Wyjdź i sprawdź, czy cię tam nie ma

Lubię swój obecny pokój. Jest mały, ale wystarczająco duży, by schować się w nim przed całym światem. Mogę zakryć się kocem i być wtedy sobą dla siebie.

W domu przyzwyczajono mnie, że wiecznie przeszkadzam. Chodzenie po domu zawsze było jak poruszanie się po polu minowym - w każdej chwili mogłam zostać skrzyczana. Za różne rzeczy. Czekałam do późnej nocy, aż wszyscy zasnęli i wtedy włączałam telewizor. Za dnia wszystkim przeszkadzałam, dokądkolwiek chciałam się udać: do łazienki, do kuchni, do kibla, do dużego pokoju na telewizję. To później zostaje w człowieku na zawsze: takie poczucie bycia nikim. Teraz boję się, że w nieodpowiednim momencie wyjdę z pokoju i przeszkodzę współlokatorom. Zajmę łazienkę, a oni będą chcieli wejść. Zajmę kuchnię, a oni będą chcieli zrobić sobie coś do jedzenia.

Wyjdź i sprawdź, czy cię tam nie ma

W pracy boję się, że gdy będę chciała zrobić sobie kawę, to niechcący zajmę komuś czajnik. Komuś ważniejszemu, a ważniejsi są wszyscy.

Takie coś już pozostaje w człowieku na zawsze. Życie wtedy jest ciągłą walką ze sobą: pokażę, powiem, czego chcę! Ale czy ja mogę czegoś chcieć? 

Wmawianie sobie, że niczego się nie potrzebuje, jest stosunkowo proste, a zarazem pozostaje w sprzeczności z tym czymś wewnątrz - takim dziwnym. Takim czymś dziwnym, co mówi: "zauważ mnie!" albo "wynocha z mojej przestrzeni!". Takim czymś, co próbuje określić moje jestestwo na tym świecie. Ale po co próbuje, w jakim celu? Przecież ja.... to tylko ja.

Jutro jest poniedziałek: kolejny początek kolejnego tygodnia. I być może kolejna stracona okazja do tego, aby wyjść i sprawdzić, czy mnie tam nie ma.

Komentarze

  1. ja lubię tez swój pokój
    tylko za mały na studio radiowe

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. Wszystkie czytam, nawet jeżeli nie odpowiadam.