Wsi niespokojna, wsi niewesoła

Ludzie są trudni. Przebywanie z ludźmi jest trudne. Największy dystans* mam do tych oceniających, narzucających swoją wolę, węszących sensację w byle czym i z  każdą pierdołą biegnących na skargę do przełożonych. Przerażają mnie tacy ludzie, bo wiem, że trzeba uważać przy nich na każde słówko, każdy gest. To męczy niesamowicie, wyczerpuje.

Wsi niespokojna, wsi niewesoła


*Dystans - w sensie: czuję się przy nich maksymalnie nieswobodnie i sztywno; nie mogę przy nich być sobą w ogóle - i w szczególe też.

Takim węszącym sensację ludziom zawsze te oczka tak dziwnie kursują rozbiegane. Ktoś coś powie, ktoś coś zrobi, ktoś się z czymś lub na coś nie zgodzi - i już chryja, sensacja, już coś się dzieje. Ależ ludzie lubią sobie wzajemnie życie utrudniać...

Ktoś popełnił błąd, czegoś nie dopilnował, coś na kogoś powiedział? Szybko, szybko, biegniemy na skargę do kierownika! Ktoś ma inne poglądy, nie chce się na coś złożyć, coś źle zrobił... a może nie chce rozmawiać na dany temat? Szybko, szybko, biegniemy do drugiego pokoju obrobić mu dupę! Popełnił niechcący błąd językowy? No boki zrywać przez resztę dnia!

Nawet, gdy ktoś taki ma jakiś dziwny przebłysk i jest miły - i nawet wydaje się być normalnym człowiekiem, to ja z tyłu głowy zawsze mam to, że on POTRAFI. Potrafi donieść do szefa za byle co, potrafi się naśmiewać w naprawdę wredny sposób, potrafi po prostu być wredny i potrafi tak dupę obrobić, że aż uszy pieką jak poparzone. POTRAFI i nie sądzę, aby tak szybko te umiejętności zatracił. Jedno zbędne słówko i zaraz dowie się cały dział lub pół miasta. Takiej osobie można powiedzieć tylko to, co powinni wiedzieć wszyscy. Broń Boże nic bardziej osobistego.

Gdy spontanicznie coś natchnie na zwierzanie się komuś takiemu, to najlepiej mocno ugryźć się w język. Lepiej mieć przez kilka dni bolący język niż później łzy spływające z oczu i poczucie upokorzenia - nie wiadomo przez ile czasu.

On nie chce słuchać radia na full - szybko, lecimy do kierownika! Niech go zmusi do słuchania badziewia na cały regulator, aż własnych myśli nie słychać. Tamten ma bałagan na biurku - szybko, lecimy do kierownika, a jak trzeba, to i do prezesa! Niech go zmusi do utrzymywania ładu, bo inaczej wypad! I tak się powoli żyje na tej mentalnej wsi.

A on nie wiedział tego czy tamtego - ale obciach, trzeba powiedzieć kierownikowi! Kogo oni tu teraz zatrudniają? Lecim na skargę!

Niby młodzi ludzie, a mentalność starych moherowych bab prosto od pługa oderwanych (nie obrażając), które tylko plotkują na osiedlach i poza nimi też.

Jakby nie patrzeć, wszędzie zdarzają się ludzie... i ludzie. Po prostu trzeba wiedzieć, kiedy siedzieć cicho i trzymać język za zębami, a kiedy bronić się przed cudzymi oskarżeniami - choć na początku ciężko to wyczuć. Jednak ludzie... jak to ludzie, wszystkiego nauczą lepiej niż jakiekolwiek szkolenie. Kurs z radzenia sobie z ludźmi zawsze jest najtrudniejszy - i nie zawsze się go zdaje.

Ale banałem poleciałam na samym końcu. Może też dlatego, że niektórzy ludzie są prymitywnie banalni, więc o lepsze zakończenie po prostu czasem trudno.

Komentarze

  1. No i z takich właśnie powodów nigdy nie pracowałem z ludźmi. I nie będę pracował. A przebywam tylko z mądrzejszymi ode mnie. I to też rzadko.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. Wszystkie czytam, nawet jeżeli nie odpowiadam.