inaczej. Każdy wolny dzień kończy się błyskawicznie i każdego jest ciągle za mało. Ogólnie wolnego za mało, ciągle praca i praca. Dla tej pracy poświęciłam wszystko, całe życie jej podporządkowałam. Robię to, by przetrwać, aby przyszłość nie była jedynie czarną rozpaczą. Jedyne, co zdobywam, to doświadczenie zawodowe, bo za te grosze, które mi rzucają, to niczego niestety nie odłożę. Ale doświadczenie zawodowe jest mi teraz najbardziej potrzebne. A więc zaciskam zęby i do roboty. Spróbuję wytrzymać, ile się da. Spróbuję przetrwać, ile się da.

Jutro znowu, pojutrze też

Studia, kursy, tytuły zawodowe, staże, praktyki, zlecenia - po to, żeby było lepiej. I co? I nic, w dzisiejszym świecie to nic nie jest warte, inne rzeczy się liczą. Te, których nie mam.

A co mam? Siebie mam, więc jakoś tam dla siebie się staram. W pracy jestem prawie na wylocie, bo nie nadążam z ogromem obowiązków, ale jedyne, co mi pozostaje, to wierzyć, że jakoś się uda - i tej myśli staram się trzymać. Nadzieja jakoś zawsze trzymała mnie w ładzie i składzie, przynajmniej umiarkowanym.

A więc jutro znowu, i pojutrze też. Zawsze to jakieś wypełnienie czasu, choć bardzo wyczerpujące i wysysające życiową energię. Może za bardzo się przejmuję, ale jeśli chodzi o sprawy egzystencji, to nie umiem się przejmować mniej. 

Jak można nie przejmować się czymś, co decyduje o twoim być albo nie być? 

Komentarze