Między życiem a kowadłem

Marzę o tym, aby znaleźć lepszą pracę - lepiej płatną. Tutaj na podwyżkę nie mam co liczyć, a już 100-200 zł sprawiłoby, że żyłabym na odrobinę lepszym poziomie, odrobinę poprawiłaby mi się jakość życia. Czy ktoś w wielkim mieście zarabia tak mało, jak ja? Chyba tylko uczniak zatrudniony na pół etatu.

Między życiem a kowadłem

Wynajęłabym trochę większy pokój, bo ile to się można gnieździć w takiej klitce? Oszczędziłabym coś może, odłożyła. Kupiłabym sobie jakiś ciuch ekstra raz na jakiś czas. Żyłabym w miarę normalnie.

Grunt, żeby była kasa. Jak są pieniądze, to wszystko jakoś się kręci. No i zdrowie jest najważniejsze, aby w ogóle móc pracować. A do kontroli oraz poprawy zdrowia potrzebna jest... kasa. Do wszystkiego jest potrzebna. Nawet przy zwykłej infekcji: do lekarza dostaniesz się za darmo, ale antybiotyk już musisz wykupić. Jak jesteś na zleceniu, to z pensji obcinają nawet za kilka dni zwolnienia. Obcięta pensja + Wydatek na nadprogramowy lek = Prosta droga do tego, aby znaleźć się w finansowej czarnej dupie. A jeśli jeden lek nie pomoże? To trzeba wykupić drugi, co również wiąże się z drugim nadprogramowym wydatkiem. Nie wspomnę już nawet o poważniejszym "zdrowotnych" wydatkach, które również przecież się zdarzają.

A w robocie tylko cisną i cisną, wymagają i nie dają chwili wytchnienia - jakbyśmy tam zarabiali naprawdę chuj wie ile. Myślałby kto, że nie wiadomo jak świetnie za te pieniądze żyjemy. Podwyżka? Ponoć "to nie takie proste". Za to mam nadzieję, że prędzej czy później, ale prosto będzie stamtąd odejść.

Między życiem a kowadłem


Szukam innej pracy, bo na dłuższą metę to jest frustrujące, żeby mieszkać w klitce, we współdzielonym mieszkaniu ze studentami. I gdybym jeszcze dzięki temu mogła coś odłożyć - ale to nierealne, bo jeść od czasu do czasu też coś muszę.

Chciałabym po prostu trochę pożyć jak człowiek - i tylko tyle. Jak nie bezrobocie, to gównopraca... czy kiedyś będzie lepiej?

Między życiem a kowadłem

Mówi się, że każdy jest kowalem swojego losu - i do pewnego stopnia jest to prawda. Jednak zawsze należy wziąć pod uwagę, iż kowal też musi być zaopatrzony w odpowiednie narzędzia do swojej pracy. Bez odpowiedniego kowadła odpowiedniego losu sobie nie wykuje. Czyż nie tak? Życie nie jest takie proste, jak mogłoby się wydawać.

Ja zostałam zaopatrzona w takie narzędzia kowalskie, w jakie zostałam - i staram się przez całe życie coś z nich stworzyć, wytworzyć coś sensownego. Raz się udaje bardziej, a raz średnio na jeża. Może nawet nie mam wszystkich odpowiednich narzędzi, tylko jeszcze o tym nie wiem? Dowiem się w przyszłości albo wcale.

Komentarze