Nic już z tego nie rozumiem. W kwestii podejścia do epidemii nasz rząd absurd absurdem pogania. Z dnia na dzień zmieniają zdanie, terminy lockdownów są wzięte z kosmosu, obostrzenia wprowadzane totalnie na chybił trafił. Jeden wielki chaos i właściwie nikt nic nie wie.
Można nosić maseczki z zaworem, które są niebezpieczne, bo wypuszczają wydychane powietrze do otoczenia - kominów, bandamek i przyłbic nie można. Można spokojnie iść do kościoła i tłoczyć się bez maseczki - do restauracji nie można. Przed świętami, kiedy było multum zachorowań, otworzyli galerie, później znów zamknęli do lutego. Dlaczego akurat tak, dlaczego akurat tyle czasu? Nie wiadomo. Zalecenie wzięte z tyłka, terminy wybierane chyba w drodze losowania.
Kominów i bandamek chcą zakazać, przyłbic też, bo to niby niewystarczająca ochrona. Jednak nie zakazują maseczek z zaworami, które powodują, że wyziewy danej osoby wydostają się na zewnątrz i mogą być niebezpieczne dla otoczenia. Tego już nie zakazują! Zakazują kominów, bandamek i przyłbic, które są normalnymi środkami ochronnymi. Tak naprawdę bardziej groźna dla otoczenia jest osoba w maseczce z zaworem niż osoba w kominie, przyłbicy lub w maseczce materiałowej.
Rekomendują używanie maseczek medycznych chirurgicznych i lepszych. Fajnie, tylko kto za to będzie płacił? Tu jest Polska, tu prędzej dadzą nagrodę pieniężną za posiadanie dzieci niż zapewnią ludności podstawowe środki ochrony osobistej. Jest zima, więc maseczki na zewnątrz bardzo szybko wilgotnieją. Co za tym idzie: trzeba je często zmieniać. Skoro są jednorazowe, to zmieniać oznacza oznacza to samo, co wyrzucić poprzednią. Ile dziennie można wyrzucić takich jednorazowych maseczek?
Powiedzmy, że ktoś chodzi codziennie do pracy: zanim dojdzie do swojego zakładu pracy, to przy takiej pogodzie już zdąży zużyć co najmniej 2-3 maseczki. Wraca z pracy - to samo. W pracy również musi przez te 8-10 godzin zmienić maseczki przynajmniej 3-4 razy. Ile w sumie wychodzi dziennie maseczek? Łatwo policzyć. A to tylko sama praca!
Powiedzmy, że ten ktoś ma jeszcze psa: musi z nim wychodzić 3 razy dziennie. To oznacza co najmniej 3 dodatkowo zużyte maseczki, o ile nie więcej, bo spacery też przecież bywają krótsze i dłuższe. Oprócz tego ten ktoś musi też coś jeść, więc do sklepu kolejna maseczka. Wychodzi na to, że w sumie przeciętna osoba, jeżeli chciałaby korzystać wyłącznie z maseczek jednorazowych, musiałaby ich zużywać najmniej 10 dziennie. 100 sztuk maseczek medycznych kosztuje ok. 30 zł. Na miesiąc wychodziłoby ok. 90 zł za same maseczki! Dodajmy: maseczki, których już przecież więcej nie użyje, tylko wyrzuci.
90 zł na miesiąc - za maseczki, których użyje się tylko raz i już więcej nie. Kogo na to stać?
Lepiej jest zaopatrzyć się np. w kominy, przyłbice, bandamki lub maseczki wielorazowe i nosić na zmianę, zależnie od potrzeb i okoliczności. Maseczkę na upartego można zrobić nawet z prześcieradła, podkoszulka lub skarpet. Moim zdaniem medyczne nadają się lepiej do sytuacji skrajnych: gdy idzie się na długi czas w tłum ludzi, a nie ma możliwości zachowania dystansu. Wtedy rozumiem. Ale z maseczką jednorazową na spacer? Albo do piekarni, gdzie są 2 osoby na krzyż i wychodzi się po 10 minutach? Przecież to aż szkoda maseczki marnować i wyrzucać po chwili!
Jeżeli rządzącym aż tak bardzo zależy, żebyśmy nosili non stop maseczki jednorazowe, nawet na zewnątrz, to niech nas w nie zaopatrzą. W innym krajach jakoś problemu z zaopatrzeniem obywateli nie mają. Jednak tu jest Polska: tutaj tylko się wymaga, a płać sobie sam. Za rok wymyślą, że zwykłe maseczki to jednak wciąż za mało i nakażą nosić takie za 50 zł za sztukę. I wtedy, oczywiście, też płać za to sam z własnej kieszeni. U nas tak to wszystko funkcjonuje. Wymagać potrafią, ale płacić za te wymogi już trzeba samemu.
Dla mnie ciągłe używanie maseczek jednorazowych jest trochę jak noszenie skarpetek i wyrzucanie ich po jednym dniu zamiast uprania. Albo korzystanie z talerza i wyrzucanie go po jednym posiłku zamiast umycia. Zwykłe marnotrawstwo.
To wszystko zaczyna być dziwne. Podobno w Czechach jest wymagane noszenie dwóch maseczek naraz. Sama nie wiem, co o tym myśleć. W sytuacjach skrajnych, np. w zatłoczonym autobusie, to rozumiem, ale np. na ulicy to moim zdaniem lekka przesada. Mieszkam w małym miasteczku, zagęszczenie ludzi na ulicach jest małe, a ja miałabym w dwóch maseczkach naraz chodzić przez miasto? Naprawdę to wszystko zaczyna być dziwne. Wydaje mi się, że we wszystkich kwestiach dobrze jest zachować zdrowy rozsądek.
Z cyklu: Amerykańscy naukowcy odkryli
Ostatnio jeden z lekarzy napisał na twitterze, że cyt. "Amerykańskie CDC podaje, że eksperyment badawczy wskazał, iż noszenie 2, dobrze dopasowanych maseczek, znacznie zmniejsza ryzyko transmisji SARS-CoV-2". Przyznam szczerze, że trochę mniej to rozbawiło. Wiem, że sprawa jest poważna, choroba jest poważna i trzeba na siebie uważać, ale z tym "eksperymentem badawczym" to ostro pojechał. Aż trzeba przeprowadzać eksperymenty badawcze, aby stwierdzić tak oczywistą rzecz, że dwie maseczki chronią lepiej niż jedna? I aż trzeba to ogłaszać światu, jakby to było przełomowe i wiekopomne odkrycie? Błagam, niech ktoś ten sposób maskowania opatentuje, bo to takie odkrywcze!
Dwie pary skarpet chronią lepiej przed zimnem niż jedna para. Dwa koce też chronią lepiej przed zimnem niż jeden koc. Dwie kanapki lepiej zaspokajają głód niż jedna kanapka. Po dwóch dniach nauki określonego materiału lepiej się go zapamięta niż po jednym dniu nauki. I z czystym sumieniem mogę to wszystko potwierdzić bez żadnych badań.
Amerykańscy naukowcy odkryli, że tosty z serem lepiej smakują, kiedy poleje się na nie trochę keczupu. Smak poprawia się aż o 52,5% w 8 przypadkach na 10.
Amerykańscy naukowcy odkryli, że regularne mycie włosów sprawia, iż nie są one tłuste. Badania były przeprowadzane na grupie 250 ochotników, z czego połowa otrzymała placebo zamiast szamponu.
Amerykańscy naukowcy odkryli, że noszenie pięciu maseczek i pięciu przyłbic naraz przy jednoczesnym niewychodzeniu wcale z domu zmniejsza ryzyko zakażenia koronawirusem nawet o całe 99,5%. A kiedy dodatkowo założy się czepek ochronny, 4 pary rękawiczek naraz i fartuch lekarski, ryzyko spada aż do 99,8%. Dodatkowo osoby, które chodzą po mieście w skafandrze kosmonauty są mniej narażone na zachorowanie niż osoby, które noszą jedynie zwykłą maseczkę.
Amerykańscy naukowcy odkryli, że lepiej jest jeść niż nie jeść. Lepiej jest się uczyć niż się nie uczyć. Przeprowadzone ostatnio na Uniwersytecie badania dowiodły, że gdy coś nas zaswędzi, to mamy skłonności do drapania się w tym miejscu.
Ostatnie badania były przełomowe! Na podstawie obserwacji zachowania szympansów ustalono, że zjedzenie posiłku znacznie ogranicza ryzyko bycia głodnym przez kolejne kilka godzin. Niesamowite!
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz. Wszystkie czytam, nawet jeżeli nie odpowiadam.