Nie da się ukryć, iż żyjemy w czasach
kultu młodości. 2/3 ofert pracy zaczyna się od słów „zatrudnię młodą
osobę” lub zawiera dopisek „praca w młodym dynamicznym zespole” (czyt.
jak jesteś stary, to wypierdalaj). Bardziej bezpośredni pracodawcy piszą
np. „zatrudnię panią do 35 roku życia”, a co łaskawsi rozciągają ten
mocno zaawansowany wiek do 37 lat.
Młody znaczy nowy, świeży, energiczny, otwarty, dostosowany do realiów współczesnego świata. Stary znaczy zużyty.
W znanym dowcipie pan powiedział pani, że chyba ostatnio sporo przytyła.
Pani z oburzeniem odpowiedziała, że przecież takich rzeczy nie mówi się
kobiecie. Zdziwiony pan odrzekł: „przepraszam, myślałem, że w pani
wieku to już obojętne”. O tak, zgodnie z dzisiejszym wszechobecnym
kultem młodości, w pewnym wieku powinno być już wszystko obojętne.
W sklepach odzieżowych znanych marek typu house, h&m, wrangler,
diverse pracuje sama gównażeria, aż się człowiek czasem zastanawia, czy
niektórzy z nich w ogóle ukończyli 18 lat. I to w zasadzie nie dotyczy
tylko znanych marek, bo w dużych lumpeksach też pracują młodziutkie
siksy. Wśród personelu salonów telefonii komórkowych również nie spotka
się nikogo w średnim czy starszym wieku, sama młodość. Inaczej jest w
marketach, tam na stronach internetowych niekiedy chwalą się, że
zatrudniają pracowników bez górnej granicy wieku. Cóż za
wspaniałomyślność! Normalni nic, tylko ich po rękach całować i na kolana
padać z wdzięczności.
Parę lat temu pewien wielki pan przedsiębiorca z rozbrajającą
szczerością wyznał mi, że zatrudnia do sprzedaży tylko i wyłącznie młode
dziewczyny. Po chwili chyba zauważył moją zdziwioną minę, gdyż
wytłumaczył się mniej więcej tak: „No bo jakby to wyglądało? Przychodzi klient, a tu taka stara baba siedzi„. Bez komentarza.
W reklamach telewizyjnych osoby po mniej więcej 45 roku życia promują co
najwyżej polisy na życie, fundusze emerytalne lub witaminy dla
seniorów. Mamusie, nawet nastoletnich dzieci, przeważnie mają na oko 25
lat. Aż strach pomyśleć, w jakim wieku były, kiedy zaczęły proces
rozmnażania się.
Dzięki programom telewizyjnym typu „idol”, „top model” czy „you can
dance” dowiadujemy się, że osoba w wieku 28-30 lat jest już bardzo
stara, do niczego się nie nadaje (nawet do śpiewania, pląsania bądź
kręcenia tyłkiem na wybiegu) i powinna przejść na emeryturę. Pamiętam,
jak w „you can dance” jeden z jurorów powiedział do uczestniczki: „masz już 26 lat, to ostatnia chwila, żebyś nauczyła się tańczyć!„.
A niby dlaczego ostatnia? Czy po 26 roku życia przestanie się do
czegokolwiek nadawać i zostanie jej tylko fotel bujany w połączeniu z
szydełkiem?
W świecie muzyki tak samo dominuje wczesna młodość. Jeszcze w latach
80-tych i 90-tych większość promowanych piosenkarzy miała powyżej 25-30
lat. Jeśli zdarzali się młodsi, to oni także występowali raczej w
„poważnym” repertuarze, że tak to ujmę. Dziś w muzyce popularnej
przeważają gówniarze z infantylnym wizerunkiem typu „jaki jestem świeży,
fajny i odlotowy, taki spoko ziom”. Te wszystkie niedojrzałe jule i
farne to dzieciaki urodzone w latach 90-tych, z kolei Sylwia Grzeszczak
czy Rafał Brzozowski wprawdzie nie urodzili się w tychże latach, jednak
ich repertuar również jest adresowany wyłącznie do młodszych
nastolatków. Nie mówię, że to coś złego, w końcu taka publiczność też
istnieje, chodzi mi tylko o fakt, że dzisiaj zamiast muzyki
przeznaczonej dla osób dorosłych promuje się muzykę dla dzieci i
nastolatków. To również świadczy o narastającym trendzie młodości i o
konieczności bycia wiecznie młodym.
Pamiętam, jak kilka lat temu na pudelku
bardzo ostro skrytykowano Avril Lavigne za to, że ponoć „udaje
zadziorną nastolatkę”. Na zasadzie, iż jest tak bardzo stara, a wciąż
ubiera się młodzieżowo i pozuje na młodą. Miała wtedy 27 lat.
Faktycznie, w tak zaawansowanym wieku powinna już szykować elegancki strój do trumny, a nie jej się tu różu i fioletu zachciewa.
Dzisiejszy świat należy wyłącznie do
młodych. Rzekłabym nawet: do bardzo młodych. Kulturowa pajdokracja.
Można powiedzieć, że przecież nie trzeba słuchać współczesnego popu,
oglądać głupawych programów bądź też czytać portali dla
ćwierćinteligentów. Owszem, nie trzeba. Jednak jeśli obsesyjny kult
młodości ma wpływ na nasze życie, na sposób myślenia pracodawców, na
społeczne postrzeganie starości jako czegoś złego, to w tym momencie
zaczyna się problem. Jakiego rodzaju problem? Po prostu czas szybko mija
i część z nas jednak tej „starości” dożyje… i co wtedy? Warto o tym
pomyśleć.
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz. Wszystkie czytam, nawet jeżeli nie odpowiadam.