Nowy dzień, nowa ja*

Postanowiłam przenieść tutaj wpisy z bloga na wordpressie, ponieważ wordpress niestety nie jest już tak dobry i intuicyjny, jak kiedyś. Doszłam do wniosku, że lepiej wszystkie wpisy mieć na bloggerze. Import z wordpressa nie udał się, dlatego wprowadzę je ręcznie. - To tak słowem wstępu.

Dzisiaj w pracy przekonałam się, że gdy popełnisz błąd, to zostajesz sama i nikt ci nie pomoże. W sumie to nie wiem, czemu ja się dziwię: tacy są ludzie. Boją się pewnie, że będę chciała podzielić się z kimś naganą, więc już lepiej na wstępie się odciąć. Tacy są ludzie, że myślą tylko o własnych dupach, i może ja też powinnam wreszcie zacząć. A ja, jak to ja: ciągle mi zależy, żeby ludzie mnie akceptowali. Ale właściwie to nie wiem, w jakim celu. W pracy, gdy popełnisz błąd i coś ci nie wyjdzie, to nagle wszyscy się odwracają, a jak trzeba, to nawet i nakablują na ciebie bez cienia skrupułów. Bo to są po prostu… ludzie.

Nowy dzień, nowa ja


Ludzie potrafią być tacy, że gdy przewrócisz się i leżysz, to jeszcze cię skopią, gdy będą przechodzić obok. Część nie zwróci uwagi, a raz na rok od święta ktoś może wyciągnie do ciebie rękę, albo i to nie. Albo wyciągnie rękę, ale po to, żeby za chwilę zacisnąć ją w pięść i przywalić ci emocjonalnie w mordę.

Muszę bardziej skupić się na sobie i na swojej pracy, a nie na ludziach, na atmosferze i przypodobywaniu się innym. Bo mnie nikt nie stara się przypodobać.
U nas w pracy jest taka dziewczyna, która przez cały dzień do nikogo się nie odzywa, otoczenie kompletnie jej nie obchodzi i tak naprawdę to chyba nikt jej nie zna. Nie patrzy nawet na nikogo, nie rozmawia, nic. Kompletna obojętność. Tylko cześć-cześć, a pomiędzy cześć i cześć jedynie sprawy służbowe i nic poza tym, żadnych pogawędek o dupie marynie – tak już od ponad roku. Teraz siedzę sobie i myślę, że dokładnie tak trzeba żyć. Dziewczyna może i jest uważana za dziwną, ale wygląda na to, że dobrze wie, co robi.

Po co komu głupawe gadki-szmatki o niczym? Jak zaczyna palić się grunt pod nogami, to i tak zostanie się zupełnie samemu. Najfajniejsza ‚koleżanka’ z pokoju, która jest taka super i cool, zacznie mordę drzeć na cały pokój, żeby to mnie wlepić naganę, a nie jej i że niech się każdy o siebie martwi. I że jej – w sensie mnie – to dajcie do poprawy, bo ona sama nie będzie po sobie śladów w systemie zostawiać. A tak naprawdę po prostu odebrałam pechowy telefon z mega trudną sprawą, której nikt nie potrafił rozwiązać – ona zresztą też nie. Ten feralny telefon tak naprawdę mógł odebrać każdy, ale padło na mnie i nikt nie potrafił tego rozwiązać, a ja musiałam. A teraz jak ochoczo wszyscy na mnie palcem wskazują do kolejnej nagany. I oddychają z ulgą, że na nich nie padło.

Kiedy robi się gorąco, to każdy myśli o własnej dupie. Wszystkie sentymenty i gadki szmatki idą w niepamięć. A jeśli w grę wchodzą pieniądze, to już w ogóle: ludzie pozżeraliby siebie nawzajem.
Po co więc na siłę szukać akceptacji i uznania? Mojej akceptacji i mojego uznania nikt na siłę nie szuka.

Powinnam wziąć przykład z milczącej współpracownicy i też mieć to wszystko w dupie. Nieodzywanie się i zamykanie się we własnym świecie i we własnych sprawach nie stanowi dla mnie problemu. Mogę się nie odzywać do nikogo całymi dniami, a większość życia spędziłam w izolacji społecznej.

Większość ludzi musi z kimś rozmawiać przez ileś tam godzin – ja nie muszę. Dla mnie samotność i nieodzywanie się do nikogo jest stanem naturalnym, chlebem powszednim. Nie odczuwam potrzeby wiecznej paplaniny jak większość dziewczyn. Jeżeli ja z kimś rozmawiam, to jest to dla danej osoby prawdziwe wyróżnienie, bo ja nie muszę z nikim rozmawiać. Nawiązuję interakcje prywatnie rzadko i tylko z osobami, które darzę szacunkiem i sympatią. Nie muszą mnie lubić wszyscy.

Nie wiem, czemu w pewnym momencie na gruncie pracy odezwała się we mnie potrzeba akceptacji. Jakoś tak zachciało mi się być kimś trochę lubianym, ale w jakim celu? Nie wiem, bo ludzi i tak nie zmienię. Są, jacy są.

Czemu chciałam na siłę zostać zauważona przez ludzi, dla których i tak jestem nikim? Nie wiem. Jak do tego doszło? Nie wiem.

*tekst z dn. 10/01/2019 r.

Komentarze