Wśród rozwiązań jest możliwość przebranżowienia

Było tak: skończyłam studia i nie mogłam znaleźć pracy. Staż, przygotowanie zawodowe, kursy, umowa na zlecenie, podyplomówka. I następna szkoła po podyplomówce. Znowu. I znowu szukanie, składanie CV, czekanie na telefon, w końcu brak sił do czegokolwiek. Tak było i taka jest moja historia. Udało mi się znaleźć na parę lat pracę w dużym mieście, a teraz znów jestem bez pracy. Staram się jakoś pożytecznie wykorzystać ten czas - raz się udaje, raz nie. Cóż mogę powiedzieć? Było tak, jak było i jest tak, jak jest. Nic odkrywczego. Po prostu starałam się jakoś dopasować do zastanego środowiska, dostosować. No i nadal się staram.

Wśród rozwiązań jest możliwość przebranżowienia

Do czego zmierzam? Przez ten cały czas, gdy nie mogłam znaleźć pracy, gdy starałam się i nie wychodziło mi w życiu, to wiele, nawet bardzo wiele razy spotkałam się z opinią, że sama jestem sobie winna. Jestem sama sobie winna, użalam się nad sobą zamiast wziąć się do roboty, nie potrafię się dostosować, jestem niezaradna i oczekuję tylko, że inni będą wszystko za mnie robić - to te delikatniejsze opinie. Nie potrafię się wpasować w rynek pracy, a przecież to takie proste! Wystarczy zobaczyć, jaka umiejętność się teraz opłaca, nauczyć się jej i zdobyć doświadczenie. Z tym ostatnim zawsze jest najtrudniej, ponieważ pracodawcy nie chcą zbytnio zatrudniać osoby bez doświadczenia. Skoro nie chcą zatrudnią osoby bez doświadczenia, to po prostu nie ma sposobu, aby to doświadczenie zdobyć. Błędne koło.

Tak czy siak wiele razy spotkałam się z opinią, że po prostu nie umiem iść z duchem czasu, dostosować się do wymagań rynku pracy i wpasować się w ten wspaniały rynek pracy. Co nauczyłam się jakiejś rzeczy, to okazywało się, że i tak mnie nikt nie chce zatrudnić, bo brak mi doświadczenia, a w ogóle to są osoby bardziej wykształcone w danym kierunku niż ja. Ale to bez znaczenia, bo nie liczą się starania, tylko efekty - mniejsza jednak o to.

Jak ci z jedną dziedziną nie wychodzi, to musisz się przebranżowić i tyle - tak w skrócie tam można podsumować dobre rady z tamtych lat. Dobre rady rodziny, napotkanych jednorazowych znajomych, anonimów z internetu, polityków również. Wisienką na torcie był Komorowski i jego słynna porada "zmień pracę, weź kredyt" dla ludzi w sytuacji podobnej do mojej. Wielu osób jego "cenna rada" nie oburzyła, a wręcz się z nim zgadzali. Ponoć nie powiedział nic niewłaściwego, bo to przecież takie normalne, że człowiek przebranżawia się, zmienia pracę i wtedy stać go na kredyt.

Ostatnimi czasy świat zmienił się diametralnie. Pandemia, kryzys i nagły obrót zdarzań. Sytuacja gospodarcza również uległa znacznym przemianom. Teraz nastały cięższe czasy dla przedsiębiorców, szczególnie tych z branż "towarzyskich" lub "zbiorczych" typu fitness, gastronomia, turystyka czy hotelarstwo. No cóż: raz na wozie, raz w nawozie. Ja też byłam na dnie, nie miałam pracy i nikogo to nie obchodziło. Nie przysługiwał mi zasiłek, nic mi nie przysługiwało. Za rządów tej zachwalanej teraz PO obcięli nawet fundusze na staże i kursy, więc te formy pomocy również już mi nie przysługiwały. Obchodziło to kogoś? Nie. Ówczesny minister finansów wpadł nawet na "genialny" pomysł, aby bezrobotnym odebrać ubezpieczenie zdrowotne - jedną jedyną korzyść z Urzędu Pracy. Tak to wtedy wyglądało.

Wśród rozwiązań jest możliwość przebranżowienia

Byłam bez pracy, bez szans na pracę, a nasze państwo kładło na mnie lachę - mówiąc kolokwialnie. Nikogo nie obchodziło, jak sobie radzę, czy mam co jeść, czy w ogóle jeszcze żyję. W Urzędzie Pracy dawali mi oferty typu "operator obrabiarek skrawających" lub "monter urządzeń produkcyjnych" i to na wsiach oddalonych o dziesiątki kilometrów. W końcu udało mi się na parę lat znaleźć jakąś pracę, bo po prostu nastała odrobinę lepsza koniunktura i w niektórych firmach zaczęło brakować pracowników. Zatem załapałam się wtedy na lepszy okres w gospodarce.

Teraz znowu nastał słabszy okres, ale już nie tylko dla mnie. Teraz oberwali także przedsiębiorcy. Niektórzy z nich to ci sami, którzy 5 lat temu mówili mi, że bezrobocie to wina mojej beznadziejności, mojego braku umiejętności, braku zaradności, mojej nienormalności, lenistwa, głupoty, dziecinności i że oni to mają firmy i są KIMŚ. Co się okazuje? Fortuna kołem się toczy i chude lata mogą przydarzyć się każdemu. Wartość człowieka, jego inteligencja, umiejętności, charakter, usposobienie nieraz nie mają tu nic do rzeczy. Po prostu splot niekorzystnych wydarzeń i tyle. Nie ten czas, nie to miejsce.

Podobnie było z frankowiczami. Jak niektórzy z nich się puszyli, że oni są lepsi, bo biorą kredyt WE FRANKACH! Nie w jakichś tam nędznych złotówkach, tylko WE FRANKACH! To takie światowe i na poziomie. A potem co? Tylko uszy po sobie położyli, gdy się okazało, że jednak te franki wcale takie fajne nie są. Nawet protesty organizowali. A przeciwko czemu te protesty? Przeciwko ryzyku, które zaakceptowali biorąc kredyt w obcej walucie? Przeciwko temu, co sami podpisali i na co się zgodzili? Śmiechu warte. Mieliby trochę godności i przyjęli warunki, na jakie sami wyrazili zgodę. Co ciekawe, nieraz osoby, które otwarcie postulują państwo skrajnie liberalne, później błagają to samo państwo o pomoc. Niewidzialna ręka rynku już nie jest taka super, kiedy policzkuje nas samych, prawda?

Najpierw jest: "ojej, niewidzialna ręka rynku taka zajefajna, leseferyzm taki ekstra i dobry na wszystko, skrajny liberalizm odpowiedzią na wszystkie bolączki gospodarcze, państwo powinno być jedynie nocnym stróżem obywateli, powinno finansować wyłącznie służby mundurowe i nic poza tym". A później jest tak: "ojej, ojej, straciłem, niech państwo mi dopłaci, niech państwo mi wynagrodzi! Ojej, ojej, grozi mi bankructwo, niech państwo mi pomoże, niech uratuje mój biznes! Ojej, ojej, nie mam za co opłacić czynszu za lokal, niech państwo pomoże! Ojej, ojej, rozchorowałem się, a prywatnie operacja ponad 1000 zł, niech państwo mnie przyjmie i pomoże w leczeniu! Ojej, ojej, zwolnili mnie, a zasiłku dać nie chcą, bo byłem na śmieciówce! Ojej, ojej, pracodawca mnie wyzyskuje i nie płaci, co robić, co robić? Co na to kodeks pracy?". Tyle zostaje z tej pochwały niewidzialnej ręki rynku i nocnego stróża obywateli.

Ktoś kiedyś mądrze mi powiedział, że z poglądów Korwina po prostu się wyrasta. Gdy człowiek chce iść do pracy, a tam oferują mu zlecenie sporo poniżej minimalnej i jeszcze każą zapieprzać za darmo po godzinach na kilku etatach, to odechciewa się liberalizmu. W czasach szkoły średniej też byłam zwolenniczką liberalizmu, bo ta doktryna wydawała mi się taka prosta i sprawiedliwa. Siejesz, to zbierasz - proste, nie? Jednak z biegiem czasu zaczęłam zauważać, że czasami nie ma czego zasiać lub za co kupić pola ani ziarna do zasiania. Albo siejesz, a nic nie wyrasta - bywa też i tak. Ludzie nie mają równego startu i dlatego powinno się dążyć do tego, aby nierówności były jak najmniejsze. Dopiero wtedy jest sprawiedliwie.

Czemu o tym wszystkim piszę? Niedawno nasz młodo wyglądający wiceminister finansów, Piotr Patkowki, stwierdził, że przedsiębiorcy tracący przez epidemię powinni się przebranżowić. Niby nic niezwykłego nie powiedział, ja też całe lata słyszałam, że trzeba się dostosowywać do wymogów zmieniającego się rynku pracy. Wtedy takie gadanie było normalne, a dziś jest wielkie oburzenie na zasadzie: jak on nawet mógł coś takiego powiedzieć, jak mógł coś takiego zasugerować? Politycy (i nie tylko) od lat powtarzają dokładnie to samo ludziom, którzy nie mają pracy, więc z jakich względów nagle wywołuje to tak wielki skandal? Ja wiem: z powodu grupy adresatów tych wypowiedzi. Wcześniej grupa docelowa była inna - to jest ta różnica. I tylko ta.

Kiedy mówiło się o przebranżowieniu - z pewnym lekceważeniem i wyższością - do ludzi, którym się nie udało i którzy nie zdołali dopasować się do wymogów rynku pracy, to było ok, było to społecznie akceptowane. W końcu to byli ci bezrobotni, niezaradni, ci, co sami sobie na taki los zasłużyli. Teraz część ludzi zrozumiała, że taki los może spotkać każdego i że fortuna kołem się toczy. Dziś masz pracę, jutro jej nie masz. Dziś masz firmę, jutro jej nie masz. Dzisiaj jesteś pracodawcą czy pracownikiem, a jutro rejestrujesz się jako bezrobotny. Każdego może to spotkać, nie ma na to reguły. Pewien osobnik niegdyś nabijający się ze mnie i prawiący morały, jak to ja byłam głupio kształcona, jak to się okropnie ubieram i jak to sama jestem sobie winna, dzisiaj sam nie ma pracy i nie ma w nim już odrobiny dawnej buty i arogancji. Ślad żaden po tej arogancji nie został. Spokorniał, bo zrozumiał.

Dawniej dla części społeczeństwa istniał prosty i z góry ustalony porządek świata: albo masz firmę lub dobrą pracę i jesteś kimś albo jesteś nieudacznikiem, który nie umie się dostosować, jest głupi, leniwy i użala się nad sobą. Jest głupi i leniwy, a więc nie ma pracy lub mało zarabia. Teraz okazało się, że ten porządek będą musieli poustawiać sobie na nowo. Nic nie jest z góry ustalone. I nikt nie jest albo z góry wygrany albo z góry przegrany. Każdy może być wygrywem, tak jak każdy może być przegrywem. Raz jeden musi się przebranżowić, innym razem drugi.

Niektórzy się przebranżowią, inni staną się bezrobotnymi, a jeszcze inni zbankrutują lub wydadzą oszczędności na ratowanie biznesu. Czy mnie ich szkoda? W zasadzie nie. Ja w roli bezrobotnej lub zarabiającej grosze też nikogo nie obchodziłam. Nikt się nie martwił, czy mam co jeść, czy mam za co opłacić czynsz, czy mam z czego żyć. Nie poszczęściło ci się w życiu, to sobie jakoś radź. A teraz wielkie oburzenie, bo bieda zagląda w oczy przedsiębiorcom. Tym samym, którzy jeszcze niedawno tak się chełpili swoją zaradnością. Wielkie halo, bo ktoś im powiedział to samo, co mnie mówiono w przestrzeni publicznej wiele razy: jak nie pasujesz do wymagań współczesnego świata, to powinnaś się przebranżowić. Nie wyszło w biurze, to spróbuj w sklepie. Nie wyszło w sklepie, to spróbuj w ankietach. Nie wyszło w firmie, to spróbuj gdzie indziej - ta sama zasada.

Komentarze

  1. Wiesz co jest najbardziej zabawne? Że ja zostałam tym "operatorem obrabiarki skrawającej". Też po szkole nie mogłam znaleźć pracy, bo okazało się, że a) nie jestem facetem, b) nie mam doświadczenia. Każda praca jaką do tej pory wykonywałam nie jest związana z moim wykształceniem. I nie mam zamiaru tu napisać, że eee bredzisz, że Ci się nie chce i operatorem obrabiarki może zostać każdy, kobiety na obrabiarki! Najbardziej jest smutne to, że czasem człowiek potrzebuje jakiegoś wsparcia, potrzebuje małego prztyczka by spojrzał na coś inaczej, a tego nie ma. Nawet w tym głupawym UP do którego się szło po pomoc, a panie siedzące za biurkiem rozwalały na wstępie pytaniem: "I co, nie znalazła Pani nic?" No, skoro tu jestem to k*rwa nie.
    Ale nie o tym, prawda? Cóż, wszyscy jesteśmy ludźmi. I faktycznie rozumiem tych przedsiębiorców, rozumiem fryzjerów, oburzonych właścicieli klubów fitness. Nie rozumiem jednak tego, że jeśli jesteś jednostką to nikt nie pomoże. Dlaczego ktoś kto prowadzi jednoosobową firmę jest lepszy od kogoś kto wyleciał z roboty, bo było mniej zamówień przez koronę i nie był potrzebny? Każdemu to wali się na głowę tak samo...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. Wszystkie czytam, nawet jeżeli nie odpowiadam.