Prawo do bycia idiotą?

No więc stało się: zapisałam się na szczepienie Astra Zenecą. Termin mam za mniej więcej 2 tygodnie. Czy dobrze zrobiłam? Nie wiem. U mnie w mieście dostępna jest tylko Astra Zeneca, a na szczepienie Pfizerem musiałabym czekać jeszcze 2 tygodnie dłużej i w dodatku jechać do innego miasta, oddalonego o ok. 100 km. O szczepionce J&J nawet nie myślę, bo dopiero co weszła, więc wolę nie ryzykować. Wiem, że pozostałe 3 szczepionki też nie mają wybitnie dłuższego stażu, no ale jednak jest on trochę dłuższy. Mimo wszystko.

Prawo do bycia idiotą?

Tak na dobrą sprawę to nawet nie wiem, czy zakwalifikuję się do tego szczepienia. Niektórych rzeczy mój organizm nie toleruje. No ale to się okaże po okazaniu ankiety, czy mogę czy nie. Była akcja, żeby się zaszczepić w majówkę, ale tylko w dużych miastach i tylko J&J. Poza tym, nawet gdyby była w moim mieście, to nie za bardzo mi to odpowiada, żeby się szczepić gdzieś w jakimś polowym punkcie: w tłoku i bałaganie. Wolę, żeby wszystko było zgodnie z procedurami, a nie na ura-bura.

Ja byłam sceptyczna i w pewnym stopniu jestem sceptyczna nadal wobec wprowadzonych na szybko szczepionek, bo wiem, jak to jest zmagać się z czymś przez całe życie w ramach skutku ubocznego po zbyt silnym preparacie. Podobno był to "bardzo rzadki" skutek uboczny, ale jednak się wydarzył. Bardzo rzadki, ale wtedy padło akurat na mnie. Dlatego mnie nie przekonuje argument, że jakieś powikłanie jest "bardzo rzadkie". Bardzo rzadkie, ale kogoś jednak dotyka. Masz pewność, że nie padnie akurat na ciebie? 

Lekarze szukali wielu przyczyn i okazało się, że wtedy, gdy pojawiły się pierwsze objawy, akurat brałam silny lek na anginę z tym właśnie "bardzo rzadkim" skutkiem ubocznym, więc jak dla mnie to nie ma znaczenia, że to właściwie mało kogo spotyka. Mnie spotkało. I to spotkało mnie tylko dlatego, że zachorowałam na "zwykłą" i "banalną" anginę, a następnie dostałam powszechnie dostępny i dopuszczony do użytku lek.

Dlatego też ucieszyłam się, kiedy do przestrzeni publicznej wprowadzono zakrywanie ust i nosa. Uważam, że to powinna być norma w każdym normalnym cywilizowanym kraju. Jest mnóstwo chorób przenoszonych drogą kropelkową, które mogą zostawić trwałe ślady w organizmie i jeśli można w pewnym stopniu im zapobiec, to czemu nie skorzystać?

Choćby wymieniona wyżej angina - tak naprawdę jest to bardzo poważna choroba, która może mieć poważne konsekwencje. Ludzie ją lekceważą, a to wcale nie jest zwykłe przeziębionko. Zresztą nieleczone "przeziębionko" może się przeistoczyć w zapalenie oskrzeli lub płuc, więc to też nic przyjemnego. Nie rozumiem antymaseczkowców - dlaczego oni tak dążą do tego, żeby roznosić i wdychać więcej zarazków w tłumie? Jakiś fetysz? Nie pojmuję, naprawdę. Wiem, że strasznie dużo tutaj piszę o antymaseczkowcach, ale nie pojmuję, jak można być przeciwnikiem higieny, naprawdę. Ciekawe, czy oni ręce myją po wyjściu z kibla - może też nie. Może choroby brudnych rąk też są dla nich przyjemne.

Mimo strachu przed szczepionką postanowiłam się zaszczepić. Powód jest prosty: koronawirusa boję się tak samo. Statystycznie szczepionka jest bezpieczniejsza od koronawirusa, więc mimo wszystko zdrowy rozsądek nakazuje iść się zaszczepić. Są dwie dawki, więc jeżeli po pierwszej coś będzie mocno nie tak, to po prostu nad drugą się zastanowię. Pierwsza dawka też już chroni, tyle że mniej.

Boję się tych nowo wprowadzonych szczepionek, ale w gruncie rzeczy nie jestem antyszczepionkowa i nigdy nie byłam. Nie rozumiem tych, którzy nie chcą szczepić dzieci na choroby zakaźne typu odra, świnka, ospa, różyczka, a nawet specjalnie je zarażają. Świnka potrafi zostawić bardzo poważne powikłania, odra też. Jak można tak ryzykować i igrać ze zdrowiem własnych dzieci? Odra, świnka, różyczka to nie jest katarek. Akurat ja nie przeszłam żadnej choroby wieku dziecięcego i gdybym teraz zachorowała, to mogłoby się skończyć nieciekawie, więc takie antyszczepionkowe szury tym bardziej mnie denerwują.

Nie wiem, co nimi kieruje. Brakuje im mocnych wrażeń w postaci choroby lub epidemii? Mają tak nudne żywoty, że w ramach urozmaicenia chcą sobie powalczyć z jakąś chorobą? 

Prawo do bycia idiotą?

Kiedy będę już zaszczepiona, wówczas będę już bez strachu jeździć liniami dalekobieżnymi. Może to lekka paranoja, ale nawet jak w te wakacje, w czasie epidemii, pracowałam w dużym mieście, to unikałam linii dalekobieżnych. Nie było limitu miejsc, więc myślałam sobie tak: jeżeli pech zechce, że obok mnie lub za mną usiądzie ktoś zakażony, to po 3 godzinach jazdy będę załatwiona już na 100%. Wprawdzie obowiązywały wtedy maseczki, ale część ludzi nosiła je pod nosami lub na brodach. Rozsądek rozsądkiem, ale ludzie, jacy są, każdy widzi.

Będę mogła jeździć pekaesami, mieszkać z obcymi ludźmi i normalnie szukać pracy w dużym mieście, bez strachu. Nigdy nie byłam specjalnie towarzyska i zawsze prowadziłam introwertyczny tryb życia, więc tzw. lockdown nie zrobił na mnie większego wrażenia, ale chciałabym móc pracować. U mnie w pipidówie pracy nie ma i nie będzie. Przez pół roku miałam jedną rozmowę kwalifikacyjną, a ogłoszeń też tyle, co kot napłakał. Na dłuższą metę tutaj czeka mnie chyba tylko rozpacz, bo perspektyw nie ma tutaj żadnych.

U mnie w mieście pracy nie było, nie ma i nie będzie. Tylko duże miasto daje jakąś nadzieję na pracę. Ciężko jednak szukać, przemieszczać się w tłumie, a później mieszkać w tłumie, gdy grasuje mocno zaraźliwy wirus, który może zostawić ciężkie powikłania. Kiedy będę zaszczepiona, to będę mieć antymaseczkowców w dupie.

Tak naprawdę to dziadostwo nie rozniosłoby się aż tak mocno, gdyby wszyscy przestrzegali zasad DDM - gdyby zasłaniali nos i usta, unikali tłoczenia się, dezynfekowali i myli ręce. Ale ludzie, jacy są, każdy widzi. Nawet organizują protesty, bo dla nich podstawowe zasady higieny, które powinny być wszędzie normą, są "odbieraniem wolności". Chyba wolności od brudu i zarazków - to z tym się zgodzę. Prawo do bycia brudasem i do roznoszenia zarazków podstawowym prawem każdego antymaseczkowego idioty.

Bądź sobie idiotą, ale na własny użytek. W przestrzeni publicznej masz obowiązek liczyć się z innymi ludźmi, którzy nie chcą być później przez ciebie chorzy. Morderstw, pobić i kradzieży też w przestrzeni publicznej nikt nie akceptuje. Zatem czemu akurat roznoszenie zarazków miałoby być akceptowalne?

Antymaseczkowcy często mówią, że "jak się boisz, to zamknij się w bunkrze i nie wychodź". Ja bym powiedziała inaczej: "jak nie umiesz być normalnym cywilizowanym człowiekiem i nie potrafisz na 10 minut w sklepie założyć maseczki, to zamknij się w bunkrze i nie wychodź". Kiedyś jednemu antymaseczkowcowi na fb lub tt - już nie pamiętam - odpisałam, że kiedy trafiam na takich bezmaseczkowych idiotów jak on, to faktycznie mam ochotę zamknąć się w bunkrze i nie wychodzić, jeżeli tylko tym sposobem można ich uniknąć. Nic nie odpisał.

Komentarze