Przeszłość kończy się teraz

Dawno dawno temu, kiedy byłam jeszcze młodym i naiwnym dziewczęciem w wieku lat ok. 20-25, to wydawało mi się, że pewnego dnia trafię na miłość swojego życia i zostaniemy już razem forever and ever. Spotkamy się gdzieś w tłumie albo poza tłumem, gdzieś może na ulicy, w pracy, w szkole, w sklepie, na czacie, w kolejce, u lekarza, w urzędzie czy może poza urzędem. Gdzieś. No i będziemy wiedzieli od razu, że zostaliśmy dla siebie stworzeni. Będziemy jak rodzina złączeni taką więzią nierozerwalną.

Przeszłość kończy się teraz

Nie obchodziło mnie, czy on będzie mieszkał daleko czy blisko, czy będzie bogaty czy biedny, zaradny czy niezaradny. Jak będzie mieszkał daleko, to zawsze można dojechać, a z biegiem czasu spotkać się gdzieś pośrodku tak. Jak będzie biedny, to będę biedować razem z nim albo razem z nim się bogacić. Tak będzie, no bo jak inaczej miałoby być?

Problem do rozwiązania był tylko jeden: gdzie takiego poznać, który jest mi przeznaczony? Często na różnych forach widzi się jedną i tą samą poradę: wyjdź z domu, pokręć się po jakiejś galerii, po kawiarni, po parku, a facet sam cię zauważy. Otóż nie zauważy! Chyba, że założysz bardzo krótką spódniczkę, to ewentualnie czasem przyczepi się jakiś zboczony janusz po 60-tce i zaproponuje "kawusię". Albo jakiś obleśny pijak obczai cię wzrokiem - ale na tym się kończy. Ja szybko nauczyłam się, żeby nie prowokować wyglądem, bo to nic przyjemnego, gdy stary śliniący się dziad rozbiera cię wzrokiem. Dziś niektóre młode dziewczyny chyba nie mają tej wiedzy... Lubią wręcz szokować wyglądem, chodzą prawie rozebrane i dziwią się, że jakieś zboki ciągle zaczepiają je na ulicy. Cóż można powiedzieć? Chodzisz prawie goła i wymalowana - z rzęsami do nieba, no to zaczepiają, bo myślą, że prostytutka. Czasami nawet ja mam zagwozdkę, gdy napotkam taką rozebraną: kurde, prostytutka czy nie? Wszystko wskazuje na to, że tak, ale w tych czasach to nie wiadomo. Gdybym była facetem, to pewnie bym się zastanawiała, czy można zaproponować seks za opłatą czy nie można, bo wszystko wskazuje na to, że tak. Tu sprawdza się powiedzenie: jak cię widzą, tak cię piszą. Widzisz fartuch medyczny, myślisz: lekarka, widzisz goliznę lub wulgarny makijaż, myślisz: prostytutka. Ewentualnie dziewczyna po prostu na chrzciny się wybiera.

Później dorosłam i zaczęłam poznawać życie, choć nie od tej strony, której chciałam i której się spodziewałam. Zaczęła się dla mnie era internetu w domu, więc zaczęłam z niego korzystać i wchodziłam sobie na czaty towarzysko-randkowe. Myślałam: taki dostęp do ludzi z całego kraju, takie możliwości! Wchodzisz i po prostu zaczynasz z kimś rozmawiać, poznajesz się - no niesamowite! Niesamowita to była... moja naiwność. 90% ludzi na tych wszystkich czatach i apkach nie chce nikogo poznawać. Zależy im tylko na szybkim seksie z kimkolwiek lub na podzieleniu się zdjęciami kutasa, klaty czy czegokolwiek, żeby się dowartościować. Często nawet mają żony i tego nie ukrywają, ale chcą się dowiedzieć od anonimowych bab na apce, czy są jeszcze dla kogoś atrakcyjni. Szkoda na takich czasu.

Większość rozmów na czatach była taka sama: z kont jezdes, jak wyglondarz, opisz sie, co masz na sobie. Szybko nauczyłam się odpowiadać na w kółko te same nudne pytania: Jak wyglądasz? Ładnie, schludnie i estetycznie, a ty? Co masz na sobie? Ubranie. Pomyślałam, że może wśród tego chłamu znajdzie się ktoś, kto jednak ma poczucie humoru. Nie znalazł się.

Przeszłość kończy się teraz

Z tych wszystkich dziwaków w pamięci utknął mi jeden taki, który przesłał mi zdjęcie jakichś trzech dziewczyn z pytaniem, jak myślę: czy ktoś je wyrucha? Bo jedna z nich to jego dziewczyna, która wyjechała właśnie z koleżankami do Anglii czy gdzieś tam i on boi się, że ją tam ktoś wyrucha. No więc wysłał mi zdjęcie tej dziewczyny i jej koleżanek z pytaniem, jak ja uważam: wyrucha je ktoś czy nie? Cóż mogłam odpowiedzieć? Całkiem możliwe, że tak. Mimowolnie zostałam więc nawet ekspertką związkową, choć nie wiem czemu. I jakoś tak zrobiło mi się szkoda tej dziewczyny, że jej "luby" wysyła jej zdjęcie po internecie do obcych ludzi z głupimi pytaniami. Albo po prostu jaja sobie robił i nie znał tych dziewczyn, ciężko dziś powiedzieć. Obydwie opcje tak samo prawdopodobne.

Ogólnie na tych wszystkich czatach i modnych obecnie apkach randkowych króluje jeden tylko temat: seks. Seks, ruchanie, zdjęcia kutasów, czy długo jesteś sama, czy lubisz robić loda, czy lubisz rajstopki. Spojler: nie przepadam za rajstopkami. 

Teraz na czaty już nie wchodzę, bo wiem, jaki tam syf i niczego dobrego się nie spodziewam, a na apki randkowe rzadko, po prostu konta nie usunęłam i czasem pooglądam zdjęcia chłopów. O dziwo ci brzydcy mają największe wymagania. A jak facet jest aż za ładny i zagraniczny, to najprawdopodobniej będzie namawiał na kryptowaluty. Takie teraz czasy. 

Zawsze najbardziej na tych apkach uderzało mnie to, że faceci mają jakieś dziwne przekonanie, że kobiety są im coś winne, że ja jestem im coś winna. Napisał do mnie, a więc muszę mu przesłać więcej zdjęć, muszę NATYCHMIAST się z nim spotkać, dać nr telefonu, a nawet zaprosić go do siebie, ogólnie muszę coś dla niego zrobić. Muszę się poświęcić i wyświadczyć mu jakąś przysługę, bo królewicz raczył do mnie napisać czy zagadać. Taki zaszczyt mnie spotkał, więc muszę coś mu dać. Nie, nie muszę, to ty do mnie piszesz. Zadziwiało mnie od zawsze, gdy pisał do mnie kompletnie obcy typ, cześć-cześć, i od razu w drugim zdaniu: to co, spotkamy się? No, ale chłopie... Ja cię nie znam, jakie "spotkamy"? Czasem taki dziwak pisał "szkoda wysiłku na stukanie w klawiaturę, chcę się dzisiaj spotkać". Podsumujmy: możesz sobie popisać w domu robiąc jednocześnie wiele innych rzeczy vs. musisz się uszykować, ogarnąć, sprawdzić dojazd, dojechać na miejsce i jeszcze je znaleźć, a jak gadka nie będzie się kleić, to całe życie będziesz wspominać, jakiego nudziarza spotkałaś i jeszcze musiałaś z nim siedzieć na jakiejś kawie, a później ogarniać powrót do domu. Niby co wymaga więcej wysiłku?

Albo ci, co odpisują sylabami: ok, no, ojej, o rety, co tam, dasz nr, wez sie pokaz, aha, niom. Ale jednocześnie chcą się spotkać i POGADAĆ. Tak, pogadać. Jedna z moich ostatnich rozmów, chyba nawet ostatnia - mam powiadomienie, że ktoś napisał, no to wchodzę w rozmowę:

xyz:  co tam? 
Ja:   Zwolnili mnie wczoraj. 
xyz:  nie fajnie ja bym sie pochlastal masz moze wiecej zdj?  

Tak, to jest autentyk. Ciężko uwierzyć, ale naprawdę tego nie zmyśliłam. Jeżeli ktoś szuka niebanalnych konwersacji (albo w ogóle jakichkolwiek) i ciekawej wymiany poglądów, to zdecydowanie nie na apkach towarzysko-randkowych, o nie.

Parę razy z kimś się spotkałam i to były niewypały totalne - żałowałam strasznie, 2 razy na szczęście nie było niewypału, ale dłuższej relacji też nie, a przez jakieś 2 lata pisałam z typem, który później mi napisał, że się jednak nie spotkamy i powinniśmy zakończyć znajomość, bo on do Polski już nie wróci. Ponad rok spotykałam się z kimś, kto później stwierdził, że jednak nie i ubolewałam, ale na decyzje innych ludzi nie mam wpływu. Ogólnie w życiu bardzo długo byłam sama, później bardzo bardzo krótko nie, później znów długo sama i znów trochę nie, a później tak. Ostatnio jednak stało się coś, co zachwiało moją równowagą psychiczną, samooceną i postrzeganiem samej siebie. W jakim stopniu? Jeszcze ciężko stwierdzić.

Przeszłość kończy się teraz

Nie ukrywam nigdy przed nikim, że nie jestem osobą zdrową psychicznie. Po co to ukrywać? W końcu prędzej czy później to wyjdzie - nie są to rzeczy, które da się ukryć. Zostałam zdiagnozowana, wiem, co mi dolega i wiem, jakie są tego objawy. Jak mam się z kimś spotkać, to mówię o tym, informuję. Nie rozwijam się nad tym nie wiadomo ile, no bo po co, ale nie ukrywam tego i nie robię z siebie osoby, nazwijmy to, normalnej. I strasznie mnie boli, gdy jest gadka szmatka na żywo i ktoś nagle mi mówi: o kurwa, to ty tak żyjesz?!? To przecież niemożliwe, nie może być, nikt tak nie żyje! Co to znaczy, że ty możesz z domu nie wychodzić całymi dniami? Co to znaczy, że ty nie podróżujesz, nie zwiedzasz? Co to znaczy, że się z ludźmi nie spotykasz całymi dniami? To niemożliwe, nikt tak nie żyje! I robi oczy, łapie się za głowę i śmieje szyderczo, jakbym była zerem już kompletnym. Tak, ja tak właśnie żyję, a co? 

Nie wiem, co miałam odpowiedzieć, zrobiło mi się przykro i tyle. Wiem, że nie jestem "normalna", przesadnie towarzyska, przesadnie energiczna ani zaradna. Nie wypełniam każdej wolnej minuty dnia super ważnymi, super potrzebnymi rzeczami. Odważna też jestem w takim stopniu, w jakim umiem być odważna. Nie zwiedzam każdego zakątku regionu, nie skaczę ze spadochronem, nie imprezuję, a i sprzątam rzadko. Wczoraj np. cały dzień przepłakałam z powodu powrotu do bezrobocia. Jak pomyślę, że znów nie mam pracy, to nic, tylko leżeć i płakać mi się chce. Co teraz będzie? Nie wiem - no cóż, kapitalizm. Czasami serio chciałabym, aby był znów PRL i polityka pełnego zatrudnienia. Człowiek szedł do pracy i zostawał tam na następne 30 lat. Stabilizacja, spokój, bezpieczeństwo finansowe, brak strachu o przyszłość - rzeczywiście straszne rzeczy, okropny ten PRL. Przecież wiadomo, że najlepszy pracownik to pracownik wiecznie wystraszony widmem bezrobocia. Teraz mogą cię wyrzucić z dnia na dzień nawet bez podania jakiejś konkretnej przyczyny, bo tak i już, bo ktoś cię nie polubił - i będą wyciągać nawet rzeczy sprzed pół roku, żeby tylko udowodnić, że to najlepsza decyzja. I radź sobie, kogo to obchodzi? Była robota, nie ma roboty.

Po tym felernym spotkaniu wróciłam do domu i oczywiście numer poszedł do skasowania - zapewne z wzajemnością. Nie chcę mieć nigdy więcej do czynienia z tym człowiekiem i on ze mną też. Spotkaliśmy się kilka razy i jest to kilka razy za dużo. Zawsze, gdy kogoś poznaję, najbardziej boję się osądzania. Takie sytuacje przypominają mi, że boję się słusznie. Ludzie, nawet jeśli początkowo wydają się normalni, potrafią być okrutni i nabijać się, traktować z góry kogoś tylko dlatego, że nie radzi sobie z rzeczami, z którymi większość osób sobie radzi. 

Mógł się dowartościować moim kosztem, bo jest kimś normalnym - kimś, kto sobie radzi. Ma pracę, multum znajomych, zna całe miasto i jeszcze 10 najbliższych. No i co, ulżyło mu? Klasy i tak nie kupi. Ktoś, kto zwiedził cały świat, też mógłby mu powiedzieć: o kurwa, to ty nie zwiedziłeś Europy?!? Nie znasz Paryża, Mediolanu, Monachium, Moskwy, Barcelony? To aż niemożliwe, jak tak można żyć cały czas w jednym kraju? Ty chyba żartujesz, nikt tak nie żyje! W końcu zawsze jest ktoś, kto ma od nas lepiej.  

Ostatnio przydługie te wpisy tworzę, ale wg mnie to w sumie dobrze: ten blog jest dla wytrwałych, nawet bardzo wytrwałych. Teraz skupię się na sobie i postaram się coś jednak robić.

Komentarze