O widzisz, tak wygląda kapuś

W dziale, w którym pracuję, nie obchodzi się Wigilii 'pracowniczej' - że tak to roboczo ujmę - lecz może to i lepiej. Z jednej strony wypadałoby, jednak z drugiej atmosfera w naszym dziale nie jest najlepsza, ludzie nie są ze sobą związani i panuje duża presja na rywalizację oraz pozwolenie na donoszenie i kopanie dołków pod sobą nawzajem. Po co więc nagle mamy zacząć udawać zgraną ekipę? Nagle mamy się zacząć uwielbiać i szanować, bo zbliża się 24 grudnia? Bez sensu.

O widzisz, tak wygląda kapuś

W przyszłości - bliższej lub dalszej - każdy z nas pójdzie swoją drogą i nic nas nie będzie ze sobą łączyć. Pozostanie jedynie niesmak na wspomnienie o tym donosicielstwie, dokuczaniu i obgadywaniu - i to obgadywaniu nie zawsze tylko za plecami. Rzeczą, której nauczyłam się o stosunkach międzyludzkich pracując tutaj jest to, że można obgadywać kogoś, kto stoi lub siedzi tuż obok. Niewiarygodne, ale prawdziwe. 

Wydawać by się mogło, że obgadywanie kogoś, kto stoi tuż obok, to szczyt jakiejkolwiek bezczelności, ale u nas w pokoju jest to norma. Tak samo jak wyśmiewanie się z kogoś prosto w twarz, że czegoś tam nie wiedział czy nie umiał. Jedna z drugą pracują w tym samym dziale po kilkanaście lat i myślą, że z tego powodu pozjadały wszystkie rozumy. Gdyby musiały zmienić profesję i zacząć uczyć się czegoś od nowa, to nauczyły się przy okazji też trochę pokory i inaczej by śpiewały. Dla mnie to żadne osiągnięcie pracować w jednym miejscu przez kilkanaście lat. Gdyby mnie zaraz po szkole ktoś zatrudnił na etat, to też bym się zasiedziała i jakie to jest niby osiągnięcie?

Ja mam czyste sumienie. Odkąd tu pracuję, ani razu nie doniosłam na nikogo do kierownictwa. A są tacy, którzy czynią to nagminnie i jest dla nich to wręcz chleb powszedni. Któraś dziewczyna poszła na jednodniowy urlop i nie zostawiła na ten jeden dzień nikomu swojej pracy? No to szybko, dzwonimy do kierownika - a niech jej się dostanie, jak wróci! Kto będzie miał z tego korzyść, że się kierownik dowie? Oczywiście nikt, ale ile radości dla takiego konfidenta... I ta dzika satysfakcja w głosie, że się kierownik zdenerwował. Albo jeszcze lepiej: ktoś ma bałagan na biurku - szybko, idziemy do kierownika! On/ona ma bałagan na biurku, weź coś z tym zrób i to szybko, bo my nie możemy pracować patrząc na to! A jak znów dokumenty krzywo położy, to jeszcze się postraszy kolejnym donosem do kierownika! A jak! Bo one przecież lubią, gdy dokumenty leżą prosto i wszyscy muszą się do nich dostosować.

Przyznam się, że parę razy zdarzyło mi się pomyśleć: że też te cholery nie pozdychają, tylko tak dręczą ludzi normalnych! Wiem, że nieładnie jest tak myśleć, ale naprawdę o ile przyjemniejszym miejscem do życia byłby świat, gdyby nie było takich wrednych pizd w otoczeniu.

Klimatyzacja? Ma być włączona przez cały dzień i już, bo one tak chcą.  Środek zimy? Okna mają być otwarte, a kaloryfery zakręcone, bo one tak lubią. I tak jest właściwie ze wszystkim. No a bić się raczej nikt z nimi nie będzie, choć nieraz myślę, że lekki wpierdol by im nie zaszkodził. A wręcz przeciwnie.

A tylko niech się ktoś odezwie, że mu się coś nie podoba: zakrzyczą jak kury, zawrzeszczą i jeszcze na skargę pójdą - tak się u nas pracuje. A jak to mówią: gówna lepiej nie ruszać.

No ale dosyć tej godziny dla bliźnich, praca to przecież... tylko praca. Lecz z drugiej strony praca to czynnik determinujący nasz byt, nasze być albo nie być. No i spędza się w niej większość dnia, więc jest to jakby również istotna część codziennej egzystencji. Cóż, bywało dużo gorzej, miewałam gorsze prace, a tutaj da się przeżyć. Wystarczy robić swoje i nie zwracać uwagi na resztę. Lubić się nie trzeba, byleby dało się pracować i wytrzymać.

Kiedyś i tak każdy pójdzie swoją drogą, a bycie kurwą i ludzką szmatą obciąża sumienie tejże, a nie moje. Ja staram się być dobrym człowiekiem, a inni niech sobie będą, kim chcą. To ich sumienie i ich wybór.

Komentarze