Biedny to włóczęga, bogaty to turysta

Dzisiaj czuję się jakoś podle, samotnie, tak mam poczucie, że jest nie w porządku wszystko, że inaczej wszystko powinno być i wyglądać. Płakać mi się chce, lecz coś w środku blokuje mi łzy. Czy podjęłam dobrą decyzję? Czy nie będę kiedyś żałować? A co, jeśli wszystko robię nie tak, a nawet o tym nie wiem?

Biedny to włóczęga, bogaty to turysta

Co by było i jak by było, gdybym podjęła inną decyzję? Byłoby później lepiej czy gorzej? Mam trwać w postanowieniu czy zacząć się kajać? Czy dobrze zrobiłam podpisując czy tylko się upodliłam? Chciałam tylko żyć jak normalny człowiek, ale normalność jest dla mnie czymś nieosiągalnym.

Jak ludzie to robią, że zawsze WIEDZĄ? Dlaczego ja nie mam takiej wiedzy? 

Całe życie trzeba albo zgadzać się na upokarzające kompromisy albo zrezygnować z tego, co przekracza granice dobrego smaku. Kiedy byłam dzieckiem, wiele razy musiałam przepraszać, bo tak wypada. Przepraszałam, choć wiedziałam i czułam, że nie mam za co. Teraz wiem, że mam supermoc osoby dorosłej i nie muszę nikogo przepraszać bez powodu. Nie muszę przepraszać za to, kim jestem ani za to, co myślę i za to, co toleruję, a czego nie.

Istnieją takie zespoły poglądów, których nie jestem w stanie tolerować i tyle. Zapala mi się w głowie czerwona lampka i włącza wkurw. Czuję, że oto właśnie została przekroczona pewna granica i ja się na to nie zgadzam. 

Kiedy ktoś mi mówi, że zamierza kupić sobie futro naturalne i nie obchodzi go, co się dzieje na farmach z norkami i lisami, gdy ktoś wyśmiewa się z grubasów w taki wredny sposób - typu, że jakiś koleś musiał zablokować dziewczynę po spotkaniu, bo się okazało, że gruba albo mówi, że bezrobotni wszyscy powinni "wziąć się za robotę" i byłoby po problemie, to ja nie umiem już być do tego kogoś przychylnie nastawiona. To jest po prostu dla mnie przekroczenie pewnej granicy. 

Kiedy człowiek wygłasza tego rodzaju poglądy, to ja w ten sposób pozyskuję pewną wiedzę na jego temat i nie jest to wiedza stawiająca go w dobrym świetle. Czy jestem przewrażliwiona? Może jestem, nie zaprzeczam. 

Po prostu mam tak, że na punkcie pewnych rzeczy jestem wrażliwa, może przewrażliwiona też. Mam swoje doświadczenia życiowe i swój kompas moralny, który podpowiada mi, co dobre, a co złe. Wiem, jak ciężko jest się wyrwać z małego miasteczka w Polsce B i jak ciężko jest czasami znaleźć powód i chęć do tego, aby w ogóle wstać rano z łóżka. Nie oczekuję od ludzi zrozumienia, bo wiem, że jak ktoś wychował się w zupełnie innych warunkach niż ja, to nie zrozumie mnie do końca - i to nawet, jakby bardzo chciał. Oczekuję jedynie szacunku do swojej osoby i tego, żeby uznać moje istnienie w przestrzeni publicznej i ogólnie na tym świecie. 

Jeżeli mówię, że coś przeżyłam, to mi uwierz, że tak właśnie było - to oznaka szacunku. Jeśli mówię, że coś mogę zrobić albo czegoś nie mogę zrobić, to mi uwierz, że tak właśnie jest - a nie wmawiaj, że coś ze mną nie tak i że wymyślam głupoty. Ja dobrze wiem, na co mnie stać, a na co nie, bo jestem sobą i znam siebie najlepiej. Każdy stara się przeżyć, jak najlepiej umie, ja tak samo. 

Byłam długotrwale bezrobotna, ponieważ nikt mnie nie chciał zatrudnić. To nie dlatego, że mi się nie chciało albo miałam nie wiadomo jakie wymagania finansowe. Ja mogłam pracować nawet poniżej minimalnej, byleby ktoś chciał mnie wtedy zatrudnić. Ale nikt nie chciał i taka jest prawda, nie ma w tym drugiego dna. Mogłam się "wziąć za robotę"? Pewnie mogłam, jeśli byłaby wtedy jakaś robota dla mnie, za którą mogłabym się wziąć.

A czy zdarzyło mi się śmiać z grubasów? Owszem, zdarzyło mi się. Tak samo jak z murzynów, Żydów i Cyganów. Jednak nigdy nie przekraczałam pewnej granicy i nigdy z nikogo bym się nie naśmiewała, że został perfidnie odrzucony przez cechę swojego wyglądu. Grubi ludzie to też ludzie i też mają uczucia. Blokowanie dziewczyny po spotkaniu, bo gruba, i wyśmiewanie się z niej wśród znajomych, jest podłe i świadczy źle raczej o tym wyśmiewającym, a nie o grubasce. Gdy ktoś zachowuje się aż tak bez klasy wobec dziewczyny, która mu się nie spodobała fizycznie, to wątpię, aby był w porządku także wobec innych ludzi. Wytykanie kogoś palcem i wyśmiewanie z powodu wyglądu jest raczej mało eleganckie i nie świadczy dobrze o człowieku.

Tak samo, gdy ktoś chwali się, że w czasie epidemii zapierdalał wszędzie bez maseczki i łaził w tłum ludzi bez maseczki, bo "nie jego wina, jak ktoś nie ma odporności i umrze", to w moich oczach bardzo dużo traci. Jak dla mnie to podejście typowe dla socjopaty. Kto umrze, to umrze, i trudno. A co, jeśli padłoby na ciebie albo kogoś z twojej rodziny? To, że ktoś jest mało odporny, to nie znaczy, że trzeba go za to karać i skazywać na chorobę. Nikt nie wybiera tego, że jest słaby czy mało odporny, za większość naszych cech fizycznych odpowiada genetyka. Jeden zje batona i przytyje, a drugi zje ich 10 i dalej chudy - genetyka, nie mamy na to za bardzo wpływu. Jeden prowadzi zdrowy tryb życia, a i tak ma nadciśnienie i wysoki cholesterol, a drugi żywi się hamburgerami i jest zdrowy jak ryba - genetyka po prostu. Ja też mam swoje choroby, których się nie pozbędę, choćbym stanęła na rzęsach i kręciła piruety - czyli zasługuję na śmierć? A jak ktoś jest po 60-tce, to też zasługuje, bo się nażył? Gdyby nie choroba, mógłby żyć jeszcze i kilkanaście długich lat. 

Pewnych poglądów po prostu nie jestem w stanie tolerować, choćbym nie wiem, jak bardzo się starała. W życiu nie zrozumiem tego, że ktoś ma świadomość, jak norki są traktowane na farmach, a mimo to kupuje futro z norek. Mięso jeść trzeba, ale futro można wybrać sztuczne, tak samo choinkę można wybrać sztuczną. Mało tego, nawet w ogóle nie trzeba mieć żadnego futra, nie ma takiego obowiązku. Można mieć kurtkę z poliestru lub płaszcz z wełny, możliwości jest bez liku. W tych czasach, kiedy wiedza o farmach futrzarskich jest powszechna i wszyscy wiedzą, jak tam są zwierzęta traktowane, kupowanie futra naturalnego to dla mnie oznaka socjopatii lub psychopatii. Socjopata nie odróżnia dobra od zła, więc go wręcz bawi ciężki los zwierzaków, natomiast psychopata wie, że kupowanie futer naturalnych jest złe i że w ten sposób wspiera zadawanie zwierzętom cierpienia, ale go to nie interesuje. Psychologiem nie jestem i diagnoz stawiać nie będę, ale akurat to nie jest trudne do wywnioskowania.

Niektórzy ukrainofile, że tak ich nazwę, wszem i wobec głoszą po internetach, jak to nienawidzą wszystkich Ruskich za napaść na Ukrainę. No tak... Czyli rozumiem, że Niemców też nienawidzą? W końcu Niemcy wywołali II wojnę światową i to wcale nie tak dawno temu. Jeszcze żyją ludzie, którzy to dobrze pamiętają. Hitler przecież sam tej wojny nie wywołał, tylko miał gorące poparcie swojego narodu. Sam z siebie nic by nie zdziałał. Niemców więc niech ukrainofile też nienawidzą, i to nawet mocniej, bo Hitler miał w III Rzeszy ogromne poparcie, Niemcy wręcz byli nim zafascynowani, zaś Putin i Łukaszenka po prostu trzymają swoich obywateli za mordy. Część Ruskich na pewno ich popiera, ale część po prostu stara się jakoś przeżyć z dnia na dzień i nie myśleć za dużo o polityce. Wszędzie zdarzają się źli i dobrzy ludzie, Ukraińcy też święci nie byli w czasie II wojny - o czym powszechnie wiadomo.

A Szwedów też ukrainofile tak samo nienawidzą? W końcu potop był szwedzki, a łupów do dziś nie oddali. A jakby tak decydenci polityczni w Polsce napadli na jakiś kraj (w co wątpię, bo my nie mamy zasobów, żeby kogokolwiek napadać, prędzej śmiech na świecie byśmy wywołali, a nie prawdziwą wojnę), to czy my, zwykli Polacy, zwykli zjadacze chleba, bylibyśmy za to odpowiedzialni? I co my byśmy mogli zrobić w takiej sytuacji? Trochę byśmy poprotestowali i tyle - jak zwykle zresztą. Niektórzy by wyjechali, że uniknąć poboru, tak jak zrobiła to część Ruskich. Wyjeżdżają głównie bogaci, tak samo jak z Ukrainy, bo mają za co wyjeżdżać, biedniejsi zostają na miejscu.

Napisałam kiedyś na blogu post o tym, że popieram jedynie sztuczne choinki, zaś kupowanie naturalnych jest dla mnie popieraniem bezsensownego uśmiercania drzew. Bezsensownego, gdyż zabija się drzewo jedynie w tym celu, żeby sobie trochę poświętować. I wtedy mój wpis skomentowała pewna pani, że jak mi może być żal choinek, że przecież ludźmi się powinnam interesować, a nie jakieś tam choinki. Ale którymi ludźmi? Tymi, którzy mają gdzieś całą resztę świata? Tymi, którzy zabijają bez sensu inne istoty w celu zabawy? Tymi, których nie obchodzi, czy kogoś zarażą czy nie zarażą? Tymi, którzy mają bekę, bo dziewczyna została upokorzona przez chłopaka? Tymi, którzy za niezaradność skazywaliby na karę śmierci? Tymi, dla których każdy bezrobotny to nierób, a każdy grubas to leń? Tymi ludźmi mam się interesować bardziej niż zwierzętami i drzewami? Z jakiej racji? Człowiek wcale nie jest najwspanialszy na świecie i wcale nie zasługuje na godne życie bardziej niż pies czy kot. Bardziej szkoda mi bezdomnego psa niż wyznawcy skrajnego liberalizmu, który robi płaku płaku, bo bezrobotni mają ubezpieczenie zdrowotne.

Komentarze