Nie wyobrażam sobie jutrzejszego dnia, w ogóle. Nie mogę uwierzyć w to,
że jej już nie ma. Wstanę – i co? Jej nie będzie, a ja będę bez niej.
Nie pojmuję tego swoim małym ograniczonym rozumkiem. Tak małym jak moja
chęć do obudzenia się jutro rano.
Patrzyła na mnie zawsze tymi swoimi
ciemnymi wiernymi oczami. Patrzyła z pełną ufnością i oddaniem – żaden
człowiek nie potrafi tak patrzeć. A teraz jej nie ma i nie będzie już na
mnie patrzeć. Nigdy.
To jest niepojęte, jak wszystko szybko na
tym świecie się zmienia. Zawsze ktoś odchodzi do lepszego (mam
nadzieję) świata, lecz nie zawsze sam tego chce. Życie decyduje za
niego, za nas. Ktoś jest, a w następnej chwili już go nie ma – śmierć
was rozdziela. Śmierć tak już ma, że zawsze rozdziela i kończy żywot
zbyt skutecznie.
Nie chodzi o mnie, bo najgorsze w tym
wszystkim jest to, że mogła jeszcze pożyć i to wiele lat. Ale nie
pożyje, gdyż los zdecydował inaczej. Los nigdy nie pyta się nas o
zdanie. Autokrata, tyran jeden.
Już jej nie ma i nigdy już jej nie
będzie. Urodziła się, żyła, po czym żywot swój zakończyła. Kilka lat
niespokojnego życia… i nagle koniec. Można tak? Życie decyduje za nas,
że można: że tak stać się może i tak też się stało.
Żyła zbyt krótko, a tak wiele cierpienia w życiu zaznała. Kocham ją i zawsze będę.
Chciałabym ją pocieszyć, gdziekolwiek
teraz jest. Aby wiedziała, że komuś na niej zależało. Może kiedyś
jeszcze spotkamy się nad rzeką i pójdziemy na spacer.
Ja również straciłem miesiąc temu mojego najlepszego przyjaciela, który był ze mną przez całe swoje życie - 18 lat (albo 110 lat licząc według jego). Razem z nim umarła część mnie. Coś się zawaliło. Zostały mi tylko zdjęcia i wspomnienia...
OdpowiedzUsuńTrzymaj się...