Czaisz? To kamień w czajniku

Były takie momenty w życiu, kiedy nie było nikogo. Rozglądałam się wokół i nie było nikogo, tylko pustka. Wyczekiwałam i przysłuchiwałam się, czy przypadkiem mnie ktoś nie woła, ale nikt nie wołał, bo nikogo nie było. Jedynie za oknem czasem szumiał wiatr.

Czaisz? To kamień w czajniku



I pewnego dnia ktoś mnie zawołał i poszłam za tym głosem jak w dym. Słuchałam go aż do momentu, w którym przestał mnie wołać. Ludzie tak mają, że najpierw cię potrzebują, a później już wcale nie. Albo w ogóle wcale nie. 

Zawołał mnie ktoś inny i pracuję dla niego pilnie aż do dnia dzisiejszego. Pracuję i mam kontakt z tzw. ludźmi. Ciężko mi uwierzyć, że przez parę lat do ludzi tęskniłam. Naprawdę aż tak było za czym? Nie czuję się bardziej ubogacona wewnętrznie, za to zmęczona - jak najbardziej.

Jednemu przeszkadza, że mówię za głośno. Drugiemu przeszkadza, że mówię za cicho. Główne tematy rozmów przedstawiają się następująco: kto ostatnio najbardziej się najebał na imprezie (ten temat wywołuje sporo emocji, a nawet swego rodzaju wesołość) i zrobił najwięcej głupot w stylu czepianie się ludzi w autobusie, kto jak się ubrał, kto co zamówił z ciuchów lub kosmetyków, kto ile wydał na kosmetyki, jakie perfumy są ostatnio w promocji w tej czy innej drogerii, kto gdzie był na wycieczce albo nie był. Ponadto: czy okno w pokoju powinno być zamknięte czy otwarte, czy do mikrofalówki była kolejka czy nie było, czy w czajniku jest kamień czy go nie ma, czy radio ma być pogłośnione czy ściszone, czy dywan był dokładnie odkurzany czy nie był. Problemy pierwszego świata.

Czy to są ci "słynni" tzw. ludzie, do których mam wychodzić i od których mam się nie izolować? Sama nie wiem. Jeżeli tak, to ja już chyba nie chcę do tych ludzi. Z drugiej strony może to i fajnie, gdy jakieś głupie pierdoły wywołują u ciebie dzikie ataki śmiechu - masz wtedy ubaw od rana do wieczora. Ktoś zrobił błąd językowy, ktoś czegoś nie wiedział po pełnych (!) 3 miesiącach pracy, ktoś zapytał się w sklepie o makaron al dente - i już taki ubaw, że można się tarzać po podłodze ze śmiechu, i posikać przy okazji też. Bo to wszystko takie śmieszne.

A może ja jestem po prostu zwykłą sztywniarą? Może jestem - a może po prostu słyszę za oknem wiatr. Wyglądam przez nie i dalej nikogo tam nie ma. Tutaj ktoś jest, ale przegląda katalog z kosmetykami. Dawno temu również przejrzałam katalog, ale nikogo w nim nie znalazłam - jedynie takie kolorowe coś do kupienia od zaraz.

Czaisz? To kamień w czajniku

Teraz spróbuję zasnąć, a rano wyrzucę śmieci. Szkoda, że tych emocjonalnych nie ma dokąd wyrzucić. Niby sny służą do wyrzucania niepotrzebnych już emocji, ale ja nie zawsze śnię. Jawa za mocno trzyma mnie w ryzach. Zwykła codzienność, która wymaga ciągłego poskramiania.

A gdy już zostanie poskromiona, to co dalej? Nic.... Sytuacja się powtarza. Nadchodzi kolejny dzień, który należy poskromić oraz maksymalnie wypełnić godzinami, minutami. Sekundami również, choć one akurat szybciej od nas odchodzą.

Codzienność dziś przeżyta, jutro stanie się historią. A historia raz przeżyta powraca jako farsa. Moja praca to trochę farsa, zaś ludzie w pracy są bardzo farsa. Szczególnie, gdy z pasją opowiadają, jaka to była straszna kolejka do mikrofali lub jak nie rozumieją, że ktoś może nie lubić lodowatego nawiewu z 'klimy'. Dzień w dzień zajmują się takimi pierdołami i bzdurami, że znowu czekam, aż mnie ktoś zawoła. Ktoś, kto woli naturalny szum wiatru od szumu zbyt modnej ostatnimi czasy klimatyzacji. Ktoś, kto wie, że nie ma dymu bez ognia.

Komentarze

  1. Tyle czasu pragnęłaś ludzi a gdy już ich masz, oni Cię zawiedli. I wiesz co, to właśnie robią ludzie - są zawodni, nigdy nie spełniają Twoich oczekiwań.

    Ale szukaj dalej. Nie możesz liczyć, że losowe głupki z pracy będą dla Ciebie przyjaciółmi. Poszukaj lepszych ludzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na początku zależało mi, żeby mnie akceptowali, a później doszłam do wniosku, że to tylko praca i nikt nie musi mnie lubić ani nawet akceptować. Grunt, żeby sobie wzajemnie nie przeszkadzać w swoich obowiązkach i ogólnie w jestestwie. Kiedyś i tak każdy pójdzie w swoją stronę, a do tej pory można po prostu zachować obojętność, bo integrowanie się na siłę z ludźmi, których się nie toleruje, czasem bokiem wychodzi. Tak przynajmniej wynika z moich dotychczasowych doświadczeń szkolno-pracowych.

      Już nie dążę tak jak kiedyś, za wszelką cenę, aby mnie wszyscy akceptowali. Są tacy ludzie, którzy diametralnie różnią się ode mnie i nie dogadamy się nawet i za 1000 lat. Ani nie świadczy to o mojej wartości ani o ich wartości - po prostu nadajemy na różnych falach.

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. Wszystkie czytam, nawet jeżeli nie odpowiadam.