Nie wiem. A czy ty wiesz?*

Są takie pytania, których nigdy nie powinno się zadawać. Jest taki rodzaj ciekawości, która nigdy nie powinna zostać zaspokojona. Są również takie rzeczy, których oczekiwać nie warto oraz takie pragnienia, których posiadanie może kosztować nas zbyt wiele.

Gdy jesteśmy jeszcze dziećmi, mamy w sobie bardzo naturalną ciekawość świata. Pytamy dorosłych o to, o tamto, o owamto. Wszystko nas interesuje, ciekawi, intryguje. Świat stanowi wówczas jedną wielką zagadkę do rozwiązania. Jest niespodzianką - prezentem, który trzeba otworzyć, który czeka, aż go otworzymy. Jest niczym ląd do odkrycia lub próbka do zbadania. Dziecko to taki mały archeolog, który wszędzie musi się dogrzebać, wszystko wygrzebać, no i wszystkiego musi się dowiedzieć. Zadaje mnóstwo różnych pytań - bardzo bardzo dużo pytań, od groma. Przy każdej możliwej sposobności. A dlaczego to, a dlaczego tamto, a czemu jest tak, a czemu jest siak.

Gdy jesteśmy jeszcze dziećmi, chcemy wiedzieć, chcemy czuć, chcemy poznawać świat. Pytamy, pytamy, dopytujemy, dociekamy. Musimy wszystko odkryć, wszystko obadać, doznać wrażeń, zrozumieć. Jesteśmy jak małe ufne szczeniaczki.
 
Szczeniaczki interesują się wszystkim dookoła, wszystkiego muszą spróbować zębami, muszą przeżuć to i tamto. Pyszne kapcie, smaczne rękawiczki, wyśmienite w smaku torebki, wyborne poduszki, a nawet banknoty i parasol - w zasięgu szczeniaka nic nie jest bezpieczne. Sznurowadła? Sama przyjemność. W zasięgu dzieci również żadna sprawa nie jest tabu, każda może stać się interesująca i godna dogłębnego zbadania.

Mnie również, gdy byłam dzieckiem, interesowało wszystko dookoła. Wszystko chciałam wiedzieć, świat stanowił dla mnie zagadkę do odkrycia i niespodziankę do otwarcia.
 
Pytałam, nieustannie o coś pytałam. Wszystko było dla mnie fascynujące i godne zdobycia wiedzy na dany temat. Zadawałam całe mnóstwo pytań oczekując natychmiastowej i klarownej odpowiedzi. Nie zawsze takową dostawałam, ale mnie to wcale nie zniechęcało. Pytałam się, dlaczego słońce świeci, co oznacza słowo "skorzystać", dlaczego nie można jeść trawy, czym się różnią litery drukowane od pisanych, w jakim konkretnie państwie mieszkali Adam i Ewa oraz gdzie jest mój tata. Odpowiedź na to ostatnie pytanie nie była taka, jakiej się spodziewałam, i wolałabym jednak tej odpowiedzi nigdy nie poznać. Cóż, niestety poznałam i nic już tego nie zmieni.
 
Wskutek wrodzonej ciekawości poznałam w końcu odpowiedź na pytanie, skąd się biorą dzieci. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu okazało się, że KAŻDE dziecko ma jakiegoś tatę, bo inaczej w ogóle nie pojawiłoby się na tym świecie. Skoro każde dziecko, to i ja też. Szok, totalny szok. Naturalna kolej rzeczy była więc taka, że zaczęłam się zastanawiać, gdzie w takim razie jest MÓJ tata, gdzie on się podziewa, kto nim jest, jak on wygląda i, przede wszystkim, czemu do tej pory nie daje żadnego znaku życia.
 
Nie wiem. A czy ty wiesz?

Spytałam się o to otwarcie i szybko pożałowałam, że się spytałam. Nie chciałam takiej odpowiedzi, nie spodziewałam się, wolałabym jednak nie wiedzieć i żyć sobie dalej w nieświadomości. Ponoć każdy zasługuje na prawdę, lecz ja nie chcę prawdy. Teraz wiem, że już nie chcę. Bo co mi po niej? Czasami, żeby przyjąć do wiadomości prawdę, trzeba mieć skórę z azbestu, serce z żelaza i dupę twardą jak stal - mnie zawsze tego brakowało. Mogę czuć w sobie ogień, benzynę w żyłach, ale nie jestem ognioodporna.
 
Szybko przekonałam się również, że istnieją pytania nieczyste, nieprzyzwoite. Nie można pytać o nic, co jest lub może być związane z seksem. I nie tylko pytać, mówić o tym też nie można. To skutkuje oburzeniem i histerią. Okazało się, że niektóre pytania są złe i nie wolno zadawać ich na głos. Zapładnianie, seks? Nie istnieją takie słowa.
 
Niejednokrotnie w dzieciństwie pożałowałam zadanego pytania. Czemu mam nocować u tego pana, skoro chcę do domu? Odpowiedź na to pytanie też mi się nie spodobała i nie podobała mi się później przez ładnych parę lat.
 
U lekarza też czasem nie zawsze warto pytać. Czy te zmiany są trwałe? Tak, są.
 
Z biegiem czasu coraz bardziej okazywało się, że zainteresowanie jakąś dziedziną życia nie zawsze bywa opłacalne. Czasem po prostu lepiej nie wiedzieć, ewentualnie wiedzieć jak najmniej - tylko tyle, ile trzeba do przetrwania. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła - to powiedzenie nie powstało na darmo i nie wzięło się znikąd. Zawiera w sobie wielką życiową mądrość.
 
Okazało się również, że istnieje również taka kategoria pytań, na które nie ma odpowiedzi i na które nikt nigdy tej odpowiedzi nie udzieli. Niebo istnieje? Co to znaczy, że ktoś poszedł do nieba?
 
Dzisiaj jestem dorosła i już nie pytam. Nie jestem ciekawa, nie interesuje mnie to, tamto i owamto. Mówiąc kolokwialnie, większość rzeczy mam głęboko w dupie. Te, których nie mam w dupie, nieraz są poza moim zasięgiem pojmowania.
 
Jaki jest Bóg, czy nas słucha? Nie wiem. Czy wysłuchuje naszych modlitw? Nie wiem.
 
Co będzie dalej? Nie wiem. Jaka będzie przyszłość? Nie wiem. Dlaczego czas tak szybko płynie? Nie wiem. Dlaczego słońce świeci? Wciąż tego nie wiem.
 
Wiem tyle, że niekiedy nawet odpowiedzi kłamią. Kłamią albo ich nie ma, po prostu. Im dalej w życie, tym więcej wątpliwości i pytań bez odpowiedzi. Więcej "nie wiem" niż "a dlaczego tak?".
 
Jeśli ktoś płacze, nie pytam o powód. Gdy ktoś jest oschły, nie pytam o powód. Bo wiem tyle, że może nie być na to odpowiedzi albo że jest ona poza moją przestrzenią życiową.
 
Nauczyłam się nie pytać. Każde pytanie dotyka emocji. Jeżeli ktoś zechce, to sam podzieli się ze mną swoimi emocjami. Bez zbędnego przepytywania.
 
Ty też nie pytaj mnie, dlaczego jest tak, a dlaczego jest siak. Nie wiem.
 

*tekst z dn. 24/06/2015 r. ze zmienionymi zdjęciami

Komentarze

  1. Powiem na swoim przykładzie tak:
    Mam koleżankę ze szkoły. Dziś nie widujemy się już tak często, ale czasem jakiś telefon, wspólny spacer. Zadzwoniłam do niej jak to zawsze bywa na urodziny. Wydawała się mi smutna, ale nie zapytałam czy coś ją trapi. Później zamilkła. Obiecała wpaść, zadzwonić... obiecała spacer a tu cisza.. Zadzwoniłam kilka razy do niej ale bez echa. Uznałam okej, nie to nie.
    Póżniej były moje urodziny. Zadzwoniła z życzeniami i zapytała czy może wpaść. Oczywiście, zgodziłam się. No a jakże. Rozmawiałyśmy o mydle i powidle aż w pewnym momencie mówię i pytam się tak:
    - Patiś, no to wesele braciszka było. Bracik się wypowadził i macie teraz cały dól dla siebie. Pokój wolny dla dzidzi, to kiedy będę "ciocią"??
    Kumpela spojrzała na mnie. W oczach pojawił się ból i ze łzami w oczach rzekła:
    - Byłam w ciązy ale się nie udało, straciłam dziecko dlatego się nie odzywałam.
    Byłam w szoku, było mi głupio.
    Zrozumiałam wtedy że nigdy więcej nikogo sie nie zapytam. Że to nie moja sprawa.
    I tak ludzie mają różne bagaże, więc jeśli chcą niech mówia.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. Wszystkie czytam, nawet jeżeli nie odpowiadam.