W środku krzyczę, na zewnątrz marznę

Prawdziwa muzyka ma w sobie coś takiego, co porusza. Nie wiem dlaczego, ale muzyka The Cure jakoś tak przypomina mi, że był w życiu czas, kiedy pragnęłam czegoś więcej niż umowa o pracę i żeby był dobry dojazd. Słuchałam ich, kiedy miałam ok. 20 lat i kiedy zastanawiałam się, jak będzie wyglądało moje życie. 

W środku krzyczę, na zewnątrz marznę

Byłam naiwnym dziewczątkiem trzymanym w izolacji od ludzi, a skoro od ludzi, to i od problemów z nimi związanych. Żyłam w świecie w połowie stworzonym przez siebie, a w połowie stworzonym przez toksyczne środowisko, które mnie toksycznie ukształtowało. Podobno połowy zawsze są równe, ale w moim przypadku ta połowa toksyczno-środowiskowa była znacznie większa.

Ciężko jest poruszać się w świecie ludzi, kiedy za młodu nie nabyło się podstawowych umiejętności społecznych. Asertywność, wyznaczanie ludziom granic, upominanie się o swoje, różne społeczne normy i konwenanse, prowadzenie konwersacji, nawiązywanie relacji, utrzymywanie kontaktów z ludźmi - nie potrafiłam tego w ogóle, to wszystko było dla mnie czysto abstrakcyjne. Bałam się panicznie ludzi i boję się ich nadal. Nadal też nie umiem stawiać im granic, relacji tworzyć nie potrafię. To coś toksycznego tkwi głęboko we mnie i pewnie zawsze już będzie.

Kiedy miałam 20 lat, słuchałam The Cure i chciałam się uwolnić. Marzyłam, że się wyrwę, że świat na mnie czeka z otwartymi ramionami. Nie czekał, bo na nikogo nie czeka. Życie pokazało, że każdy dzień jest tak naprawdę próbą odnalezienia się w zatłoczonym i przesiąkniętym ludźmi świecie. Świat to dżungla, tu nie ma sentymentów. Nie nadajesz się - wykopią cię za drzwi. Życie jest walką: ze sobą i ze światem. Może nawet czasem ze sobą jest trudniej.

Chciałam się uwolnić i marzyłam, że spotkam kogoś, kto mnie uratuje. Zabierze mnie do siebie i powie: wszystko będzie dobrze. Kogoś, kto ochroni mnie przed światem, kto przytuli i pokaże, że jestem dla niego ważna. Taki ktoś, do kogo będzie się wracać jak na skrzydłach.

Po wielu latach zrozumiałam: nikt taki się nie pojawi. Nikt się nie pojawi i mnie nie uratuje. Sama muszę się ratować, bo nikt po mnie nie przyjdzie. Ale jak uratować mam się sama, kiedy nawet nie umiem wyznaczyć ludziom granic? Nie umiem powiedzieć: nie rób tak, nie życzę sobie tego. Nikt mnie nie nauczył, jak się bronić przed intruzami - a tych nie brakuje.

W środku krzyczę, na zewnątrz marznę

Ludzie tacy są, że lubią sobie pozwalać na zbyt wiele. Testują, na ile mogą się posunąć w przekraczaniu czyichś granic. Pozwoli czy nie? Powie coś czy nie? Nic nie mówi, czyli ok. A ja w środku krzyczę.

Nie jest łatwo powiedzieć komuś: nie podoba mi się to, nie życzę sobie tego. Czuję się wtedy tak, jakbym robiła tej osobie krzywdę, coś złego, również jakbym robiła z siebie wariatkę. Mam ogromne wyrzuty sumienia. Jeżeli ludziom coś odpowiada, to trzeba się dostosować, dopasować i zgadzać się na wszystko. Ja to tylko ja, a najważniejsze to dopasować się do ludzi. Kiedy ludzie mówią: skacz!, to ja automatycznie czuję potrzebę i obowiązek, aby zapytać: jak wysoko? No i wiecznie mam potrzebę przepraszania za wszystko. Za to, że zajęłam czas, narobiłam kłopotu i wypełniłam przestrzeń swoją mało znaczącą osobą. Rola popychadła została mi głęboko wpojona i stała się tożsama z moją osobą. Zostałam nią oznaczona niczym szkarłatną literą. W domu nie miałam szansy dostać innej roli.

Słucham teraz Bloodflowers i przypominają mi się czasy, kiedy walczyłam o dobre życie i kiedy marzyłam, że spotkam na swej drodze własnego osobistego wybawcę. Jakoś tam po swojemu walczyłam tak, jak potrafiłam i na ile możliwości mi pozwalały. Życie się niespecjalnie ułożyło, a moje marzenia w ostateczności utknęły na tym, żeby był dobry dojazd i żeby mnie nie zwolnili. Wybawca chyba mieszka przy innym przystanku.

Komentarze

  1. Nie do końca wiem co Ci powiedzieć, bo wiem że same słowa "ułoży się" to za mało, ale jeśli sama wiesz że masz problemy z asertywnością to może warto pomyśleć o jakiejś terapii. Wiesz moje dziecko ma np terapię z tego jak funkcjonować bo ma zaburzenia emocjonalne, i my widzimy duże efekty jakie przynosi

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz podobne doświadczenie , mnie wychowano w złotej klatce , co powoduje,że wchodząc w życie nie ma się doświadczenia, ale...
    Przestać walczyć z ... walczyć o ... zapomnieć o wybawcy , rozejrzeć się wokół, czy ktoś obok może taką podobną funkcję pełnić...
    Ja bym tak zrobiła :-)
    Życie mamy niestety jedno...

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja mam nadzieję, że w końcu się uda, że będzie dobrze - chociaż wydaje się, że to proste słowa. Próbuj pokonywać bariery, podejmować chociaż najmniejsze wyzwania. Tak jak napisała powyżej Krysia, mamy tylko jedno życie i trzeba je w pełni wykorzystać. :-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. Wszystkie czytam, nawet jeżeli nie odpowiadam.