W domu nauczono mnie, że zawsze musi być perfekcyjnie. Zawsze i wszystko
ma być na tip-top i nie może być inaczej. Albo jest idealnie albo
totalna klapa – innych opcji nie ma.
Albo jest czerń albo jest biel, albo jest alles gut albo alles schlecht – zawsze musi być alternatywa rozłączna.
I przychodzi mi wówczas do głowy pytanie: czy na pewno życie od początku
do końca jest czarno-białe? Czy nigdy nie ma nic pośredniego? Czy
zawsze jest albo czarna rozpacz albo nadmierna euforia? Uważaj, żeby
czegoś nie palnąć, uważaj, żeby nie zachować się źle… Analogicznie
ubierasz się, czeszesz albo perfekcyjnie w kancik albo jak łajza – nie
ma innych możliwości. Wśród głosów przesadnego perfekcjonizmu bardzo
ciężko jest usłyszeć siebie. Bo nadmierna koncentracja na perfekcyjności
prowadzi w końcu do niepotrzebnego zawracania sobie głowy pierdołami,
do zaśmiecania umysłu i skupiania się na sprawach zupełnie nieistotnych.
Zamiast na sobie.
Dzisiaj wyszłam z domu w wygniecionym
podkoszulku – i co? I nie stało się nic. Jest to zwykły drobiazg, bez
znaczenia. Nikogo to nie obeszło, nawet i mnie.
Czy jeśli nie wyrobię 110% procent normy,
to znaczy, że kompletnie zawaliłam sprawę? Czy 30-40% normy to zły
wynik? Czy zawsze musi być albo doskonale albo wcale? W końcu pomiędzy
czernią a bielą jest całe mnóstwo innych barw i odcieni.
Czy jeśli pokój nie jest wysprzątany na
błysk, to znaczy, że jest w nim syf z malarią, kiła i mogiła, a po
podłodze biegają karaluchy? Co by się stało, gdyby tak odetchnąć i
odrobinę sobie odpuścić? W końcu 30% to zawsze więcej niż 0, a zatem
jest to progres tak czy siak.
Nadmierne kontrolowanie siebie prowadzi
do… budzenia się w środku nocy z myślą: moje życie nie jest perfekcyjne.
Nie perfekcyjne, a więc całkowicie do dupy. Nadmierne kontrolowanie
siebie prowadzi do… zadręczania się i poczucia winy. Wtedy mogłam
lepiej, wtedy mogłam bardziej, wtedy mogłam rozsądniej, powściągliwiej,
akceptowalniej. No mogłam, ale co z tego?
Nadmierne kontrolowanie siebie prowadzi
do… koncentrowania się na kwestiach nieważnych, prowadzi do bylejakości i
zniechęcenia. Gdy okazuje się, że coś nie jest perfekcyjne, od razu
można się zniechęcić. Tymczasem inni się nie zniechęcają, a zamiast tego
po prostu akceptują nieperfekcyjność.
Mam nadzieję, że przez te 3 lata od napisania tego tekstu udało Ci się trochę zapanować nad tymi przymusami. Dla mnie perfekcjonizm to przekleństwo wielu ludzi. Dziwię się i jednocześnie smuci mnie, że tak łatwo popadamy w tą skrajność.
OdpowiedzUsuńŚwiat nie jest czarno biały - w zasadzie składa się głównie z szarości. Nawet czarna powierzchnia robi się szara jak poświecisz latarką. Nawet biała ściana robi się szara jak zgasisz światło.
W kulturze anglosaskiej istnieje powszechne pojęcie "good enough" czyli wystarczająco dobry. Tam jest powszechne, że jak kupujesz coś to szukasz czegoś, co jest wystarczająco dobre. Za przyjaciela masz osobę wystarczająco dobrą. Zatrudniając kogoś patrzą czy jest wystarczająco dobry na dane stanowisko. Nie ma czarno białego perfekcjonizmu i odrzucenia. Widać to na każdym kroku, nawet daty przydatności do spożycia nie straszą kategorycznym ostrzeżeniem a jedynie mówią "best before" czyli "najlepsze jest przed...".
Pomyśl, że w wielu rzeczach jesteś good enough. Na pewno w prowadzeniu blogów i w całą sprawę on-line. Założę się, że jest jeszcze wiele innych rzeczy, w których jesteś wystarczająco dobra.
Niech lęk przed brakiem perfekcji nie powstrzymuje Cię przed życiem. Nie bój się popełniać błędów, ciesz się nimi, każdy błąd czegoś uczy.
Co by było gdybyś mając około roku po pierwszym przewróceniu stwierdziła, że chodzenie to jednak nie jest dla Ciebie? ;)