Dam sobie radę

Kiedy wiele lat temu zaczynałam swoją przygodę z blogowaniem, nie lubiłam mediów społecznościowych, tzn. mediów społecznościowych jako metody promowania bloga. Z czasem zaczęło się to zmieniać. Po prostu stopniowo docierało do mnie, że bez promowania blog.... nie ma czytelników. A skoro nie ma czytelników, to w jakim celu ten blog istnienie? Jaki sens ma wtedy jego prowadzenie? Blog jest po to, żeby ktoś go czytał. Ktoś... tylko kto?


W blogowaniu sztuką jest dotarcie do takiej grupy odbiorców, która nas zrozumie i zrozumie, o czym jest nasz blog. Innymi słowy, dotarcie nie do tłumu ludzi, ale do konkretnych ludzi.

Na początku myślałam: mogę pisać sama dla siebie. To prawda: mogę, tyle że po jakimś czasie pisanie wyłącznie dla siebie jednak trochę się nudzi. Kiedy są czytelnicy, to są komentarze, lajki, polubienia, interakcje, udostępnienia... i się kręci. Coś się wtedy dzieje.

Podobnie sprawa przedstawia się z kontaktami z ludźmi w świecie realnym. Kiedy nie ma wokół ludzi, na początku jest fajnie. Jest spokój, można się poodprężać, być sobą i nie przejmować się innymi. Mija jakiś czas i coś tak zaczyna robić się monotonnie. Aż w końcu ten fajny spokój zamienia się w niefajną samotność.

Dzisiaj jest sobota i fajny spokój. Piszę ten post, słucham ulubionego radia i chyba zaraz zrobię sobie herbatkę. Mam nawet czekoladę, choć to trochę niezdrowo. Później może obejrzę jakiś film. No i jest super.

A gdyby ta leniwa sobota miała potrwać tydzień albo dwa? Byłoby zajebiście, odpoczęłabym za wszystkie czasy. Miesiąc... no ok. Pół roku, rok - dałabym radę, znalazłabym sobie zajęcie wypełniające czas i jakoś by leciało. Kilka lat? Po kilku latach ta sobota przestałaby już być taka fajna. Byłaby frustrująca. Ta monotonia zaczęłaby w końcu dobijać.

Długotrwała izolacja jest niezdrowa. Gdy zbyt długo nic się nie dzieje, to w nas samych zaczyna dziać się w końcu coś niedobrego. Frustracja taka dziwna, a nawet przerażenie. Rozpacz.


Czy ja nikogo już nie obchodzę? Co mam teraz ze sobą zrobić? I najważniejsze: czy tak już będzie zawsze?

Nie chcę, żeby tak było zawsze. Odpoczynek jest potrzebny i fajny, ale człowiek jest stworzony do działania, jest istotą stadną. Na dłuższą metę nie da się nic nie robić, nie da się chcieć spokoju zawsze. Po kilku latach coś padnie na mózg, pojawi się zniechęcenie i złość: na siebie, na świat, na wszystko. No i pytanie: jak w ogóle do tego doszło?

Teraz też bywa, że nie mam pieniędzy. Właściwie mam pieniądze tylko na podstawowe przetrwanie, kupno ciucha to już święto, o wakacjach mogę najwyżej pomarzyć. W pracy ludzie potrafią wkurwić, doprowadzić do łez. Bywa naprawdę ciężko, ale i tak wolę to niż rok 2015. To był chyba najgorszy i najbardziej bezproduktywny rok mojego życia. Przekroczyłam wtedy jakąś magiczną granicę, za którą czekała nicość.

W 2015 r. nic nie robiłam i niczego nie kończyłam. Żadnej szkoły, pracy, pieniędzy, perspektyw. I czułam lęk na myśl, czy do czegoś na tym świecie jeszcze się nadaję, czy dam sobie radę. Czy ktoś jeszcze kiedykolwiek mnie zatrudni? Czy ktoś da mi szansę? Po wielu staraniach ktoś jednak dał - i tak zleciało, leci po dziś dzień. Popełniam błędy, nie zawsze radzę sobie z ludźmi i bywa, że nie wiem, co robić, jak się zachować, jak powinnam postąpić. Nieraz lęk społeczny bierze górę, nieraz brak mi swobody w rozwiązywaniu zwykłych codziennych trudności - ale staram się iść do przodu.

Iść do przodu, pracować, cieszyć się leniwą sobotą, wybaczać sobie błędy, pisać na blogu o pokonywaniu przeszkód. Wspominam studia, wspominam pierwszą i drugą pracę, pracę po bezrobociu, wspominam szkołę - i teraz widzę, jak to wszystko ukształtowało mnie, przygotowało mnie do życia w innym mieście i do obecnej pracy. Mimo nieciekawego dzieciństwa i lęku społecznego zawsze starałam się iść do przodu, teraz też staram się uczyć codziennie życia. Daję sobie prawo do błędów, a rok 2015 pokazał mi, że przetrwam nawet w nicości. Choć nie chciałabym do niej wrócić.

Nie o to chodzi w życiu, aby nie popełniać błędów i zawsze być produktywnym na 100%. Zdarzają się chwile słabości, potoki łez, lata trochę chudsze, leniwe soboty. Chodzi o to, aby zawsze mieć pewność, że dasz sobie radę. I dziś już wiem: Dam sobie radę.

Komentarze