Nie musisz tańczyć na rzęsach

Ciężko idą mi kontakty z ludźmi - delikatnie mówiąc. Ludzie to dla mnie ląd niezbadany. Kiedyś miałam mylne pojęcie na temat nawiązywania kontaktów, tworzenia relacji. Wydawało mi się, że trzeba być idealną, aby zasłużyć na akceptację ze strony przedstawicieli własnego gatunku. Niedawno przekonałam się, że to jednak tak nie działa.

Zawsze miałam takie wrażenie, że ludzie dobierają sobie towarzyszy podróży życiowej na zasadzie: czarne-białe; odpowiada moim wymaganiom - nie odpowiada moim wymaganiom. Jest super vs jest nieudacznikiem.


Prawda wygląda inaczej. Ludzie nie lubią ideałów, bo ideałów nie ma. Jak ktoś za wszelką cenę stara się być idealny i dąży do nieosiągalnego ideału, to wychodzi po prostu nienaturalnie. Przy osobie perfekcyjnie nieskazitelnej nie można nawet na moment wyluzować, więc ludzie przy takiej osobie boją się zostać ocenionymi, boją się być sobą.

Po co zawracać sobie głowę osobą, która tylko ocenia i stawia wygórowane wymagania? Jeżeli to nie jest ktoś blisko spokrewniony, to szkoda się męczyć. Bo niby w imię czego? Nie warto, dlatego ludzie uciekają od tego rodzaju nieprzyjemnych bodźców i wrażeń. Ideały nie istnieją, istnieją co najwyżej osoby obsesyjnie do nich dążące. I nie rozumiejące, czemu nikt tego nie docenia.

Doceniać być może ktoś docenia, ale woli takiej osoby unikać. Co ktoś idealny powiedziałby na jakikolwiek przejaw nieidealności, niedoskonałości? Pewnie nic dobrego, bo sam jest super ekstra. Nigdy nie wybuchnie śmiechem bez powodu, nie rozpłacze się, nie poplami ubrań, nie przytyje, nie dostanie kataru, nawet pryszcz nigdy mu nie wyskoczy. Strach przy takiej osobie niewłaściwie mrugnąć czy mocniej westchnąć.

Zatem można być niedoskonałym i być mimo to akceptowanym. A może właśnie z tego powodu akceptowanym?

Nie musisz tańczyć na rzęsach

Te wszystkie wady, momenty głupawki, głupie decyzje, zmarszczki i pryszcze, wodospady łez, chwile słabości czynią nas ludzkimi. Czynią nas ludźmi. A nie można zbliżyć się do ludzi lub zrozumieć ludzi, jeżeli samemu nie jest się człowiekiem.

Nie wiem, czemu tak mnie nauczono w domu, czemu tak mnie wychowano, że trzeba być zawsze idealną i nie można nawet na chwilę okazać przy ludziach słabości - nie można popełnić żadnego błędu, bo inaczej będzie się skreślonym. Jeżeli ktoś wymaga ode mnie bycia ideałem i twierdzi, że każdy musi radzić sobie sam i nie być słabym nawet przez moment (bo przecież wstyd i nie wolno), to może znaczyć tylko jedno: taki ktoś mnie nie akceptuje. Nie akceptuje mnie, gdy jestem sobą. Sobą prawdziwą, a nie tą wymyśloną laleczkowatą zabawką.

Co z tego wynika? Taki ktoś mnie nie akceptuje i nie zaakceptuje nigdy, choćbym nauczyła się tańczyć na rzęsach. Zawsze będzie we mnie czegoś za mało, za bardzo, za mało perfekcyjnie. Jeżeli się kogoś nie lubi, to przeszkadza nawet to, że ta osoba za głęboko oddycha i za głośno mruga.

Relacje między ludźmi nie polegają na tym, że stawiamy sobie nawzajem wymagania, wytykamy na siłę błędy i karcimy się, gdy nie jesteśmy wystarczająco perfekcyjni. Relacje polegają na tym, że staramy się siebie nawzajem zrozumieć, pomóc, wspierać i współodczuwać. Przeżywamy coś razem i ze sobą.

Może kiedyś i ja się tego nauczę.

Komentarze

  1. Dobrze napisane. Ideałów nie ma i nie będzie nigdy. Sama nie lubię przesady.
    Pozdraiwam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. Wszystkie czytam, nawet jeżeli nie odpowiadam.