Bagaż potrafi zmieścić się w słoiku

Dzisiaj uświadomiłam sobie, że całe życie czegoś muszę się wstydzić. Czego? No zawsze czegoś. Zawsze coś się znajdzie. Dla ogółu ludzi zawsze będzie coś nie tak.

Bagaż potrafi zmieścić się w słoiku

Byłam długotrwale bezrobotna? Wstyd! Oj, jaki wstyd! Wstyd i hańba! Jakieś paniusie na jakimś forum dyskutowały o moim blogu i o mnie, że jestem toksyczna, że jakim cudem takie coś jak ja żyje w ogóle na tym świecie, że najlepiej omijać mnie szerokim łukiem, że toć to taki wstyd pracy nie mieć i jeszcze bezczelnie o tym pisać na blogu. 

Skończyłam studia humanistyczne? Wstyd! Nie mam męża ani dzieci? Wstyd! Jestem z małego miasta? Wstyd! Pochodzę z niepełnej rodziny? Oj, jaki wstyd! 

I tak całe życie.

Dzisiaj z rana tak sobie przeglądałam twittera i naszła mnie teraz refleksja, jak to dosłownie wszystko ludziom w innych przeszkadza. Ponoć jakieś tęczowe protesty były w stolicy w Boże Ciało. Komentarze? Olaboga, to na pewno słoiki! To słoiki psują piękną nieskalaną stolycę! Nazjeżdżało się hołoty do tej wspaniałej Warszawy i oni teraz promują LGBT! Poprzyjeżdżali ze wsi i z miasteczek i teraz szerzą chorą ideologię. Poprzyjeżdżali i teraz będą niszczyć tradycyjne warszawskie rodziny! Był nawet komentarz, że ci tęczowi to potomkowie UB-ków, którzy przyjechali z misją zniszczenia wspaniałej polskiej Warszawy. Ciężko uwierzyć, że te komentarze piszą żywi myślący ludzie, a nie jakieś boty.

Tak, z pewnością każdy małomiasteczkowiec przyjeżdża do stolicy z misją jej zniszczenia i promowania LGBT. Nie przyjeżdża do pracy czy na studia, o nie! To byłoby zbyt banalne. On przyjeżdża szerzyć LGBT.

Nigdy nie zrozumiem tego wywyższania się z powodu tego, że ktoś urodził się w dużym mieście. Przecież to jest rzecz, na którą nie ma się wpływu, czysty przypadek. Nikt nie ma wpływu na to, gdzie się urodził czy wychował. To nie jest kwestia wyboru, skąd się pochodzi. Czy jeśli ktoś urodził się w Pcimiu Dolnym, to ma już tam zostać do usranej śmierci i nawet na rok nie ruszyć się z wiochy? Niby dlaczego? Gdyby nie element napływowy z miasteczek i wsi, to duże miasta już nie byłyby wcale dużymi miastami. Nikt by do nich nie przyjeżdżał, nie przeprowadzał się tam i w końcu z metropolii stałyby się co najwyżej miastami średniej wielkości. Czy to się komuś podoba czy nie, to słoiki tak naprawdę tworzą Warszawę. Bez nich Warszawa byłaby tylko kolejnym sennym miastem w głębi Polski. Rodowici Warszawiacy - a co to takiego? Każdy skądś pochodzi. W XII wieku Warszawa też nie była miastem. Co z tego wynika? Warszawa wcześniej też była wsią. Taką wsią, jakich teraz jest w Polsce tysiące.

Może za tysiąc lat, w roku 3020, po Warszawie nie będzie już nawet śladu, zaś stolicą Polski będzie jakaś obecna wieś położona gdzieś na Podlasiu. I do tej obecnej zapadłej wsi będą waliły tłumy słoików za pracą. A na Nanotwitterze ludzie będą się skarżyć, jak to słoiki z różnych powarszawskich terenów przyjeżdżają do wspaniałego Pcimia Dolnego czy innego Wygwizdowa Fajnego. I że tylko prawdziwi Wygwizdowianie mają prawo mieszkać w Wygwizdowie, a element napływowy won z powrotem na warszawskie ziemie. Śmieszne? Pewnie śmieszne, ale nie niemożliwe.

Za tysiąc lat może Warszawy nie będzie, Polski może nawet już nie będzie, a głupi ludzie kłócą się, kto ma prawo w Warszawie mieszkać, a kto nie. No i nikt jeszcze nie ustalił, gdzie czasowo zaczyna się, a gdzie kończy granica słoikostwa. Czy jeśli rodzina żyje w Warszawie np. od 1980 roku, to jeszcze jest się tym słoikiem wyklętym czy może już rodowitym Warszawiakiem? Tym dobrym, tradycyjnym Warszawiakiem, który ma prawo Warszawiakiem się nazywać. A jeśli rodzina żyje od 1950 roku w Warszawie? W sumie przeprowadzili się już po wojnie, więc w Powstaniu Warszawskim udziału nie brali. To mają prawo być Warszawiakami czy nie? Tyle pytań, multum wątpliwości - a odpowiedzi brak.

Bagaż potrafi zmieścić się w słoiku

Wg niektórych powinnam też wstydzić się tego, że nie mam ojca. Tak, jakbym ja miała jakiś wpływ na ten stan rzeczy. Tak, jak ja bym miała jakiś wpływ na decyzję dorosłego faceta o tym, czy odejść czy zostać, czy uznać czy wyrzec się. To nie moja decyzja, więc dlaczego ja mam uważać się za patologię? Później czytam na różnych forach czy portalach, jaka to patologia wychowywać się bez ojca i jak później nic dobrego z takiego dziecka nie wyrasta. Dlaczego mnie obarcza się winą za decyzję innego człowieka? Każdy by wolał normalną pełną rodzinę, ale na to nie ma się wpływu. Trzeba żyć z bagażem, który los dał. Można ten bagaż nieść, można ciągnąć, a można postawić w kąciku. Ale on zawsze będzie.

Czytam heheszki na różnych stronach, jak to czarni ojcowie zostawiają swoje czarne dzieci i jakie to jest śmieszne i jaka to później patologia z tych dzieci wyrasta. Gangsterzy i w ogóle, bo przecież bez ojca. Naprawdę śmieszne, boki zrywać. No bo biali wcale nie zostawiają swoich dzieci, wcale. Mój ojciec czarny nie jest, należy do rasy białej, a jakoś też mnie zostawił. I wcale do śmiechu mi z tego powodu nie jest. Pogodzić to się z tym pogodziłam już lata temu, ale żeby śmiać się z takich rzeczy, że ktoś dziecko porzucił - to od tego jestem daleka. To jest tragedia w każdym przypadku: czy to w czarnym czy w białym czy w jakimkolwiek innym kolorze.

Na każdym kroku trzeba się wstydzić rzeczy, na które nie ma się wpływu. Na każdym kroku trzeba się tłumaczyć i usprawiedliwiać z rzeczy, na które nie ma się wpływu. Czy ja mam wpływ na miejsce urodzenia, na decyzje innych ludzi, na sytuację na rynku pracy? Nie mam, a mimo to istnieją ludzie, którzy chętnie mi wmówią, że to wszystko moja wina i że ja za to wszystko powinnam się wstydzić. Na zasadzie: okradli cię? Wstydź się, że dałaś się okraść.

Wstydem nie jest dać się okraść. Wstyd to kraść.

Komentarze