Jutro będzie nudno

Niekiedy mam w sobie coś na kształt tęsknoty, ale nie jest to tęsknota za czymś konkretnym. Bardziej za emocjami. Chciałabym poczuć te emocje, co wtedy. Te same uczucia, które dodawały mi skrzydeł, nadziei, poczucia spełnienia. Tego wszystkiego już nie ma: tych emocji, tych skrzydeł, tego poczucia spełnionego obowiązku. Nie ma ani śmiechu ani łez, ani wkurwienia ani rozbawienia, niczego. Dokładnie: nie ma niczego.

Jutro będzie nudno

Myślałam, że wszystko, czego chcę, to święty spokój, ale przypomniało mi się, że przecież święty spokój już miałam i dzięki temu wiem, że nie ma w życiu nic bardziej cofającego w rozwoju. Przypomniało mi się to, ponieważ teraz też mam święty spokój, tyle że w pracy. Na początku było fajnie: cisza, spokój, ukojenie. Nikt nie dzwoni z pretensjami, nie ma presji czasu, nie ma aż takiej odpowiedzialności, z nikim nie trzeba na siłę gadać o dupie marynie, nikt nie pierdoli trzy po trzy, nie trzeba robić dwudziestu rzeczy naraz - no fajnie, fajnie. Ale fajnie tylko do czasu.

Bezrobocie na początku też nie było takie złe: można się wyspać, ma się cały dzień dla siebie, nie trzeba się użerać z debilami. Ale to tylko na początku. Później człowiek uświadamia sobie, że dobrze jest czasem się z kimś poużerać. Użeranie się z ludźmi uczy, rozwija, człowiek poznaje siebie i własne granice. W końcu uświadamiasz sobie, że pod tym świętym spokojem, który jest przecież taki fajny, kryje się drugie dno, mroczna strona: nikogo nie obchodzisz, nikogo nie masz, nikomu nie jesteś potrzebny. Nie rozwijasz się, niczego nowego się nie uczysz i nie zbierasz żadnych doświadczeń. Stagnacja: stoisz w miejscu, a czas płynie dalej. Nie wiesz, jak masz na nowo wskoczyć w jego wir.

Jakiś czas temu w pracy zostałam przeniesiona, gdyż w innym pokoju brakowało ludzi i zorganizowali roszady kadrowe. No i fajnie. Od tamtej pory pracuję z bardzo spokojnymi i bardzo zrównoważonymi osobami, a moja praca również jest spokojna, mało ambitna, łatwa i przyjemna. Prawie nikt do mnie nie dzwoni i nikt nic ode mnie nie chce - istny raj. Lepszego raju wymarzyć sobie nie można.

No i tak patrzę ostatnio na ten telefon: zadzwoniłby ktoś czasem z opierdolem, że znów ktoś coś od nas spierdolił i nie działa. Ale nie, bo tu są wszyscy mili i kulturalni, aż do urzygu. Teraz moja praca nie jest aż taka znacząca i odpowiedzialna, żeby aż ktoś z opierdolem dzwonił. Nikt na mnie nie krzyczy i nikt niczego ode mnie nie chce. Przychodzę rano, obrabiam po cichu stos dokumentów, wychodzę do domu. Następnego dnia sytuacja się powtarza. I następnego też... Istny raj.

Przez cały dzień w pracy prawie nikt się do nikogo nie odzywa, każdy siedzi cicho nad swoim. Samodzielne stanowisko i twardzi liderzy zespołu - hurra... Nikt nie przeklina, ponieważ jest to bardzo niekulturalne. Nikt na nikogo na krzyczy, nikt do nikogo nie ma żadnych pretensji. Istny raj.

Obgadywania też nie ma, no bo jak, skoro się ludzie do siebie nie odzywają? Zresztą obgadywanie przecież jest be i niekulturalne.

No i tak to, istny raj. Nie ma z kim pogadać przez cały dzień, nawet o dupie marynie. Nikt nikogo nie obchodzi, nikt z nikim nie rozmawia. Nie ma z kim pogadać, nie ma kogo obgadać, nie ma się z kim pokłócić, nie ma się z kim pośmiać, nie ma z kim porobić drobnych heheszków. Są za to zasadniczy liderzy zespołu, przy których trzeba uważać na każdy gest i każde słówko.

No więc uważam. Przychodzę rano, przez cały dzień skupiam się jedynie na robocie i robię w kółko to samo - prawie się nie odzywając do nikogo. Jest sztywno, drętwo, nudno i dołująco.

Ale nic to, bo to wszystko bym jeszcze przeżyła. W końcu gorsze rzeczy się w życiu zdarzają, prawda? Robota jak robota, grunt to robić swoje.

Niestety problemem są zarobki. Jak już pisałam tutaj kilkakrotnie: nie dość, że zarabiam marne grosze, to jeszcze od długiego już czasu nie miałam żadnej podwyżki. Nowi zarabiają więcej ode mnie, bo ich trzeba zachęcać - mnie już nie trzeba. I tak się powoli żyje w tej wielkiej wsi.

Zatem zebrałam się na odwagę i spytałam się o podwyżkę. Odpowiedź była krótka: nie. Co z tego, że od 2 lat wszystko idzie w górę, a moja niska pensja stoi w miejscu? Nie, bo nie. Tego już za wiele.

Muszę się stamtąd wyrwać, bo robią ze mnie głupią. Stawiają na nowych, a ja to tylko ja - przecież i tak zostanę. Otóż, kurwa, nie! Nie dam z siebie robić dłużej idiotki. Znam dziewczynę, która nie dostawała tam podwyżki o wiele dłużej niż ja - i dalej tam pracuje. Cóż, jej wybór. Widocznie mają rację rozumując, że po co jej dawać podwyżkę, ona i tak nie odejdzie. Ale ja się nie dam, nie zrobią ze mnie frajerki. Tamtej wmówili, że latami nie może dostać podwyżki, bo naganę dostała - co oczywiście jest kompletną bzdurą. Dobrze, że jeszcze jej nie wmówili, że musi co miesiąc karę chłosty przyjmować za tę naganę.

Istnieją także inne czynniki i machloje, które robi firma, a ja na tym tracę, ale już nie będę się aż tak uzewnętrzniać. Nie po to jest ten blog, żeby aż w takie szczegóły się wdawać. Podsumuję po prostu oględnie, że w tej firmie naciągają i wykorzystują prawo do maksimum, aby tylko pracownikowi nie dać złotówki więcej. Muszą mieć naprawdę świetnych prawników, bo falandyzują prawo, ile tylko się da.

Zresztą już kiedyś zdarzyło mi się pracować w firmie, w której tak oszczędzali na pracownikach, że zatrudniali wyłącznie emerytów i stażystów. Za stażystę płacił Urząd Pracy, więc hulaj dusza. Nawet sprzątaczkę chcieli mieć na stażu. O dziwo nie było chętnych na tę kuszącą ofertę, więc ja - wówczas też stażystka - musiałam sprzątać sama. Można? Można! Witamy w Polsce.

Moim problemem jest to, że za bardzo się staram, i szefostwo to widzi. Skoro tak się stara i tak jej zależy, to nie odejdzie. A skoro nie odejdzie, to po co pieniądze marnować na jakąś podwyżkę.

Wysyłam CV jak opętana i w końcu może ktoś się odezwie. Problemem jest okres wypowiedzenia, bo tutaj trzymają do końca. Cóż, podobno nie ma problemów - są tylko wyzwania. Dla mnie wyzwaniem teraz jest zmiana pracy. Może w nowej pracy ludzie będą się nawet odzywać do siebie. Kto to wie?

Komentarze

  1. Uuuu... aż tak sztywna atmosfera to nie moja bajka. Ja znowu musiałam być wiecznie uśmiechnięta, słodka do bólu... Boziu, jak ja się męczyłam. Mogli mnie traktować z góry, ale ja musiałam być nienagannie słodziutka. Kiedyś nie dałam rady, facet mnie wkurzył i mu nagadałam. Wiedziałam tego samego dnia, że nie zostanę w tej pracy, bo gubię siebie, a to najgorsze co mogę sobie zrobić. Teraz uwielbiam swoją pracę sprzątaczki śmierdzącej hali, a problemy na całego. Byleby dodawać zajęć i płacić mniej. Zresztą jutro się dowiem czy w ogóle ich jeszcze na nas stać... bez komentarza. Kochana, życzę nam, by było naprawdę dobrze. Ja chcę zachować pracę, a Tobie życzę, byś znalazła o wiele i raz jeszcze wiele razy lepszą od tej teraz. Trzymam kciuki z całych sił! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie wiem, czy na dłuższą metę nadawałabym się do pracy z klientami. Ludzie są różni i najróżniejsi, nieraz potrafią podnieść ciśnienie i nic nie można z tym zrobić, bo to przecież klient. A już najgorzej, jak trzeba przekonywać do czegoś ludzi jak np. opiekun klienta, przedstawiciel handlowy czy agent ubezpieczeniowy. Dla mnie usługiwać ludziom - np. w charakterze kasjerki - jeszcze ujdzie przez jakiś czas, ale znosić fochy i fanaberie klientów, żeby tylko podpisali umowę lub nie zerwali umowy, to nie na moje nerwy. To już trzeba mieć w sobie tony cierpliwości i odporność psychiczną.

      Usuń
  2. Na pierwszy rzut oka takie warunki pracy mogą wydawać się rajem oprócz zarobków, no ale ile tak można wytrzymać w całkowitej ciszy? Nawet największy introwertyk czy aspołecznik z czasem będzie potrzebował przełamania tej rutyny.

    OdpowiedzUsuń
  3. A u nas jest znów tak, że podwyżki dają, ale dają je tym, którzy zostają po godzinach i przychodzą w soboty. Czyli ja. Jest też comiesięczna premia uznaniowa którą dostają wszyscy, także i ci którzy przez osiem godzin dziennie dłubią w nosie a soboty spędzają w domach... Choć prezes nasz wie że wg sporej części z nas nie jest to sprawiedliwe, bo nie chcemy pracować na cieciów to ma najwyraźniej tyle kasy, że ją rozdaje. Z drugiej strony jak za darmo nie da, to nikt tam robił nie będzie...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. Wszystkie czytam, nawet jeżeli nie odpowiadam.