Jednoosobowa praca zespołowa

Męczy mnie już to wszystko. A może ja się nie nadaję? Co, jeśli się nie nadaję?

W pracy robię bokami i daję z siebie 150%. Tu telefon, tam po chwili drugi telefon, tu odebrać, tam szybko odpisać, a przy okazji jeszcze coś załatwić. Na jednym systemie, na drugim i na trzecim. Czasu na jedzenie często już nie starcza i tylko kawa przy pracy to jedyna fasada przerwy. A panienka obok siedzi przez godzinę na komórce bądź wychodzi na ploty do pokoju obok. Wolno jej, bo jest koleżanką kierownika. Ostatnio nawet dostała publicznie pochwałę... za pracowitość. To jest sytuacja z gatunku tych, kiedy nie wiadomo, czy śmiać się czy płakać. Żart czy nie żart? Oto jest pytanie.

Jednoosobowa praca zespołowa

Czuję, że muszę szybko znaleźć inną robotę, bo tutaj po prostu się zaorzę. A panienka obok wychodzi z pracy wypoczęta. Obiadzik sobie zje, poplotkuje, na komórce coś popisze - żyć, nie umierać. I jej wydajności nikt nie bada - bo gdyby zbadał, to mógłby się mocno zdziwić. 

W pracy nie ma nic gorszego niż pracować z obibokiem. Musisz robić bokami i wkurwiać się, bo obok ktoś zbija bąki przez cały dzień. Ale nikt jej nie ruszy, bo to koleżanka szefa i pracuje tu od czasów odsieczy wiedeńskiej. 

Ja to bym tak nie umiała. Nie umiałabym spokojnie sobie patrzeć, jak ktoś się użera z ogromem pracy i tonie po uszy w robocie, a mimo to opieprzać się i grać na komórce. To chyba kwestia charakteru, jakiegoś poczucia odpowiedzialności, sumienności - sama nie wiem.

Ostatnio chcieli mnie wrobić w dokańczanie po niej dokumentów. Nie no, to już jest naprawdę szczyt. To ja tu nadgodziny robię, zapierdalam jak dziki osioł i haruję jak wół, żeby się wyrobić, a obok panienka rozmawia z kimś przez telefon o rzęsach i ciuchach - i to niby ja mam za nią jeszcze robotę kończyć. Bo ona się NIE WYRABIA, a terminy gonią. Ja powiedziałam, że też się nie wyrabiam i własnej roboty mam pod dostatkiem. Najlepiej to znaleźć frajera i niech odwala za kogoś najgorszą pracę.

I gdyby jeszcze ktoś raz czy drugi ją opierdolił, ale nie! Bo ona tu pracuje od czasów powstania styczniowego i to jest takie normalne, że ma 4 godziny przerwy w ciągu dnia. Najbardziej rozbroiła mnie sytuacja, gdy pewnego dnia telefony wydzwaniały jeden po drugim jak w młynie i nie wyrabiałam z odbieraniem, reszta osób też. Ona nie odebrała ani jednego, opieprzała się na komórce. Przyszła jej koleżanka z pokoju obok, a ona wzdycha z (wyimaginowanego) zmęczenia: daj spokój, i tak dzwonią i dzwonią dziś przez cały dzień, wyrobić się nie da! Czego narzeka na telefony, skoro ona ich nie odbiera? Ani jednego nie odebrała, a żali się, jak to ciężko z telefonami.

Raz nawet zrobiła tak, że ktoś do niej dzwonił, a ona szybciutko odebrała i dyskretnie przełączyła do kogo innego. Da się? Da się! Można? Można! Ja nawet bym na takie coś nie wpadła, ale obibok wpadnie nawet na taki pomysł, żeby tylko roboty uniknąć.

To jest po prostu czysty nieskażony niczym egoizm i myślenie wyłącznie o własnej dupie, o własnej wygodzie. Niech inni robią, byle nie ja. Niech inni się męczą, byle tylko mnie było wygodnie i miło.

Raz ktoś nie wytrzymał i spytał się jej, czemu po raz kolejny nie odebrała telefonu. Odpowiedziała, że BYŁA ZAJĘTA. Czym była zajęta? Własną komórką oczywiście. Kiedyś nie wyrobiła się z robieniem swoich maili. A konkretnie otworzyła swojego maila niemal przed końcem pracy i zobaczyła, że coś tam chyba ma. Co zrobiła? Odesłała swoje wiadomości do zrobienia koleżance z biurka obok. Można? Można! Mnie by było wstyd komukolwiek wysyłać własne maile i obarczać kogoś własną robotą, ale najwyraźniej są tacy, dla których to nie jest wstyd.

Był nawet pomysł ściślejszej pracy zespołowej, ale NIKT nie chciał pracować z nią. No i padło pytanie o powód. A powód jest oczywisty: czemu ktokolwiek ma robić za dwie osoby? Każdy bronił się rękami i nogami, byleby z nią nie być w grupie, bo już z góry wiadomo, czym to pachnie. Ja też głowę spuściłam, żeby tylko nie padło na mnie. W końcu wyznaczyli jakąś biedną dziewczynę, to zdesperowana zagroziła odejściem. I pomysł upadł, umarł śmiercią naturalną. Wystarczy, że męczymy się z nią na co dzień, ściślejszej współpracy już chyba nikt nie wytrzyma.

Kierownik, chcąc nie chcąc, po zaistniałej sytuacji zmuszony był przeprowadzić z leniwą koleżanką rozmowę. Jak zareagowała? Stwierdziła później zniesmaczona, że zawracamy kierownikowi głowę jakimiś duperelami, a on ma ważniejsze sprawy.

Jednoosobowa praca zespołowa

Owa koleżanka dostała pochwałę na forum publicznym za pracowitość. Za pracowitość. Kto inny pracuje, a ona miano pracowitej nosi - u nas w robocie tak wygląda podział ról.

Odbieram to w ten sposób, że kierownik chciał dać nam prztyczka w nos i podkreślić: to jest mój człowiek, dajcie jej spokój, ma prawo robić, co chce! Bo w życiu nie uwierzę, że nasze bezpośrednie szefostwo nie zauważa, jak ona zbija bąki w czasie pracy. A może ja przesadzam? Chyba przesadzam, bo to aż nierealne, żeby w pracy kwitło aż takie kumoterstwo. Tak czy siak wychwalanie pod niebiosa lenia i obiboka jest - delikatnie mówiąc - skrajnie obrzydliwe.

Teraz siedzę i myślę: odchodzić stamtąd czy zostać? A może zostać i intensywnie szukać, może się znajdzie prędzej czy później coś lepszego choć trochę. Ale to sobie tak można szukać i szukać, bo takie jest życie. Z kolei odejść i wrócić na bezrobocie to tak, jakby koło zatoczyć i znaleźć się w punkcie wyjścia. Do spożywczego już pracować nie pójdę, chyba że będę już konać z głodu pod mostem. Byłam, zobaczyłam, spróbowałam, z czym to smakuje, i dziękuję - to mi wystarczy.

Zdaję sobie sprawę, że pracodawcy szukający do pracy biurowej mają do wyboru lepszych kandydatów niż ja: młodszych, przebojowych, z bogatszym doświadczeniem, obytych, znających języki, mających prawo jazdy i tak dalej. Ja sobie jestem taką znerwicowaną prostą dziewczyną z bagażem depresji i lęków. Nie umiem po angielsku, nie mam samochodu, nie noszę szpilek i nie potrafię wciskać nikomu kitu. Doświadczenie mam sobie, jakie mam, i jestem taka, jaka jestem.

Ale czy to znaczy, że mam zawsze zadowalać się tym, co najgorsze? Że mam żyć w poczuciu bycia gorszą od innych? Że mam dawać sobie wejść na głowę i nie odzywać się, bo to w końcu praca biurowa? Bezczelne wielkomiejskie sucze zjedzą mnie na śniadanie, a ja jeszcze podziękuję za bycie ich strawą - bo do tego się to wszystko sprowadza. Praca biurowa też potrafi umęczyć, gdy trzeba w kółko harować nie tylko za siebie, ale też za ileś tam osób, np. za koleżankę, która sobie bimba i dba, żeby się choćby o minutę nie przepracować. A pracę kończy już pół godziny przed wyjściem, bo przecież 'już NIEDŁUGO wychodzi'. I to, co miała zrobić, zostawia innym.

Mam ochotę rzucić to wszystko w cholerę, w pizdu, i niech sobie radzą. Niech z tą 'pracowitą' sobie popracują, skoro ona jest taka pracowita. Ze mną chyba mają za wygodnie, zbyt grzeczna chyba jestem. Opierdalando jej uchodzi płazem, bo zawsze znajdzie się jakiś frajer obok, któremu będzie zależało i który będzie się zaharowywać. A jakby wszyscy odeszli i takiego frajera by zabrakło, to kierownictwo zobaczyłoby, jak to jest użerać się z obibokiem. I nawet kumoterstwo by wtedy nie pomogło. I fakt, że obibok pasożytuje tam od czasów wiosny ludów, też by nie pomógł. Przekonaliby się wtedy, jak to 'fajnie' jest współpracować z kimś takim. Coś czuję, że pochwały za pracowitość szybko by się skończyły. Oj, bardzo szybko.

Nie pojmuję tego świata, naprawdę. I że jeszcze kierownictwo promuje taką niesprawiedliwość, to dla mnie już jest zupełnie niepojęte. Niech jeszcze jej podwyżkę dadzą i premię za zaangażowanie w obsługę własnego smartfona. Szkopuł kryje się w tym, że zawsze znajdzie się ktoś obok, kto zrobi robotę za siebie i jeszcze za nią, więc spoko luz. Jej nicnierobienie zawsze gdzieś tam zniknie w tłumie, a i poplotkować z nią fajnie można przy ciasteczku.

Tylko co będzie, gdy czas na ciasteczka wreszcie się skończy?

Komentarze

  1. Rób tak żeby Tobie było dobrze. Zawsze, w każdej pracy i w każdym środowisku są tacy, którzy wykorzystują innych. Zawsze też jest duży dopływ innych, którzy dają się wykorzystywać. Twoim obowiązkiem jest dbać przede wszystkim o siebie. Szukaj pracy i nie przejmuj się jeśli ich zostawisz. To Twoje życie!

    P.S. Cieszę się, że znów blogujesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie przestałam blogować. :) Po prostu przez jakiś czas nie miałam weny.

      Szukam innej pracy, tutaj jest strasznie dużo chaosu w organizacji i właściwie to nie wiadomo, kto za co konkretnie odpowiada. Dlatego pozniej wychodzą takie kwiatki, ze jeden musi harować, drugi się opierdziela, a później wyniki na pół. Poza tym tak kombinują z płacami, że gdyby mogli, to w ogóle by nam nie płacili. Nawet umowy normalnej nie mam, tylko jakąś jedną 7/8, drugą 1/8 i poźniej miałam przez to problemy przy rozliczaniu. Taka średnia ta praca, powiedziałabym. Ale zawsze lepiej w robocie siedzieć za biurkiem niż tachać worki z ziemniakami i układać butelki w rządku.

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. Wszystkie czytam, nawet jeżeli nie odpowiadam.