Moje świąteczne true story*

Popołudnie, drugi dzień świąt, za oknem śnieg. Siedzę sama w domu, na stole ciasto i dopiero co zrobiona kawa. Myślę o tym, jak jest cicho i spokojnie oraz o tym, że dzisiaj na zewnątrz panuje minusowa temperatura. Wreszcie będę mogła wypróbować nowy krem ochronny na zimę.

W pewnym momencie ten drugi dzień świąt nabiera zupełnie nowego znaczenia. Spokojną domową ciszę przerywa nagle dźwięk dzwonka SMS.

Wstaję z fotela, po czym idę w kierunku telefonu. Po drodze myślę sobie, że jednak ktoś do mnie napisał. Ktoś wysłał mi SMS-a z życzeniami, ktoś o mnie pamięta. To niewiarygodne! No i jakże miłe.

Ta nowa myśl, że ktoś wysłał mi wiadomość z życzeniami, dodaje mi skrzydeł. I jak na skrzydłach niemal pędzę do tego wspaniałego telefonu. Red bull niepotrzebny, co innego może dodać skrzydeł, coś lepszego, no i tańszego.

Wreszcie jestem przy telefonie - moim słodziutkim, moim malutkim. Jak ja lubię ten swój telefonuś, swoją komóreczkę, komórcię. Cóż ona tam dla mnie przygotowała? Któż to do mnie napisał, która dobra dusza do mnie kliknęła? Zaraz sprawdzimy, wszystko się wyjaśni.

Zerkam niemedycznym kątem oka... no way! Biorę mały cud techniki do ręki, patrzę, a tam... wiadomość od operatora. Dotycząca faktury za telefon. Wystawiliśmy fakturę, kwota do zapłaty. Forever Alone!

*tekst z dn. 27/12/2014 r.

Komentarze