Wspólna kuchnia nadal jest kuchnią

Jestem istotą tak niedoskonałą, że przeraża mnie to niebywale. Ciągle robię jakieś głupoty, głupie takie głupoty. Skończyłam niepraktyczne studia, szkołę średnią nieodpowiadającą moim zainteresowaniom, całe życie zmagam się z brakiem asertywności, a przez większość życia nawet nie odczuwałam potrzeby asertywności. Wczoraj jadłam ciasto, mimo że nie powinnam. Popijam kawą leki na nadciśnienie. Doprowadziłam się sama do chorób, na które cierpię i teraz będę się zmagać z nimi przez całe życie. Poszłam kiedyś do pracy do januszexu, mimo że moja intuicja podpowiadała mi, że coś jest nie tak - wytrzymałam tylko i aż 3 miesiące. Ostatnio zmarnowałam pomidora i musiałam go wyrzucić. Nie mam dzieci i żałuję, ale mieć już chyba nie będę, bo mam swoje lata. Kilka razy popłakałam się w pracy, bo ktoś był głupszy niż ustawa przewiduje. Boję się wszystkiego: ludzi, bezrobocia, katastrofy, przyszłości albo braku przyszłości - perspektyw na przyszłość. Przejmuję się za bardzo tym, co jest wokół i tym, czego wokół nie ma. Kiedy byłam młoda, myślałam, że mam jeszcze czas na wszystko. Ale czas jakoś tak szybko mija - bez litości, sentymentów. Nie daje szansy na naprawę błędów.

Wspólna kuchnia nadal jest kuchnią

Mimo tylu lat na karku, nie ogarniam za bardzo praw rządzących tym światem. I czasem tak bardzo mi się nic nie chce, że sama na siebie jestem później zła. Miałam taki czas, ze uwielbiałam kłócić się z ludźmi na forach czy jakichś dziwnych portalach. Po co, dlaczego? Nie wiem. Miałam też przez długi czas fazę na czaty, głównie ten na interii. Po co, dlaczego? Nie wiem. Zbyt mocno uzależniałam swoją wartość od opinii innych ludzi. I uzależniam nadal, choć teraz stałam się tego zjawiska świadoma.

Myślę, czy nie jestem za surowa dla ludzi. Może jestem, nie wiem. Kiedy widzę, że ludzie w pracy w mailach czy notatkach do mnie nie używają przecinków bądź robią błędy ortograficzne, to szlag mnie jasny trafia. Jakim cudem oni pracują w biurze? Czy oni w ogóle skończyli szkołę podstawową? Przecież taki baran, który nawet pisać nie umie, to powinien rowy kopać, a nie administrować czymkolwiek. Nie umie się wysłowić jeden z drugim, przecinka użyć w zdaniu, podstawowych zasad ortografii nie zna, ale za to wielki pan kierownik/koordynator/specjalista/szef. Aż wstyd ludzi, że taki nieuk nie dość, że w ogóle został przyjęty, to w dodatku jakimś dziwnym zrządzeniem losu, doczołgał się do wyższego stanowiska. Wierzyć się nie chce, a jednak. To byłoby nawet śmieszne, gdyby nie było tak prawdziwe.

A gdyby oni wiedzieli, że aż tak nimi gardzę i myślę sobie o nich takie okropne rzeczy? Wydaje mi się, że mieliby to gdzieś. To tylko ja zostałam tak nauczona, że najważniejsze jest, co ludzie sobie pomyślą. Mój byt zależy od opinii innych ludzi na mój temat. Muszą mnie lubić, szanować, poważać, bo inaczej jestem przegrana na starcie. Inni ludzie zostali wychowani w przeświadczeniu, że nie wszyscy muszą ich lubić i nie wszystkich muszą się przypodobywać. Mnie też nie muszą - a co sobie pomyślę, to sobie pomyślę. I tak wpływu na nic nie mam w tej kwestii.

Oprócz osobników nie potrafiących poprawnie pisać, nie cierpię też osobników słuchających i jarających się disco polo, wyznawców Korwina, moich poprzednich współlokatorów siedzących wiecznie we wspólnej kuchni, osobników zarozumiałych i wywyższających się. Nie cierpię fałszywych koleżanek, które najpierw są milutkie, dodają mi otuchy i udają, że mnie lubią, a później piszą na mnie długie donosy do szefostwa. Nie cierpię płytkich panienek rozmawiających przez 3 godziny o tym, jaką bluzkę sobie kupić, gdzie robią najlepsze hybrydy na paznokcie albo co zrobić na jutrzejszy obiad. I z jakim sosem.

Chyba jestem aspołeczna lub mam trudny charakter. A może po prostu nie lubię pustego gadania o niczym, bez cienia finezji, abstrakcji, wyobraźni, poczucia humoru, ikry, bez emocji, bez łamania nudnych konwencji. Zaś o rzeczach konkretnych lubię rozmawiać konkretnie, bez zbędnego kłapania dziobem. Chyba taka właśnie jestem.

Taka jestem i nie każdy musi mnie lubić. Ba, jest nawet spore grono osób - wirtualnych i niewirtualnych - które z chęcią korzystają z tego prawa do nielubienia mnie. Tak czy siak zawsze najlepiej zdać sobie sprawę z tego, że większość ludzi na świecie nawet nie zdaje sobie sprawy z naszego istnienia. Po co więc przejmować się tą garstką, która jest w naszym otoczeniu i akurat nas nie lubi? Każde środowisko ma swoją specyfikę, natomiast nie w każdą specyfikę trzeba się wpasowywać. To, co jednemu odpowiada, drugiemu już nie. To, co dla jednego jest wadą, dla innego będzie zaletą. Jeżeli kolega cię nie lubi, nie zmieniaj siebie: zmień kolegę. A jeśli nie można zmienić, to ignoruj ignoranta.

Na bezrobociu mogłam podjąć pracę od zaraz. Teraz jestem uwiązana tzw. okresem wypowiedzenia. Jeżeli ktoś potrzebuje pilnie pracownika od zaraz, to już ze mną jest problem. Natomiast na bezrobociu problemem był mój brak doświadczenia i... bezrobocie jako takie. Jedne problemy przychodzą, inne odchodzą - a później może być na odwrót. To, co dla jednego jest wadą, dla innego w innej sytuacji może być zaletą.

Jest prawie północ, piosenka się skończyła. Zapadła taka cisza nietypowa, aż słyszę wyraźnie dźwięk moich palców uderzających o klawisze. Cisza również może być dobra albo zła - zależnie od sytuacji lub alternatywy dla tejże ciszy. Gdybym mogła teraz pomilczeć sobie z kimś, to byłaby dobra alternatywa. 

Może film jakiś sobie obejrzę. Filmy, które mnie się podobają, niektórym mogłyby się nie spodobać. Podobno o gustach się nie dyskutuje, ale ja mam inne zdanie: o gustach trzeba dyskutować. Trzeba wiedzieć, z kim ma się do czynienia i czy coś nas łączy - chociażby zamiłowanie do tych samych filmów.

Komentarze