Emocjonalne wychłodzenie vs Zagłuszacze samotności

Na świecie istnieje wiele sposobów na zagłuszanie swojej samotności. Wiele akcesoriów, czynności, możliwości, sposobności. Na zagłuszanie, a nie na wypędzanie jej.

Wracasz do siebie i panuje cisza, taki spokój przeszywający. Słychać brzęczenie, ściany wyglądają wyjątkowo ociężale, zawieszasz się w przestrzeni. Zamieniasz się w emocjonalny lód. 

Zamarzasz i czujesz, że jeśli czegoś nie zrobisz, to zejdziesz wskutek emocjonalnego wychłodzenia. Co zatem możesz zrobić?

Emocjonalne wychłodzenie vs Zagłuszacze samotności

Możesz zagłuszyć ten nagły samotności przypływ. Możesz zrobić coś na pozór znaczącego i fajnego. Coś, dzięki czemu poczujesz się lepiej, choć w zasadzie nic w tym lepszego od ścian nie ma.

Możesz nacisnąć guzik i już masz fajne kolorowe obrazki, nieskazitelnych bogatych ludzi oraz ich problemy prosto z dupy. Możesz włączyć inny guzik i masz jak na zawołanie bogactwo dźwięków, o jakim ci się nawet nie śniło. Możesz również wziąć na kolana plastikowy rozkładany prostokąt i już masz kontakt z całym światem. Mnóstwo stron, mnóstwo nowych bodźców. Bodźców, które momentalnie ocieplą twoje wyziębione wnętrze. Kolory przeplatają się z różnymi dźwiękami.

Możesz też iść i wrócić. A po powrocie znów szukać nienaturalnych bodźców. Możesz wypić kawę i dzięki niej udawać, że dodatkowa porcja energii naprawdę jest ci tak mocno potrzebna.

Emocjonalne wychłodzenie vs Zagłuszacze samotności


Teraz w radiu leci Human 'Polski', a ja sobie myślę, że nikogo nie kocham, ale i tak mam powody do strachu. A może właśnie dlatego? Dobrze wiesz i ja to wiem.

Niektórzy mówią, że mają 'pasję'. Ja mówię na to 'sposób wypełniania czasu'. Doba ma 24 godziny i czymś trzeba ją wypełnić. Jedną, drugą, trzecią, później czwartą i tak dalej. Rysowanie, lepienie bałwanów z gliny lub skakanie ze spadochronem to tylko sposoby wypełniania sobie czasu, który jeszcze do końca życia pozostał. Później na łożu śmierci będziesz mógł powiedzieć: 'skoczyłem kilka/kilkanaście razy ze spadochronem, leciałem na paralotni - zbawiłem świat, ocaliłem ludzkość!'. Sorry, chyba jednak nie będziesz mógł tak powiedzieć.

Nie zbawiamy świata, nie uratujemy milionów istnień. Jeżeli uratujemy przypadkiem jedno, to już jest niebywałe osiągnięcie.

Szukamy sposobów wypełniania sobie czasu, który nam pozostał na tym łez padole - i nie ma co dorabiać do tego nie wiadomo jakiej filozofii. Każdy z nas błądzi tu... Robimy ciągle coś, aby nie oszaleć z samotności. Ciągle coś, ciągle coś... Albo nie robimy nic i wtedy zaczynamy rozumieć. Dostrzegać. Przekroczyliśmy pewną granicę i nic już nie będzie takie, jak przedtem. Pokorniejemy wobec życia, bo poznaliśmy potęgę nieograniczonej samotności i pustki. Już wiemy, rozumiemy ją, znamy. Ja wiem, ja ją rozumiem.

Dostrzegłam, zrozumiałam - i to jest taki stan, w którym ściany zdają się przytłaczać drzwi. Więc wolę jednak samotność zagłuszać. Dobrze wiesz (dlaczego) i ja to wiem.

Komentarze

  1. Bardzo dobry post, oby tak dalej

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznam, że nie boję się samotności, chętnie się do niej odwołuję, czasem nawet w natłoku zwykłej codzienności mocno pragnę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję, że nigdy samotnosc mnie nie dopadnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam nadzieję, że nigdy samotnosc mnie nie dopadnie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. Wszystkie czytam, nawet jeżeli nie odpowiadam.