I nie opuszczę cię aż do terapii

Przyznaj się, że cierpisz na nadciśnienie - ludzie przyjmą to ze zrozumieniem. Powiedz, że masz problemy z oczami, uszami, kręgosłupem, z trądzikiem - ludzie przyjmą to ze zrozumieniem. Tarczyca, cholesterol, wyrostek robaczkowy, woreczek żółciowy, infekcje - ludzie przyjmą to ze zrozumieniem. Ale powiedz tylko, że...

I nie opuszczę cię aż do terapii


Powiedz tylko ludziom, że cierpisz na zaburzenia nerwicowe - nie, nie przyjmą tego ze zrozumieniem.

Ludzie nie wiedzą, co to jest nerwica, co to jest depresja, co to jest lęk - dla większości ludzi to zwykły wymysł. Antydepresanty... a po co je bierzesz? Wystarczy przecież wziąć się w garść.

Ludzie nie wiedzą, jak to jest budzić się rano i nie mieć siły - ani fizycznej ani psychicznej. Nie wiedzą, jak to jest budzić się rano i już od rana czuć się jak gówno i ścierwo niepotrzebne nikomu. Albo nie czuć w ogóle nic. Nie wiedzą, jak to jest, gdy odczuwasz wieczne zmęczenie samym sobą i nic cię już nie interesuje, kompletnie nic. Nie wiedzą, jak to jest, gdy wszystko wokół doprowadza do skrajnej rozpaczy i rozdrażnienia.

Powiedzą ci: oj tam, inni mają gorzej i żyją, i sobie radzą. No może sobie radzą, ale akurat ja sobie nie radzę. Dodatkowe wywoływanie we mnie poczucia winy nie sprawi, że stanę się wulkanem energii. Trzeba być debilem, by tego nie pojąć, ale niektórzy jednak nie pojmują.

Ludzie nie wiedzą, jak to jest odczuwać przymus wiecznego liczenia wszystkiego i wszędzie. Nie wiedzą, jak to potrafi wykańczać. Nie wiedzą, jak to jest musieć w kółko powtarzać w myślach te same słowa. Nie wiedzą, jak to jest, gdy nawet chodzić musisz w określony sposób i wszystkie czynności wykonywać określoną liczbę razy. A jak to nie wystarczy, to od początku i od początku. Zgodnie ze zwyczajem i rytuałem.

Nie wiedzą, jak to jest się bać tak bardzo, że aż popada się w obłęd. Jak to jest, gdy nawet pozycję ciała musisz przybierać taką, żeby ci nie zagrażała i nie wywołała w przyszłości lawiny zdarzeń. Nie wiedzą, jak to jest, gdy każda najprostsza czynność staje się udręką polegającą na wiecznym przeliczaniu wszystkiego w nieskończoność i głupich absurdalnych rytuałach. Nie wiedzą, jak to jest, gdy katastroficzne myśli same wlatują do głowy i nie chcą z niej wyjść.

Powiedzą ci: oj tam, możesz przestać i po problemie. Gdybym mogła, to bym przestała dawno temu. Tyle że ciężko powiedzieć myślom, aby nie przychodziły, a lękowi, żeby sobie wziął i poszedł tak po prostu. Jest zbyt silny - aż tak ciężko to zrozumieć?

Ludzie nie wiedzą, jak to jest, gdy ktoś się na ciebie spojrzy, a tobie się wydaje, że chce cię wyśmiać, zabić, skrzywdzić. Logicznie nie ma to uzasadnienia, ale emocje mają to do siebie, że często nie są logiczne.

Ludzie nie wiedzą, jak to jest, gdy ktoś się do ciebie odezwie, a od wewnątrz już napływa fala strachu. Twarz czerwienieje, ręce drżą, oddech przyśpiesza. I masz ochotę uciec, gdzie pieprz rośnie. Nie wiedzą, jak to jest, gdy masz dokądś jechać autobusem, a przed wyjazdem musisz zmierzyć się z bólem brzucha i biegunką. I jest ci strasznie niedobrze, zmuszasz się, żeby w ogóle coś przełknąć.

I z drugiej strony: gdy męczy cię głód, ale nie możesz się przełamać, aby cokolwiek zjeść, gdy ludzie patrzą. Nawet, gdy masz mega ciśnienie na pęcherz, nie możesz się przemóc, aby iść przy ludziach do kibla i dodatkowo jeszcze wysikać się, kiedy ludzie non stop się kręcą.

I nie opuszczę cię aż do terapii

W poprzednim blogowym wcieleniu dość dużo pisałam o swoim życiu z zaburzeniami nerwicowymi. Niektórzy z czytelników zarzucali mi, że użalam się nad sobą, narzekam na siłę dla samego narzekania, uprawiam jakąś chorą martyrologię i takie tam różne. Że przecież wystarczy w góry wyjechać, wziąć się w garść, do ludzi wyjść, uśmiechać się. No mnie akurat nie wystarczy - i co?

Mnie wystarczyłoby zrozumienie.

Komentarze