Moja poducha własnością karalucha

Jutro muszę dać z siebie wszystko. Nie 100%, nie 110%, nie 150, ale najlepiej dżilion procent. Muszę się skupić maksymalnie na zadaniu i być maksymalnie tak najlepsza, jak tylko najlepsza być potrafię. Problem polega na tym, że mi się wybitnie, ale to wybitnie nie chce. Mam dosyć ludzi i najchętniej cały jutrzejszy dzień przeleżałabym pod kocem. Ale nie mogę.

Moja poducha własnością karalucha
 
Strasznie mi się nie chce, ale muszę. Teoretycznie nic nie muszę i właściwie nikt nic nie musi, ale życie samo się nie poukłada. Poukładane życie to przede wszystkim poukładana praca od tej do tej. To kontakty z ludźmi i dobry plan na każdy bieżący dzień. 

Z drugiej strony nadmiar ludzi wkurwia. Ale też zależy jakich ludzi. Są tacy, którzy mnie nie irytują bądź irytują minimalnie: w stopniu akceptowalnym. I właściwie to do końca nie wiem, od czego to zależy.

Nie lubię tego momentu, gdy opowiadam coś o sobie i wtedy się zaczyna: rady, rady, dobre rady, jeszcze więcej dobrych rad. Nagle wszyscy najlepiej wiedzą, jak masz kierować swoim życiem i co z nim zrobić. Wiedzą lepiej od ciebie, na co masz wydawać bądź nie wydawać WŁASNYCH pieniędzy lub gdzie szukać DLA SIEBIE pracy i w jakim charakterze. Wiedzą, jak masz żyć, co czynić, czego się uczyć oraz jak postępować w tej czy innej kwestii. Rady, rady i jeszcze więcej rad. Ludzie zawsze wiedzą lepiej od ciebie, co jest dla ciebie dobre - zwłaszcza ci ledwo poznani.

W pracy też: najlepiej jakby w ogóle pracować po 12 godzin dziennie za podziękowanie, w ramach czynu społecznego. To wtedy szefostwo byłoby dumne. I jakby do kibla nie wychodzić w ogóle, tylko siedzieć w pampersie - to wtedy dla kierownictwa byłaby bajka, wydajność 200%. I nie pić nic przez cały dzień w pracy, bo marnuje się czas później na mycie szklanki po kawie - i to nie jest żart, to cytat. A w ciągu tych cennych dwóch minut można by tyle rzeczy zrobić! W pracy każdy tylko ma grabie do siebie, takie życie. Dla szefa to najlepiej, jakbyśmy się zaharowywali i wykończyli do reszty. Wtedy weźmie następnych i gitara. A współpracownicy to najchętniej oddawaliby robotę komukolwiek, byleby samemu jak najmniej robić. Typowa spychologia.

Dosyć mam już tego wszystkiego. Może ja się nie nadaje do życia w społeczeństwie? Przytłacza mnie to wszystko, męczy i wkurwia niesamowicie. Wstaję rano i już mnie wkurwiają kręcący się współlokatorzy, a później na przystanku wkurwiają mnie ci ludzie zabijający wzrokiem wszystkich i wszystko wokół siebie. Później tłoczymy się i upychamy w autobusie jak sardynki w puszcze - po to, aby dojechać do miejsca przeznaczenia: pracy, w której jestem nikim i nic nie znaczę. I cały ten cyrk zaczyna się od początku. 
 
[Przeczytaj również: Małe tęsknoty, ciche marzenia]

A później jest czas po pracy. Można się włóczyć bez celu, można poćwiczyć, pospacerować bądź też przysiąść przed komputerem. Pospać ewentualnie też można. Film jakiś na cda obejrzeć, w necie się rozejrzeć, radia posłuchać czy innej muzyki - i spać. I tak się to kręci wszystko, a ja nikogo nie obchodzę.

Gdybym z pracy teraz odeszła, to za pół roku czy za rok już nikt by o mnie nie pamiętał. Może jedna osoba na kilkanaście skojarzyłaby, że chyba jakaś taka tu kiedyś pracowała. A może nawet nikt by nie skojarzył. Czas płynie, życie toczy się dalej: z tobą czy bez ciebie. Jak ty czegoś nie zrobisz, to zrobi to ktoś inny - bo nie ma ludzi niezastąpionych. I dalej się będzie to wszystko kręcić, funkcjonować. Świat nie znosi próżni.

Brakuje mi przywiązania: żeby ktoś się do mnie przywiązał i ja do tego kogoś. Żeby ten ktoś odczuwał pustkę i wyżej wspomnianą próżnię emocjonalną, kiedy mnie przy nim nie będzie. Tak, żebyśmy byli dla siebie nawzajem ważni. A nie: jesteś, to jesteś.... a jak cię nie ma, to też dobrze. No właśnie ja nie chcę, żeby było temu komuś dobrze, gdy mnie przy nim nie będzie.

Pracodawca nawet małpę by zatrudnił, gdyby mało chciała w zamian i umiała stukać w klawisze. Pracodawcy jest wszystko jedno, byleby ktoś robił i tyle. Bez różnicy, czy będzie to małpa, słoń, mrówkojad czy ja. Współlokatorzy też by mogli zamieszkać z małpą zamiast ze mną i też by nie zauważyli żadnej różnicy. Może by się tylko zdziwili, że nowa współlokatorka dużo czasu spędza wisząc na lampie. Ale kto by na to zwracał uwagę? Nawet i lepiej, bo przynajmniej z łatwością kurze z lampy zetrze.

No i dobre rady przyjmowałaby od ludzi z radością. Mówiliby takiej małpce: może idź żonglować do cyrku albo robić miny w zoo. A ona na to po małpiemu: yyy, yyy, yyyy....
 
Minęła pierwsza, a ja muszę wstać o 6 rano - położę się więc, bo wypada. Podobno żyrafy, konie, owce i słonie potrzebują tylko 2-3 godzin snu na dobę. Idealni pracownicy by byli, pozostałą część doby mogliby poświęcić pracy - choć może i poświęcają, w cyrku czy gdzieś. Słoń w cyrku też porobi te sztuczki, porobi, ludzie mają radochę, a później zastąpią go nowym słoniem i nikt już nie będzie o nim pamiętał.
 
Zatem: karaluchy pod poduchy. Choć karaluchy pewnie śpią tylko kilka minut dziennie - jak mrówki. Jesteśmy mrówkami robotnicami, a miasto to nasze wielkie mrowisko. I tak jak mrówki możemy skończyć.... rozdeptani.

Komentarze

  1. Miasto i to co się dzieje po drodze na uczelnię porównuję do klatek i lisów hodowanych na futro. Wszystkie te bloki podobne do klatek, w których mieszczą się różni ludzie pokaleczeni przez los jak lisy. Nie dość, że to mnie przytłacza to jeszcze uczelnia, gdzie nikt nie dba o nic tylko o pieniądze. A na dodatek czuję, że ktoś zabiera mi wolność. Jakieś egzaminy, kolokwia i pędzący czas. Również czuję się przytłoczona. Powoli uciekam od tego jak najdalej. Mam nadzieję, że nie będę zmuszona pracować jak mrówka, jak inni którzy nie mieli wyjścia.
    Poza tym bardzo ładnie piszesz. Rzadko widzę, jak ktoś potrafi tak ładnie ubrać w słowa myśli.
    Pozdrawiam i będę zaglądać częściej ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Również nie cierpię momentów, w których ktoś chce decydować o moim życiu. Chcę czyjejś rady? To o nią proszę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja rada - nie nadajesz się do życia w chorym społeczeństwie. Druga rada - jak najczęściej myśl o tym, że to środowisko jest chore, nie Ty, trzecia rada - dbaj o siebie bo tylko Ty decydujesz co jest dla Ciebie dobre i Ty ponosisz konsekwencje swoich wyborów. Czwarta rada - wszystkie niechciane rady są gówno warte bo ktoś, kto je daje nie będzie cierpiał jeśli przez nie coś Ci się stanie. Póki ktoś nie inwestuje własnego dobra w działanie jego rady traktuj tylko jak bezsensowne paplanie. Piąta rada - pomyśl, że rady są takie troche agresywne w naturze - ktoś bez pytania próbuje przekraczać Twoją prywatność bo tak mu się podoba i jeszcze oczekuje Twojej wdzięczności - toż to atak i psychiczne znęcanie. Szósta rada - przemyśl na spokojnie jak mogłabyś zareagować na taki atak mając pełnię szacunku do siebie i stawiając swoje granice.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. Wszystkie czytam, nawet jeżeli nie odpowiadam.