Rozmowy kontrolowane

Dziwnie się pracowało pod kamerami. Czegokolwiek się nie zrobiło, to zawsze była ta świadomość, że ktoś patrzy. Pod okiem kilku niezawodnych kamer pracowałam, piłam kawę i oddychałam. Przez te długie godziny pracy byłam obiektem obserwacji kierownictwa. Mogli mi patrzeć w oczy i zaglądać w myśli. Czy wiedzieli, o czym myślę?

Rozmowy kontrolowane

Pewnego dnia powiedziałam szczerze kierownikowi, że mi się to nie podoba. On na to, że nie wie, o co mi chodzi i że przecież musi wiedzieć, jak pracujemy. A ja przez ten cały czas czułam się jakaś taka upokorzona i w pewnym sensie obdarta z godności. Był to dla mnie swego rodzaju dziwny dyskomfort. Mogłam z tym żyć oczywiście i mogłam tak pracować. Nawet długo tak pracowałam, ale i tak nie mogłam się przyzwyczaić. Było to dla mnie niekomfortowe i sprowadzające mnie do roli obiektu, który trzeba cały czas kontrolować.

Miałam wrażenie, że gdyby mogli, to weszliby mi do głowy, żeby sprawdzić, czy w sposób prawidłowy myślę o pracy. Ktoś powie: takie czasy. Racja, ale to ludzie tworzą sobie własne czasy, a nie na odwrót.

Dawno temu miałam też takiego szefa, który lubił stać mi nad głową, gdy rozmawiałam z kimś przez służbowy telefon. Musiałam gdzieś służbowo zadzwonić, bo tego wymagała sytuacja, a ten stał nade mną i kontrolował, czy wystarczająco grzecznie i dobrze tłumaczę, o co mi chodzi i co chcę uzyskać. Kiedy skończyłam rozmowę, strofował mnie: trzeba było powiedzieć tak i tak, a nie tak i tak. Trzeba było powiedzieć: "czy mogłabym prosić o informację?", a nie: "chcę się dowiedzieć". Jak ja tego nie cierpiałam! Cała aż się trzęsłam w środku i czułam na sobie presję, gdy on tak stał mi nad głową i wlepiał gały, czy dobrego słówka użyłam i czy właściwym tonem. To było dla mnie obciążające i stresujące.

Na siłowni też kamery. Pilnują, czy dobrze ćwiczę? W windzie kamery. Patrzą, czy nie nasikam na środku? Dawnymi czasy SB podsłuchiwała mieszkania osób podejrzewanych o działalność opozycyjną i tak śledzili godzinami rodzinne gadki-szmatki o dupie marynie. Ciekawe, co sobie wtedy myśleli? Nudziło ich to czy raczej byli podekscytowani, że może coś odkryją? Ja bym sobie pewnie myślała: ale mam głupią pracę.

Przeraża mnie trochę, że moja wyszukiwarka wie, gdzie mieszkam i na jakim osiedlu, a ja nawet nie włączyłam zgody na śledzenie mojego miejsca przebywania. Pisze, że z historii przeglądania to wie. A jak wyjeżdżam do domu na weekend, to przeglądarka też już wie, że tam jestem. Niekiedy myślę o jakiejś piosence, odpalam youtube, a tam w polecanych na stronie głównej piosenka, o której właśnie myślę. Cieszyć się czy bać? Sama nie wiem.

I od razu robi mi się gorąco, kiedy dzwonię gdzieś, do przychodni czy gdziekolwiek, a tu nagle zimny niepokojący głos informuje mnie, że rozmowa jest nagrywana i jeśli chcę kontynuować, to wyrażam na to zgodę. Czy dobrze wypadnę, czy wszystko dobrze powiem, czy dobrze zabrzmię? W końcu mnie nagrywać będą. Wyobrażam sobie, jaki to ogromny stres musi być dla takiego pracownika. Interesant to tylko interesant, ale pracownik, jeśli zrobi coś nie tak w rozmowie i to odsłuchają, to już może mieć nieprzyjemności. Teraz strach popełnić gdzieś jakikolwiek błąd, bo wszystko uwiecznią, nagrają, zapiszą. 

Wszędzie tylko kontrola, nadzór i pilnowanie, czy prosto siedzisz lub czy prawidłowo stoisz, czy właściwie reagujesz, czy właściwie myślisz. Uwaga! Pokój monitorowany. Uwaga! Osiedle monitorowane. Uwaga! Twój mózg monitorowany. Noś odblaski, żeby być widocznym. Noś ze sobą kartę, bo nie wejdziesz.

Podobno takie czasy.

Mam wrażenie, że gdyby była możliwość, to niektórzy kontrolowaliby nawet moje sny, żeby sprawdzić, czy moja podświadomość nie jest skażona jakąś myślozbrodnią. A może wpadam już w paranoję? Nie wiem. Tak czy siak czuję się nieswojo i mam lekkie ciarki, gdy przechodzę sobie spokojnie i nagle napotykam na swej drodze napis, że osiedle monitorowane. Monitorowane przez kogo? Przecież podobno tylko Bóg widzi wszystko.

Komentarze

  1. Wspaniały i mądry wpis. Nigdy tak o kamerach nie myślałam. Dla mnie od zawsze są wszędzie. W każdym zakładzie pracy, na ulicach czy korytarzach wszelakich instytucji. I nie kojarzą mi się z inwigilacją co raczej z poczuciem bezpieczeństwa. Tak, naiwne to, ale ta kamera ma widzieć także i wtedy kiedy dzieje się coś złego. Kiedy ktoś upada, kiedy kogoś potrącają na pasach, kiedy ktoś w robocie się obija a dostaje takie same pieniądze jak ja. Jeszcze trochę, a będę miała kamerę w samochodzie, a małż pomstuje, że każde nagranie drogowego chamstwa, o ile będzie w oczywisty sposób niebezpieczne, wyśle na policję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi się wydawało, że w pracy zaletą kamery jest to, że pomoże w zidentyfikowaniu osobników zbijających bąki, ale oni są tacy cwani, że potrafią ukryć swoje nieróbstwo przed kamerami - przynajmniej ci bardziej doświadczeni.

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. Wszystkie czytam, nawet jeżeli nie odpowiadam.