Czy warto się integrować w pracy?

Dziwny to stan, kiedy jednocześnie chce mi się spać i nie chce mi się spać. Położyłabym się, ale gdy wstanę, to już będzie poniedziałek. Tak, poniedziałek... Ci sami ludzie, te same obowiązki, to samo straszenie nas konsekwencjami za niewyrobienie się.




A to wszystko zamknięte w jednym dniu: poniedziałku. 

Przyjdę do pracy, wejdę do pokoju i znów - jak zwykle - te same gęby. Jedni pracują, a drudzy udają, że pracują. Telefony, telefony.... znowu ktoś zostanie źle przełączony i trzeba go będzie przełączać ponownie. Znów, znowu, ponownie, tak samo, jak zwykle. Ktoś inny dzwoni tylko po to, aby go gdzieś przełączyć, bo pamięta tylko nasz wewnętrzny.

Są też tacy, którzy właściwie nie wiedzą, po co dzwonią, w jakim celu i czego ode mnie chcą. To najciekawsza grupa ludzi. Niektórzy z nich sami sobie zadają pytanie i sami sobie na nie odpowiadają, a niektórzy mają pretensje, że ja nie jestem od wszystkiego i nie mogę załatwić sprawy, którą zajmuje się inny dział. Tak się to toczy dzień po dniu.

I wiecznie te same mordy w pokoju, wiecznie te same problemy i wiecznie te same kłótnie o bzdury. Ktoś otworzył okno, a ktoś inny zamknął. Ktoś obniżył temperaturę klimy, a ktoś inny chce ją wyłączyć. Ktoś włączył głośno muzykę, a ktoś inny jej nie chce. Jeden zrobił coś źle, a drugi zrobił coś źle innym razem. Jak robisz dobrze, to i tak nikt ci nie podziękuję. Pochwały, premie, dobre słowo - nie, to nie u nas. Podwyżka? To też nie u nas.

Ponoć ktoś komuś wziął zszywacz z biurka, a ktoś inny kurz ma na monitorze i to takie nieestetyczne. Jeden miał przyjść, a nie przyszedł, a drugi przyszedł, choć nie musiał. Jakaś osoba na wykazie w systemie ma śmieszne nazwisko - oj, jakie śmieszne, ubaw po pachy. Każdy każdego ma w dupie, a przy podziale obowiązków króluje spychologia.

Delikatne obgadywanki, delikatne wbijanie szpilki. Przyjęli znów kogoś nowego: on nie umie, ale śmieszne. On się tu nie nadaje, w ogóle jakiś dziwny jest. On tego nie zapamiętał, a tamtego nie zrobił. Widziałaś, widziałaś? On tak się tam spojrzał dziwnie.

Bo pójdę do kierownika, bo pójdę do kierownika! To se idź, droga wolna. Poszła do kierownika, kierownik: no to co ja ci na to poradzę?

Nauczyłam się już jakiś czas temu, że w pracy nie ma przyjaźni. Gdy robi się gorąco i pali się grunt pod nogami, to każdy zwala winę na każdego i to zawsze ten drugi jest odpowiedzialny - byle nie ja! Walka o urlopy, walka z czasem i w ogóle straszne zamieszanie. Jak mogłeś tego nie wiedzieć, jak mogłaś coś takiego przeoczyć? Tłumacz się teraz!

A już najgorszy pomysł to spoufalanie się z szefem. Szef, choćby był mega fajny i zajebiście zarąbisty, zawsze będzie szefem - a nie żadnym kolegą z pracy. Jedno słowo za dużo i przejebane. Szef zawsze dba o swoje interesy, a my jesteśmy tylko pionkami. Możemy być na 'ty', ale to zawsze będzie pan kierownik, pan dyrektor, pan koordynator, pan prezes. Nie żaden kolega. Współpracownicy to współpracownicy, a szefostwo - nawet najbardziej cool i wyluzowane - zawsze będzie szefostwem. Obserwują bacznie, jak pracujesz, a gdy zrobisz coś źle, to koleżeństwo nagle jakoś tak się ucina. Włącza się hierarchia, która była od początku, tyle że zakamuflowana i zasłonięta przez fałszywy obraz: ale jestem spoko ziom.

Szefowie-ziomale nie istnieją. Ogólnie w pracy nie ma przyjaźni - chyba że panuje taka luźna atmosfera, że nikomu nie zależy i w ogóle większość czasu nic się nie robi. Jeżeli jest praca w ciągłym ruchu, to zawsze okaże się, że ktoś się opieprza, ktoś inny popełnia dużo błędów, ktoś zwala na innych swoje obowiązki, a komuś jeszcze innemu w ogóle na niczym nie zależy i cały pokój za to obrywa. I co, pójdziesz później na piwo z szefem, od którego dzień wcześniej otrzymałeś/aś upomnienie, naganę czy opierdol? A z współpracownikiem, który wydarł się na ciebie przy wszystkich, że jak mogłeś/aś zrobić tak, a nie inaczej, bądź nie dokończyć tego czy tamtego? Chce ci się później z tymi ludźmi integrować i umawiać się na piwko po pracy? Nie wydaje mi się. A z donosicielami to już w ogóle nie, nie i jeszcze raz nie! Dla własnego dobra.

Zdrowym objawem jest niezawieranie przyjaźni w miejscu pracy. W pracy nie ma przyjaźni, bo pierwsza wtopa, pierwsza kłótnia, pierwszy błąd i od razu poznajesz prawdziwe oblicze ludzi. Ludzi, z którymi później już niespecjalnie masz ochotę się zaznajamiać.

Komentarze