Święta, święta i po świętach*

Co roku zadziwia mnie ten niezwykle zwykły stan - stan po świętach.

Jest stan przed świętami, kiedy to ludzie w euforii biegają jak szaleni, jest stan świąteczny, kiedy to ludzie są uduchowieni i rozanieleni, i jest stan po świętach, stan poświąteczny. Z którym właściwie nie wiadomo co zrobić, jak go zdefiniować, jak go godnie przeżyć. Jest on problematyczny.

No bo jak to tak - były święta, nie ma już świąt... i co dalej? Wszystko tak po prostu ma odejść w zapomnienie? Ta cała euforia, rodzinne spotkania, słodkie familijne kino na polsacie, kolędy na tvp, ozdoby w sklepach - to wszystko ma zniknąć ot tak sobie? Dziwne.

W czasie świąt i po świętach zawsze najbardziej szkoda mi choinek. Nie spędzam świąt przy naturalnej choince i nie mam takiego zamiaru. To szczyt okrucieństwa pozbawiać drzewo życia tylko i wyłącznie po to, żeby sobie parę dni poświętować. Zabija się świerk, jodłę czy sosnę, aby mieć "choinkę", później postawić ją w domu, a po paru dniach wyrzuca się ją na śmietnik - bez wątpienia jest to okrucieństwo w czystej nieskażonej postaci.

Drzewo też chce żyć i rosnąć sobie spokojnie. W imię czego ma być pozbawione tej szansy? Z jakiego powodu ma być mu odebrane jego życie?

Bo to "tylko drzewo"? Drzewo też chce żyć.

Gdy parę razy wypowiedziałam swój pogląd na temat naturalnych choinek, spotkałam się z reakcjami typu: ale szyneczkę to się jada, prawda? Owszem, jada się. Tyle, że jeść trzeba, aby przeżyć. Czymś trzeba się żywić i w coś trzeba się ubrać. Jako nastolatka chyba przez jakieś pół roku byłam laktowegetarianką. Po pół roku miałam niedobór żelaza i musiałam pić jakieś dziwne syropy. Kotlety śniły mi się po nocach, aż któregoś dnia nie wytrzymałam i jakby nigdy nic zjadłam jeden z nich.

Wtedy doszłam do wniosku, że niestety, ale natury nie da się oszukać. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że człowiek jest mięsożercą. Musi jeść mięso, aby żyć. Na taki luksus jak laktowegetarianizm to mogą sobie pozwolić bogacze z dużych miast, gdzie drogiej żywności substytucyjnej jest w bród.

Święta, święta i po świętach

Zatem, ogólnie rzecz biorąc, człowiek musi jeść mięso, aby przeżyć. Natomiast zabijać choinki nie musi. I właśnie na tym polega różnica. Nie ma przymusu posiadania naturalnej choinki, można się bez niej doskonale obyć i świetnie sobie bez niej poradzić. Można zostawić ten biedny świerk przy życiu i nie poniesie się z tego tytułu absolutnie żadnej straty. Jeść coś trzeba, natomiast bez naturalnej choinki jak najbardziej da się przeżyć święta.

Jeżeli można oszczędzić drzewo i darować mu życie, to dlaczego nie skorzystać z tej możliwości? Po co na siłę uczestniczyć w tym corocznym okrutnym procederze?

Jeżeli nie musisz zabijać ani popierać zabijania, to dlaczego to robisz? W imię świętowania przez kilka dni? Bo tradycja, bo zawsze tak było? Wprowadź swoją nową tradycję: oszczędź żywe drzewko, postaw w domu sztuczną choinkę. Korona Ci z głowy nie spadnie, a przynajmniej nie będziesz zabijać bez powodu ani popierać zabijania bez powodu. Ze sztuczną choinką święta też są piękne.

Spotkałam się jeszcze z argumentem typu: ale przecież te drzewka są od początku specjalnie hodowane na choinki. Argument z dupy, no bo cóż to właściwie znaczy, że są "specjalne hodowane"? Że nie żyją, że nie chcą żyć, rosnąć, że są gorsze od innych drzew?

A jakby tak Tobie ktoś powiedział, że jutro zostaniesz uśmiercony, wypchany i postawiony w kącie, gdzieś w czyimś domu? Bo od początku byłeś w tym celu sprowadzony na ten świat, byłeś do tego "specjalnie hodowany"? No właśnie, szokujące to i niesprawiedliwe.

Po co ludzie to robią, dlaczego zabijają bez powodu drzewa? Pojęcia nie mam. Mogę co najwyżej podejrzewać, że postępują w ten sposób ze zwykłej bezmyślności, ewentualnie nic ich to nie obchodzi i widzą tylko czubek własnego nosa.

Święta, święta i po świętach... Świat pozostał dokładnie taki, jaki był wcześniej, stare problemy nie zniknęły, rodzinne waśnie nie rozpłynęły się nagle pod wpływem świątecznego powietrza. Wszystko zostało, jakie było. W tym roku nawet nie czułam, że były jakieś święta. Przyszli, poszli, pojechali, wyjechali. Święta są tylko w głowie, żyją i toczą się w wyobraźni, to efekt naszych oczekiwań.

A tak naprawdę chodzi tylko o to, żeby się spotkać, poobrabiać dupy znajomym, napić się i nażreć. I później tylko tych biednych choinek na śmietnikach jakoś tak żal. Brutalnie odebrano im życie w imię... no właśnie czego?

*tekst z dn. 28/12/2014 r.

Komentarze

  1. Niby tyle czasu minęło od publikacji wpisu, a nic się nie zmieniło w podejściu ludzi do tego tematu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie atmosfera świąteczna trwa również po świętach :-) Choć sama zawsze mam sztuczną choinkę bawi mnie uczłowieczanie drzewa, że też chce żyć i takie tam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie gratuluję 'poczucia humoru'. Cóż, wrażliwości nikogo nie da się nauczyć - albo jest się człowiekiem wrażliwym albo nie.

      Usuń
  3. Święta są różnie przeżywane, jedni są bardziej na takie ich przeżycie o jakim piszesz, inni jednak zachowują tradycje itd.

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonimowy14:05:00

    Zapach żywej choinki w domu ładnie się roznosi. Mimo to od małego zawsze mamy w domu sztuczną choinkę, która jest z nami na lata.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tradycje są dla mnie bardzo ważne. Uwielbiam okres przedświąteczny, przygotowania i całą oprawę z tym związaną. Jednakże przyznam, że jak dzieci były małe magia świąt była znacznie bardziej ciesząca

    OdpowiedzUsuń
  6. Zawsze można upiec dwie pieczenie na jednym ogniu - nie rezygnować z choinki, ale wsadzić ją do doniczki, a później na ogród. Takie drzewka bardzo ładnie się przyjmują - tylko trzeba oddać im trochę miłości i cierpliwości. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. Wszystkie czytam, nawet jeżeli nie odpowiadam.