Duże miasto uczy obojętności. Jeszcze
nigdy w życiu inni ludzie nie byli mi tak bardzo obojętni. Jednocześnie
nigdy wcześniej aż tak bardzo nie miałam okazji doświadczyć
przytłoczenia bodźcami, emocjami, wrażeniami. To chyba paradoks
ponowoczesnej przebudowy myślenia. Ewentualnie bełkot.
Tutaj ludzie przewalają się masami,
zmasowanymi tłumami. Gęsto się śpieszą, szybko się przemieszczają. Muszą
zdążyć między jedną przesiadką a drugą.
Patrzą, ale nie po to, żeby zobaczyć.
Patrzą, ale się nie przyglądają. Są nastawieni na przemieszczanie się z
punktu A do punktu B, a później do C. Nie obchodzi ich, kto stoi obok i
czy w ogóle ktoś stoi. Bo ich ciągle coś goni albo oni za czymś pędzą.
Nie wiem za czym, ganz egal.
Nieoczekiwanie momentami zaczynam być
dumna ze swojego małomiasteczkowego pochodzenia. Kto nie zaznał biedy w
małym mieście na zadupiu, ten nie zna życia. I kropka.
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz. Wszystkie czytam, nawet jeżeli nie odpowiadam.