O jeden suchar za daleko

Przez całe życie żyłam tak, aby tylko przetrwać. Trzeba było przetrwać kłótnie, przetrwać czas w szkole, czas w pracy, przetrwać upał i przetrwać mróz. Trzeba było przetrwać, gdy czas dłużył się niemiłosiernie, i przetrwać, gdy frustracja lub pustka dopadały znienacka. Trzeba było to wytrzymać, przetrwać, przetrzymać. No więc wytrzymywałam, przetrwałam, przetrzymywałam - tylko co dalej?

O jeden suchar za daleko

Kiedyś zapewne będę umierać z myślą, że wiele w życiu przeszłam, wiele przetrzymałam. Czy umiem powiedzieć sobie "wytrzymaj" i rzeczywiście wytrzymać? Umiem. Czy umiem zacisnąć zęby i wziąć się w garść? Umiem. Tyle, że od tego zaciskania niedługo mi się całkiem zęby zetrą.

Gdzieś tam w środku czuję, że mogłabym żyć inaczej: lepiej, pełniej, ciekawiej, fajniej, bardziej bogato i interesująco. Mogłabym nie odliczać czasu do końca, tylko dziwić się, że czas tak szybko leci. Mogłabym cieszyć się z każdego dnia zamiast odliczać dni do weekendu, kiedy to wreszcie będzie się można wyspać. Mogłabym nawet kiedyś w końcu poczuć radość, ale... nie umiem.

Przeczytałam kiedyś na twitterze, że marzenia człowieka po 30-tce to umowa o pracę i żeby był dobry dojazd. Niby śmieszne, ale coś w tym jednak jest. Gdy człowiek ma umowę o pracę, nawet i na czas określony, i ma dobre połączenie pomiędzy miejscem zamieszkania a pracą, to już można uznać za spory sukces. Jest względna stabilizacja i w ogóle. Tylko co dalej? Czy całe życie ludzkie ogranicza się do dojazdów i powrotów z pracy w januszeksie?

Zawsze powtarzam sobie: ciesz się, że masz pracę. No i cieszę się, że mam pracę. Długo nie miałam, póki co na kilka miesięcy jeszcze mam umowę. Ciesz się, że masz jakiś dach nad głową - no i cieszę się, że mam jakiś dach nad głową, bo są ludzie, którzy tego nie mają. Tylko czy zawsze trzeba zadowalać się minimum egzystencjalnym? To tak, jakby ciągle jeść sucharki i cieszyć się, że jest coś do jedzenia - tyle że inni obok opychają się ciastami i rybami. No fakt, z głodu nie umrzesz, masz przecież co jeść, tylko że mógłbyś/mogłabyś jeść również lepsze rzeczy niż w kółko sucharki.

Przyzwyczaiłam się, że w życiu zawsze mogę liczyć tylko na minimum egzystencjalne i brać towary tylko z dolnych półek. Mogę tylko walczyć o przetrwanie, a później znowu i znowu walczyć o przetrwanie. A może ja bym chciała lepiej? Może ja bym chciała brać towary z wyższych półek, może chciałabym jeść ciasta i ryby zamiast nijakich sucharków. 

Czuję w sobie taki potencjał, którego nie umiem wykorzystać i który poszedł na zmarnowanie. Czuję, że gdybym tylko potrafiła, to mogłabym zachwycić świat i samą siebie też. Chcieć to nie zawsze znaczy "móc".

Komentarze