Tu na razie weselisko, ale będzie też ognisko

Koronawirus - tydzień już któryś tam, chyba dwudziesty: Liczba zakażonych w naszym kraju stale się powiększa z dnia na dzień. I to tylko ta oficjalna liczba, liczba osób przebadanych i potwierdzonych. W rzeczywistości pewnie jest dwa razy tyle zakażonych, jeśli nie więcej. Ministerstwo Zdrowia w swoich tweetach ciągle uspokaja, że "większość zmarłych miała choroby współistniejące". Uff, można odetchnąć z ulgą, mieli jakieś tajemnicze choroby, więc sami są sobie winni i zasłużyli, bo mogli nie chorować, a w ogóle i tak by umarli. Teraz, za 10 lat albo za 20 lat, ale by umarli. W końcu każdy kiedyś umrze, co nie? To nie szkodzi, że do tych tzw. "chorób współistniejących" zalicza się m. in. nadciśnienie, na które cierpi 1/3 Polaków, a część nawet nie wie, że na to cierpi. Choroby układu krążenia? Podobnie. Choroby współistniejące - i nie ma bata, to one zabijają, a nie jakiś tam koronawirus. Prawdziwa epidemia chorób współistniejących. 

Tu na razie weselisko, ale będzie też ognisko

Wesela są dozwolone, imprezy są dozwolone, a w autobusach dalekobieżnych sprzedawane są bilety na 100% miejsc. Jeżeli autobus jedzie 3 godziny, a bezpośrednio obok ciebie usiądzie ktoś zakażony, to jest niemal pewne, że ty też wysiądziesz z tego autobusu zakażony. Nie ma bata, żeby uniknąć wirusa siedząc ramię w ramię z kimś zakażonym przez 3 godziny. To byłby wręcz cud, ale co to obchodzi przewoźników? Dla nich liczy się wyłącznie zysk.

To jest po prostu podłe ze strony przewoźników, żeby w czasie epidemii tłoczyć ludzi, sprzedawać 100% miejsc i mieć za nic zdrowie własnych pasażerów. Ale cóż, kasa najważniejsza. W razie ewentualnych zakażeń winnych później nie będzie.

Obowiązek noszenia maseczek? I tak nikt tego nie pilnuje. Kto jest mądry, to nosi, ale debile spod znaku "to tylko zwykła grypa" lub "nie ma żadnej epidemii", nie noszą i nikt nawet na to nie reaguje. I co im zrobisz? Bić się z nimi będziesz? 

Karyna w autobusie bez maseczki, druga karyna bez maseczki, zaś w sklepie janusz z zapijaczoną mordą dumnie nosi maseczkę na brodzie. Zapewne tą samą jednorazową od początku epidemii. W biedrze baba bez maseczki idzie prosto na mnie i nie zachowuje dystansu, dopiero przy kasie zakłada jednorazówkę, żeby się nie czepiali. Żałosne. I co takiej zrobisz? Nic, bo jeszcze złośliwie nakaszle na ciebie, już były takie przypadki opisywane. Jakiś sebix wrócił zza granicy, miał być na kwarantannie, sąsiadka zwróciła mu uwagę, a ten na nią nakaszlał. Zatem nikt nie reaguje, bo po prostu strach reagować. Jak ktoś nie nosi maseczki, gdy wokół panuje epidemia, to z pewnością normalny nie jest, więc normalnie też się nie zachowa na ewentualne zwrócenie uwagi.

Nikt nie reaguje, chociaż z drugiej strony nie do końca nikt nie reaguje, bo dzisiaj pani kasjerka w sklepie zwróciła uwagę grupie małolatów, którzy nie mieli maseczek. Jeden z nich odpowiedział zniecierpliwiony: ale ja nie mam w ogóle i co mam teraz zrobić? Epidemia trwa od marca, a jeden z drugim nawet z szalika sobie maseczki nie ogarnęli. Jeszcze się nabijali z ludzi w sklepie, że chodzą w maseczkach. Tyle, że ja w maseczce zrobiłam sobie zakupy, a oni nie - hehehe. I tak powinno być zawsze. Brawo pani kasjerka! Jak oni żyli do tej pory i jak robili zakupy, skoro w ogóle nie mają maseczek? Po prostu chyba korzystali z tego, że nikt nie reagował ze strachu.

Albo wesela: no kto normalny na wesela chodzi, kiedy trwa epidemia i ludzie umierają przez jakiś nowy nieznany wirus? Trzeba być debilem do entej potęgi, żeby w czasie epidemii po weselach łazić. A później wielkie zdziwienie, skąd tyle ognisk chorobowych i czemu jest coraz więcej zakażonych. No ciekawe, czemu.

Głupi ludzie nie czują, że ich to dotyczy, bo są prymitywni, a ten ich prymitywizm wzmaga dodatkowo rząd. Ministerstwo informuje o jakichś tajemniczych "chorobach współistniejących", więc debil z kretynem pomyślą sobie: aaaa, mnie to nie dotyczy, to tylko tych dziwaków dotyczy z jakimiś bliżej nieokreślonymi chorobami. Mieli jakieś dziwne choroby, więc sami sobie winni, że umarli. Premier oficjalnie ogłasza przed wyborami, że wirus jest w odwrocie i nie ma się czego bać. Wirus chyba niespecjalnie przejął się słowami premiera, bo trzyma się świetnie i coraz lepiej się czuje w naszym kraju.

Prezydent zapytany niedawno o noszenie maseczek odpowiedział: nie każdy może, nie każdy lubi. Tak odpowiedział prezydent kraju, w którym obecnie jest potwierdzonych ok. 50 tys. osób zakażonych i codziennie z powodu tego wirusa ktoś umiera. A nie, sorry, nie z powodu wirusa: z powodu chorób współistniejących. W większości.

Po internecie krążą zdjęcia premiera robiącego zakupy bez maseczki - i debile już mają pożywkę, że nawet premier wie, że żadnej epidemii nie ma, że to światowy spisek. A któż miałby ten spisek obmyślić, wdrożyć na tak szeroką skalę i jeszcze na nim skorzystać? Kosmici? Ja wiem, że istniały i istnieją różne światowe spiski, ale już aż tak potężnego i międzynarodowego spisku raczej nikt by nie był w stanie wcielić w życie. Ci zmarli to też wymyśleni? Ci pod respiratorami to dla zabawy tam leżą? Ci chorzy to symulanci? Myśleć trochę trzeba. 

Dezynfekuj ręce, noś maseczkę, zachowuj odstęp od innych


Ale po co myśleć, skoro wygodniej odsuwać od siebie prawdę i odwracać się od rzeczywistości? Łatwiej powiedzieć sobie, że żadnego zagrożenia nie ma, a epidemia nie dzieje się naprawdę. Można wtedy się nie bać i powiedzieć sobie: e tam, mnie to nie dotyczy, coś tam sobie wymyślili, a przecież grypa groźniejsza. Nagle wszyscy stali się lekarzami, epidemiologami, wirusologami, farmaceutami i naukowcami. Może jestem dziwna, ale jeśli mam do wyboru uwierzyć lekarzowi, że wirus istnieje albo uwierzyć jakiemuś januszowi z internetu, że wirus nie istnieje i to światowy spisek, to wybieram uwierzyć lekarzowi. Faktycznie, to wielki problem, że trzeba nosić maseczki, dezynfekować ręce i trzymać dystans. Coś, co powinno być normą nawet i bez epidemii, dla niektórych ludzi jest ogromnym problemem, torturą i mordęgą. Ciekawe... to przed epidemią nie myli rąk i pchali się na ludzi w kolejce?

Ostatnio na twitterze pod moimi wpisami dot. maseczek uaktywniła się jakaś nawiedzona antymaseczkowa baba. Zalała mnie stosem wpisów w stylu, że ona szmaty na twarzy nosić nie będzie i koniec. Ja w końcu odpowiedziałam, że maseczki nosi się głównie dla innych, żeby innych nie zarażać. Reakcja? Mnie nie obchodzi, czy ja innych zarażę. No cóż, w takim razie nie mam więcej pytań, bo co niby można więcej powiedzieć? Jeśli ktoś jest aż takim egoistą, że nie obchodzi go, czy przez niego ktoś umrze czy nie, to co ja mogę na to więcej powiedzieć?

Czasem mam wrażenie, że Polacy nawet bez epidemii sami nawzajem się powykańczają i to z miłą chęcią. Ta epidemia prędko się nie skończy przez takich jak babsko z twittera, głupie małolaty w sklepie czy prezydent, który utwierdza ludzi w przekonaniu, że noszenie maseczek nie jest konieczne. Jeszcze trochę wesel, wieców, imprez i podróżujących górników, a nikt już nie będzie nad tym panował, o ile jeszcze ktoś nad tym panuje i kontroluje. 

Trzy proste zasady: dezynfekować ręce, nosić maseczkę, zachowywać odstęp - dla ludzi jest to absolutnie niemożliwe do realizacji i nie do przebrnięcia. Jak ci ludzie żyli przed epidemią? Nie myli w ogóle rąk, leżeli komuś na plecach w kolejce, wpychali się na siłę na kogoś w autobusie? No bo na to wychodzi, jeżeli tak proste i oczywiste sprawy są dla nich fantastyką naukową. Już nie wspomnę o tym, że już mało kto nosi rękawiczki jednorazowe, a na początku epidemii niektórzy nosili jedne rękawiczki chyba przez kilka dni, dopóki ostatecznie już nie popękały. Polak potrafi.

Istnieje również grupa prymitywów, która uważa, że "w zasadzie to już każdy przeszedł tego wirusa". Dlaczego tak twierdzą? Ponoć dużo osób na przełomie roku miało dziwny kaszel i katar. No tak, w końcu inne wirusy nie powodują kaszlu i kataru, w ogóle. Poza tym nikt nie powiedział, że przechorowanie daje odporność na ten konkretny koronawirus. Koronawirusy bardzo szybko mutują i można zachorować drugi raz, nawet ciężej. To nie jest różyczka, że jak się przechoruje, to odporność do końca życia. Na grypę też można wiele razy chorować, bo po prostu ten wirus mutuje. Koronawirusy mutują jeszcze szybciej, więc przechorowanie nie daje żadnej odporności. To już zostało zauważone i potwierdzone, ozdrowieńcy chorowali drugi raz. Jednak niektórym nie wytłumaczysz, oni wiedzą lepiej, że "jak się przechoruje koronawirus, to jest się na niego odpornym". Gdyby życie było takie proste...

Dziw aż bierze, skąd się wzięło tylu bezmaseczkowych idiotów, skąd oni wszyscy powyrastali jak grzyby po deszczu. Co tacy ludzie mają w głowie? Sieczkę, pustkę, a może trociny? Czemu dla nich to takie trudne przetrzeć ręce płynem, żelem antybakteryjnym lub zakryć nos i usta? Nie rozumiem tego kompletnie, to jest kompletne minimum zalecane nawet i bez epidemii. Niektórzy mówią, że nie mogą nosić maseczki - ale przecież są też przyłbice. Mówią, że wirus jest niegroźny - ale czemu chcą koniecznie to sprawdzać ryzykując zdrowiem lub życiem swoim i swoich bliskich? Czemu prawdziwa polska kolejka to kolejka, w której wszyscy pchają się na siebie i dyszą sobie nawzajem w kark? I ta frustracja później, że ja trzymam dystans w kolejce, a tu nagle zjawia się jakiś kretyn, najczęściej bez maski, i bezczelnie wpycha się między mną a osobą, która stała przede mną. I dyszy tamtej w kark jak gdyby nigdy nic. To jest po prostu niepojęte, ale co takiemu zrobisz? Wiąchę ci pośle albo napluje i tyle, bo normalny człowiek to raczej nie jest, skoro wpycha się w kolejce.

Patrząc na to, co ludzie wyprawiają i jak bardzo mają gdzieś normy sanitarne, bardzo boję się jesieni. Niektórzy głoszą, że wirusa nie ma, bo oni nie znają osobiście nikogo zarażonego. No to może już niedługo ich marzenie się ziści, bo przy takim tempie wzrostu w lato, na jesieni może dojść do sytuacji, że nikt już nad wirusem nie będzie panować i wtedy każdy osobiście będzie znać kogoś zarażonego. Skoro tak bardzo niektórzy o tym marzą, to pewnie będą przeszczęśliwi.

Komentarze