Samotny Sylwester Pandemiczny

Ciężko uwierzyć w to, jak szybko leci czas, ale już za 2 dni czeka nas kolejny Sylwester. Dla niektórych to kolejny samotny Sylwester, zaś dla innych pierwszy samotny w życiu. Różni ludzie, różne sytuacje. Ja kiedyś postrzegałam samotne spędzanie Sylwestra jako moją życiową porażkę, jedną z wielu życiowych porażek. Zawsze 31 grudnia myślałam głównie o tym, kiedy ta wielka narodowa impreza się zakończy. Dzisiaj traktuję Sylwestra jako jeden dzień z wielu. Kiedy jeszcze pracowałam, traktowałam 1 stycznia jako dodatkowy dzień wolny, natomiast w tym roku również potraktuję jako dodatkowy dzień wolny.

Samotny Sylwester Pandemiczny

Podobno postanowienia noworoczne są głupie i wszyscy się z nich wycofują, ale ja się ze swoich nie wycofam. Wychodzę z założenia, że jeżeli coś się postanowi, to trzeba zrobić wszystko, aby owo postanowienie wprowadzić w życie i nie wycofywać się tylko dlatego, że coś wymaga wysiłku. Jeżeli coś ma przynieść jakikolwiek, choćby najdrobniejszy, efekt, to musi wymagać wysiłku - nie da się tego przeskoczyć.
 
Jakoś tak ciężko mi pogodzić się z faktem, iż ten rok jest już niemal zakończony. Już nigdy więcej nie wydarzy się np. 1 stycznia 2020 roku, 30 marca, 15 czerwca, 18 sierpnia, 30 września, 20 października, 28 grudnia 2020 roku. Te daty już minęły i nigdy nie wrócą. Teraz na końcu daty zamiast zera będzie jedynka. Niby drobna zmiana, ale jednak... zmiana.
 
Strasznie szybko minął ten rok. Ledwo się zaczął, a tu już nagle koniec. Trochę się działo, a trochę się nie działo. Trochę się zmieniło, a trochę się nie zmieniło. Zmienił się na pewno światopogląd części z nas, bo nagle okazało się, że nawet w skali globalnej nic nie jest stałe.

Tak jak większość ludzi, tak i jak przed 2020 rokiem oglądałam filmy i czytałam trochę o epidemiach, pandemiach, zarazach niszczących całe narody. Zresztą każdy słyszał o przynajmniej kilku słynnych epidemiach, które przeszły do historii. Z najnowszej historii XX wieku najsłynniejsza zaraza, która pochłonęła najwięcej ofiar, to epidemia hiszpanki w latach 1918-1920. Ludzie w 2009 roku bali się świńskiej grypy, bo to ten sam podtyp wirusa, ale na szczęście okazało się, że świńska grypa z biegiem czasu nie stała się bardziej groźna. Przed świńską grypą był jeszcze koronawirus SARS, ale szybko wygasł i nie dotarł do naszego kraju, skończyło się na krajach Azji i Kanadzie. Był też koronawirus MERS, ale tak szczerze mówiąc/pisząc, to dowiedziałam się o epidemii MERS jakoś tak niedawno, przy okazji, chyba parę miesięcy temu. Zatem musiała wygasnąć na tyle szybko, że nie mówiono o tym za dużo i nie bito na alarm w skali ogólnoświatowej. 

W tym roku było inaczej. Nowy koronawirus nie złagodniał, nie wygasł, a wręcz przeciwnie: z Chin rozlał się po całym świecie i nie chce odpuścić. Jest podstępny i bardzo uparty. 

Niby człowiek wiedział, że jakaś pandemia prędzej czy później może się wydarzyć, ale życie codzienne bywa dosyć mylące: przecież żyjemy w nowoczesnych czasach, w nowoczesnym świecie, mamy komputery i bieżącą wodę. Epidemia, pandemia? Epidemie to były kiedyś tam, dawniej. W tych dawnych, starych, czasach. Jak w tym memie z nosaczem: niby człowiek wiedział, ale jednak trochę się łudził. Może nawet nie to, że łudził, bardziej żył w ułudzie.

Ludzie się przystosowują do nowych czasów, zarazki również. Wirusy nie przestały tworzyć się i mutować tylko dlatego, że panuje nowoczesność, mamy laptopy, odtwarzacze mp3, paczkomaty, oglądamy śmieszne filmiki na youtubie, robimy brzuszki zamiast harować w polu, gramy w gry zamiast polować z dzidą, a sąsiadom mówimy grzecznie "dzień dobry" zamiast nawracać ich siłą na wiarę chrześcijańską. Choć w sumie niektórym to nawracanie jednak pozostało.

Samotny Sylwester Pandemiczny

Ten rok przyniósł odkrycie, jak bardzo wszystko może się zmienić przez czynniki od nas niezależne. Pozornie (prawie) każdy wiedział o tym, że są rzeczy, na które nie ma się wpływu i że świat nieustannie się zmienia. Ten rok po prostu pokazał to bardzo dobitnie.

Jeszcze rok temu ludzie chodzący w maseczkach czy kominach byli traktowani jak dziwadła. Oglądano się za nimi, jakby uciekli z cyrku. Dzisiaj chodzenie w maseczkach, kominach lub przyłbicach to norma i nikt się temu nie dziwi. Jestem ciekawa, czy ten zwyczaj utrzyma się również po epidemii. Mam nadzieję, że tak.

A nawet jeśli zwyczaj maskowania się w przestrzeni publicznej niespecjalnie się utrzyma, to ja będę go utrzymywać nadal. Mnie odpowiada powstrzymywanie rozprzestrzeniania się zarazków drogą kropelkową. Czemu innym to nie odpowiada? Nie jestem w stanie udzielić odpowiedzi na to pytanie. 

Na dzień dzisiejszy mogę powiedzieć tyle, że odkąd zaczął obowiązywać reżim sanitarny, czyli od marca, ani razu nie byłam chora. Ani razu! Nawet kataru nie miałam. A przecież w tym czasie też z domu wychodziłam, popracowałam kilka miesięcy w innym mieście, przeszłam dwa zabiegi, byłam na badaniach, chodziłam normalnie do sklepu, na spacery, jadłam czasem na mieście, kilka razy przejechałam się autobusem, byłam w galerii, przeżyłam dwie przeprowadzki. Nie zmieniłam jakoś radykalnie sposobu odżywiania na lepszy, a z tego, co pamiętam, nie przyjmowałam suplementów na odporność, nie robiłam też nic innego na siłowe podnoszenie odporności. I mimo tego wszystkiego ani razu nie dopadła mnie żadna infekcja, a zdarzało mi się wracać w deszczu, mierzyć się z okropnym wiatrem itd. I przez te 10 miesięcy, czyli przez okres obowiązywania reżimu sanitarnego, ani razu nie byłam chora, nic mnie nie dopadło. Po prostu przy okazji ochrony przed koronawirusem chroniliśmy się wzajemnie także przed innymi drobnoustrojami przenoszonymi drogą kropelkową, m. in. przed tymi ohydztwami wywołującymi przeziębienia i inne infekcje. Zatem jak dla mnie reżim sanitarny powinien pozostać, jestem jak najbardziej za. Taka już jestem, że wolę nie chorować i nie męczyć się z zapaleniem gardła czy krtani, a to mi się przytrafiało wcześniej dość często. 
 
Kiedy obowiązywał pierwszy lockdown, czyli w marcu, to ze strachu przez chyba 2 czy 3 tygodnie, nosa z domu nie wytknęłam. W ogóle wtedy nie byłam w świecie zewnętrznym, bo tak się bałam. Kiedy w końcu wyszłam z domu, to zadziwił mnie wiatr wiejący na mój policzek. Kiedyś w końcu trzeba było wyjść - nie wszędzie i z dużą dozą ostrożności, ale trzeba. Teraz od października, kiedy zaczął się wzrost zachorowań, staram się bardziej uważać na siebie i gdy muszę dokądś iść, to zastanawiam się wcześniej kilka razy, czy rzeczywiście naprawdę muszę. Myślę i zastanawiam się, jak to dalej będzie. Czy na wiosnę będzie już można normalnie szukać pracy w dużym mieście? I czy w ogóle będzie wtedy jakaś praca? Będzie można jeździć liniami dalekobieżnymi, mieszkać we współdzielonym mieszkaniu? Czy otworzą kiedyś przychodnię? Czy dostanę się wreszcie do lekarza zamkniętego od marca? Czy wrócę kiedyś na siłownię? Od marca nie byłam, bo uczęszczanie na siłownię w czasie epidemii jest jednak wysoce nierozsądne, a nawet powiedziałabym, że niebezpieczne. Zrezygnowałam więc z siłowni już na początku epidemii i mocno dziwię się tym, którzy tego nie uczynili. Co by nie mówić i jakich argumentów by nie używać, siłownia mimo wszystko jest siedliskiem zarazków i miejscem idealnym do wymiany zarazków między ludźmi. Zarówno przez materiał zakaźny, jak i (a może przede wszystkim) drogą kropelkową.
 
Samotny Sylwester Pandemiczny

Na te wszystkie powyższe pytania odpowiedzi udzieli mi rok 2021. Albo i nie udzieli. Do końca roku 2020 dotrwałam czy inaczej: końca 2020 roku dożyłam. A co przyniesie kolejny rok i czy wszyscy dożyjemy do Sylwestra 2021 - któż to może wiedzieć? Umrzeć można z łatwością, szczególnie w czasach epidemii, kiedy jest ok. 500 zgonów dziennie, a to są tylko dane oficjalne. Teraz, w roku 2020, powstały dwie kategorie ludzi: ci bez chorób współistniejących oraz ci w grupie ryzyka, mający choroby współistniejące, czyli m. in. ja. Podobno ludzie z chorobami współistniejącymi są okropni i roszczeniowi, bo przez nich (czy raczej przez nas) gospodarkę trzeba zamykać. Gdyby ludzie byli mądrzejsi i wykorzystali ten rok na ostrożność i skupienie się na tym, aby nie roznosić wirusa, to nie trzeba by było wszystkiego zamykać. Ale głupi ludzie zamiast tego woleli hulać po weselach, włóczyć się po imprezach, tłoczyć się na koncertach, nosić maseczki na brodach, omijać dezynfektory, organizować jakieś głupie manifestacje antymaseczkowe i grzać dupy na plażach w kurortach. Gwoździem do trumny okazało się być otwarcie szkół bez żadnych ograniczeń. 

Szokuje mnie także podejście mediów do kwestii epidemii: z jednej strony sianie paniki i komunikat w stylu: "jest groźnie, a będzie jeszcze gorzej! Uważajcie na siebie, zostańcie w domach, inaczej wszyscy rychło umrzemy!". Narracja typu: "co to będzie, co to będzie? Koniec jest bliski, tylko cud nas uratuje! Nie wychodźcie z domu, bo umrzecie!". Z drugiej strony telewizja pokazuje np. tłum ludzi na koncercie, wszyscy stłoczeni, a większość ma maseczki pod nosem. Albo śpiewy wigilijne z Golcami: też dziki tłum, żadnego dystansu, uczestnicy mają jedynie malutkie miniprzyłbice. No i te wszystkie programy z publicznością: stand upy na kanale komediowym, ten durny nowy program, w którym celebryci robią z siebie błaznów (czyt. pokazują, że mają do siebie dystans) - tam też publiczność ma jedynie półprzyłbice, nie ma żadnego dystansu, jest za to tłum. Medialne rozdwojenie jaźni. Niby nie wolno, ale jak się bardzo chce, to można. Jak się bardzo chce, tzn. jak coś ma przynieść danej stacji zysk, to już można. Wtedy już zagrożenia publicznego nie ma. Publiczność stanowiąca tło głupawych programów z celebrytami już nie musi zostawać w domu ani trzymać dystansu.
 

Samotny Sylwester Pandemiczny

 
Taki właśnie był rok 2020: obnażył niepewność życia, która jest niezależna od czasów, w jakich przyszło nam się zmagać z naszym jestestwem. Pokazał dobitnie, że nasze czasy są tak samo niepewne, jak wszystkie minione, i że nie ma nic "na pewno" i na 100%. Pokazał również, że człowiek wcale nie jest najważniejszy na tej planecie. Stanowimy jedynie część przyrody ożywionej na Ziemi, tak naprawdę może nas pokonać zwykły mikroskopijny wirus, a jeśli nie pokonać, to sprawić, że nasze życie będzie wyglądać inaczej.

Rok 2020 obnażył także hipokryzję mediów. Pokazał, jak bardzo zależy im na sianiu paniki i jak doskonale potrafią manipulować odbiorcami, aby tę panikę wywołać oraz podtrzymywać. Uzmysłowił, do jakiego stopnia media pragną sensacji 24 godziny/dobę, jak bardzo pragną trupów, tragedii, łez i nowych zakażeń. To straszenie wirusem od rana do nocy, aby ludzie spanikowani siedzieli przed telewizorami i nabijali oglądalność, było i jest po prostu obrzydliwe. Wszystko powinno mieć swoje granice, a to wywoływanie paniki i tworzenie obrazu rzeczywistości, w której zaraz wszyscy umrzemy w mękach przez wirusa, a telewizja to nasz jedyny wybawiciel, było i jest obrzydliwe i przekraczające wszystkie granice dobrego smaku. Tym bardziej, że po godzinach pokazują ludzi tłoczących się w studiu w czasie jakiegoś głupawego programiku rozrywkowego. Nawet nie to, że "po godzinach": raczej pomiędzy jednymi strasznymi informacjami o czekającej nas zagładzie a drugimi strasznymi informacjami o czekającej nas zagładzie. Obrzydliwość.

Jakby tego wszystkiego było mało, to 2020 rok obnażył w całej okazałości głupotę ludzką. Ujawnili się tzw. antymaseczkowcy, którym nie podoba się reżim sanitarny. Reżim sanitarny, czyli tak naprawdę podstawowe zasady higieny: Dezynfekcja, Dystans, Maseczki. Jak komuś może to przeszkadzać? Pojęcia nie mam. Okazało się, że kawałek materiału na twarzy niektórym odbiera wolność. W jaki sposób im tę wolność odbiera? Również nie mam pojęcia. Prawda jest jednak taka, że teraz bardzo łatwo odróżnić ludzi głupich od mądrych. Wchodzisz do sklepu, a tam jakiś palant bez maseczki - i już wiesz, że to debil. Widzisz antymaseczkowca, więc po prostu już wiesz, że patrzysz na debila. Jeżeli za tobą stoi ktoś bez maseczki i bez przyłbicy, możesz po prostu powiedzieć, że za tobą stoi debil. Taki prawdziwy debil z krwi i kości! Tacy najczęściej nawet nie trzymają dystansu w kolejkach, więc jeżeli ktoś dyszy ci na plecach w kolejce do kasy, to najpewniej jest to któryś z przedstawicieli ruchu antymądrego... sorry: antymaseczkowego.
 
W 2020 roku powstały nowe synonimy słowa "idiota". Są nimi: antymaseczkowiec, bezmaseczkowiec, bezmasecznik, koronasceptyk. Nie trzeba już mówić: kretyn, debil, idiota, głupek, przygłup - wystarczy powiedzieć "antymaseczkowiec". Idiota - to osobnik, który nie chce nosić maseczki ani przyłbicy. Twierdzi, że kawałek materiału lub plastiku na twarzy odbiera mu wolność. Chyba bardzo krucha jest ta wolność antymaseczkowca, że nawet zwykły fragment bawełny na twarzy jest w stanie mu ją odebrać. 

Rok 2020 to rok nowych definicji, nowych odkryć społecznych, nowych emocji. Dużo rzeczy jest nowych, aż tu nagle rok stał się stary. Co teraz nowego?

Komentarze