Wolne media nie protestują jeden dzień

Wolne media - czy istnieje coś takiego? Nie wiem. Patrzę na to wszystko, co się dzieje, i dochodzę do wniosku, że tzw. wolne media są jak święty Mikołaj lub jak króliczek wielkanocny. Niby kiedyś istniały, niby kiedyś tam w przeszłości funkcjonowały, ale teraz tak naprawdę jest to tylko bajka dla dzieci. Taka bajka, którą opowiada się dzieciom, aby myślały, że świat jest fajnym i magicznym miejscem. Wolne media? Wolne żarty. Żadne medium głównego nurtu nie jest wolne, każde jest od kogoś lub czegoś zależne.

Wolne media nie protestują jeden dzień

Wolność słowa - a co to właściwie jest? Słowo jest na tyle wolne, na ile dane medium pozwala mu być wolnym.

Niedawno zablokowano na twitterze prezydenta Stanów Zjednoczonych. Prezydenta. Dodajmy: jeszcze urzędującego prezydenta. Jest to co najmniej przerażające. Jeżeli twitter może zablokować urzędującego prezydenta najbardziej wpływowego państwa na świecie, to może zablokować właściwie każdego, kto choć trochę odbiega poglądami od tych ogólnie przyjętych za właściwe. Wstawisz wpis tzw. niepoprawnie politycznie? Cyk, już nie ma wpisu, blokada. Takie są właśnie te tzw. wolne media.

Wiele osób popiera zablokowanie Donalda Trumpa na twitterze - no bo przecież on sieje nienawiść, wzywa do nieposłuszeństwa i inne takie rzeczy. Może i wzywa do nieposłuszeństwa, ale co z tego? Jakby nie było, w tamtym momencie Trump był urzędującym prezydentem, więc akurat wolność jego słowa powinna być świętością, której nie można tknąć. Jeżeli można zablokować urzędującego prezydenta za poglądy, to można zablokować bez problemu właściwie każdego, kto nie realizuje "jedynie słusznej" linii myślowej. 

Każdego można oskarżyć o wzywanie do nieposłuszeństwa, o niewłaściwe poglądy, o sianie nienawiści, o buntowanie ludzi. Każdego, nawet prezydenta. I czynią to tzw. wolne media. Wolność tych mediów kończy się tam, gdzie zaczynają się poglądy sprzeczne z ich poglądami.

To pokazuje, w jak ogromnym stopniu social media mają wpływ na kształtowanie poglądów ludzi. Wszyscy jesteśmy tylko pionkami i musimy podążać drogą wyznaczoną przez Dorseya i Zuckenberga. Musisz myśleć jak oni i głosić tylko to, czego oni oczekują - inaczej będziesz zablokowany. I to bez względu na to, czy jesteś robotnikiem, nauczycielem, bezrobotnym czy prezydentem. Każdy musi myśleć tak, jak nakazuje twitter lub facebook. Każdy musi mieć poglądy zgodne z poglądami twórców twittera lub facebooka. Kto się wychyli, napisze coś politycznie niepoprawnego, niezgodnego z linią propagandową twórców, to od razu ban i koniec dyskusji. Wolność słowa?

To nie chodzi o to, czy ja Trumpa popieram czy nie popieram. Ja go nie muszę popierać. Poparcie albo brak poparcia nie ma tu nic do rzeczy. Po prostu wg mnie przerażające jest to, że social media mają aż taki wpływ na odbiorców i na kreowanie rzeczywistości, iż mogą bezkarnie zablokować nawet urzędującego prezydenta najbardziej wpływowego państwa na świecie. Najbardziej wpływowego i w dodatku chełpiącego się wolnością w każdym wymiarze, także wolnością słowa. Czy ta ironia nie jest co najmniej niepokojąca?

Wolne media nie protestują jeden dzień

Niektórzy cieszą się, że zablokowano Trumpa na twitterze. A ja mam ochotę powiedzieć im: dzisiaj zablokowali prezydenta USA, bo namawia do nieposłuszeństwa i sieje nienawiść, a jutro zablokują ciebie, bo napiszesz coś niepoprawnego i twitter uzna, że siejesz nienawiść lub dezinformację. A czy ktoś ma monopol na informację?

Czy ktoś ma prawo decydować o tym, co jest przejawem nienawiści, a co nim nie jest? Każdego można oskarżyć o nienawiść, jeżeli ta osoba ma poglądy sprzeczne z naszymi. Każdego można oskarżyć o sianie dezinformacji lub powielanie fake newsów, jeżeli ta osoba napisze, że coś jej się nie podoba i z czymś się nie zgadza. Czy ktoś ma prawo mówić nam, na co się musimy zgadzać, a na co nie? Czy ktoś ma prawo wskazywać nam, co jest dobre i cacy, a co złe i be? Teoretycznie nikt nie ma takiego prawa, ale w praktyce wszyscy popierający zablokowanie Trumpa na twitterze zgadzają się na to, że każdy z nas może stać się niewygodny, jeśli ma poglądy nie takie, jakie "wolne media" chcą, aby miał. Masz inne poglądy, inne doświadczenia, inny punkt widzenia - w social mediach przestajesz istnieć. Siejesz nienawiść lub dezinformację. 

Mogli zablokować prezydenta, to mogą bez problemu zablokować każdego - ciebie również. Wystarczy, że wychylisz się i wyjdziesz poza ich ramy światopoglądowe.

Ja wiem, że social media nie są państwowe, tylko prywatne i za właścicieli mają prywatne osoby, a nie organy państwa. Jednak to nie zmienia faktu, jak wielki wpływ wywierają na ogromne masy ludzi. I jak bardzo z tego wpływu korzystają, jak mocno starają się kształtować rzeczywistość i dopasowywać świat do swojego punktu widzenia - czego dowodem niewątpliwie jest zablokowanie urzędującego prezydenta USA. Jak bardzo social media muszą czuć się pewnie i bezkarnie, że w ogóle zdecydowały się na taki krok? Jak bardzo muszą czuć swoją potęgę, która pozwala im kreować rzeczywistość po swojemu?

Teraz z innej beczki, a właściwie to trochę z innej, ale nie do końca: kwestia szczepionek przeciw Covid-19 i skutków ubocznych po nich. Ostatnio media podają, że we Francji wycofali ze szpitali szczepionki jednej z firm, ponieważ personel masowo je odchorowywał i nie było komu zajmować się pacjentami - taka sytuacja. Sytuacja co najmniej niepokojąca. Dodatkowo, m. in. na twitterze, ludzie zaczęli donosić o tym, jak np. wszyscy zaszczepieni nauczyciele nie pojawili się na zajęciach, gdyż po szczepieniu mieli po 40 stopni gorączki i nie byli w stanie podnieść się z łóżek. Również w Izraelu zdarzały się zgony po podaniu szczepionki. Lekarz na twitterze skomentował, że nie można do tego przywiązywać wagi, bo to były już osoby po 80-tce i po prostu gorączka po szczepieniu ich wykończyła. A nie, no to jak tak, to spoko! Byli starzy i w dodatku na złość szczepionce dostali od niej gorączki, to sami sobie winni, prawda?

Sytuacja jak sytuacja, można różnie interpretować i różne rzeczy myśleć. Ja nie uważam, aby zdychanie, gorączka i ekstremalnie złe samopoczucie były czymś normalnym po szczepionce, ale to mój pogląd. Też przebrnęłam w życiu przez różne szczepienia, ale czegoś takiego nie doświadczyłam i nigdy tak nie miałam, żeby po szczepieniu aż zdychać, gorączkować i z łóżka nie móc wstać. To jest coś nieprawdopodobnego dla mnie i nienormalnego - tym bardziej na taką skalę. Jednak to jest mój osobisty pogląd i każdy może myśleć na ten temat, co chce. Mnie zastanawia inna kwestia: pod tego typu informacjami bardzo często pojawiają się komentarze fanatycznych wyznawców szczepionek przeciw Covid-19 brzmiące mniej więcej tak: po co o tym piszecie, nie piszcie o tym, niepotrzebnie ludzi straszycie, przez takie wpisy zniechęcacie tylko do szczepionek, nie powinno się na razie pisać takich rzeczy, w jakim celu zniechęcacie ludzi do tych szczepień itd. Fanatycy są gotowi wprowadzić cenzurę i ścisłą selekcję informacji nt. szczepień, aby tylko uzyskać pożądany efekt. O nowych szczepionkach albo tylko dobrze albo wcale - to ich motto.

Wolne media nie protestują jeden dzień

Były też sytuacje, w których youtube usuwał z serwisu czyjś materiał, ponieważ dana osoba w niewłaściwym tonie wypowiadała się nt. szczepionek wiadomo jakich. W zamian osoba dostawała informację, że niestety jej film musiał zostać usunięty, ponieważ informacje w nim zawarte nie są zgodne z wytycznymi. Tak, takie rzeczy się dzieją w XXI wieku. Masz inne doświadczenia i inne poglądy, to usuwają twoje materiały i już cię nie ma w serwisie. Nie istniejesz. Zmień poglądy na te zgodne z oficjalnymi, gdyż istnieje tylko jedna prawda, jedna racja i to święta racja. 

Ja nie mówię, że trzeba tolerować obrażanie personalne i nie usuwać wyzwisk pod czyimś adresem. Nie trzeba, nie wolno i nie powinno się tolerować wyzywania kogoś, ubliżania, poniżania. Jednak jest różnica między napisaniem do kogoś: ty kurwo! a stwierdzeniem, że nie ufa się nowym szczepionkom. Nie można już mieć wątpliwości? Trzeba wszystko brać na słowo honoru, bo ktoś tak powiedział? A może ten ktoś, uznany za autorytet, akurat w tym konkretnym przypadku się myli? Każdy się może mylić.

Autorytety są nieomylne i basta? Historia pokazuje zgoła coś innego: kiedyś pasty do zębów zawierające rad autorytety medyczne uważały za bardzo zdrowe i pożyteczne. Leczenie grypy upuszczaniem krwi też - i to wcale nie było tak dawno. Ktoś powie: ale to historia tylko, teraz panuje nowoczesność. Wtedy też panowała nowoczesność w mniemaniu ówcześnie żyjących, ale niech będzie: historia i już. A teraz, na podstawie choćby doświadczeń z własnego życia, powiedz: ile to razy się zdarzyło, że lekarz się pomylił i wypisał ci niewłaściwy lek, który nie pomógł lub wręcz zaszkodził? Tak się zdarza lub może się zdarzyć. Czemu więc autorytety mają być uznawane za nieomylne?

Usuwanie filmów i wpisów wyrażających wątpliwości wobec nowych szczepionek tłumaczy się tym, że "nie wolno powielać fake newsów". No dobrze, ale kto decyduje o tym, co jest fake newsem, a co nim nie jest? Kto ma taką moc, taką władzę? Czy jeżeli ktoś źle się poczuł po szczepionce, to nie może o tym napisać, nie może powiedzieć tego głośno? Jeżeli ktoś boi się szczepionki badanej w ogromnym pośpiechu, to nie ma prawa podzielić się swoimi wątpliwościami i obawami? Niech odbiorcy sami zdecydują, czy to prawda czy fake. Niech mają szansę zadecydować! Cenzura w social mediach im tę szansę odbiera. Powiedziałabym nawet, że wywołuje efekt przeciwny do zamierzonego: ludzie myślą sobie, że chyba rzeczywiście coś jest nie tak, skoro wszystkie materiały choćby odrobinę krytykujące szczepionki wiadomo jakie są natychmiast usuwane.

Przejdźmy teraz do telewizji: ostatnio odbył się protest mediów. Trwał aż... jeden dzień. Ledwo co zauważyłam, że jest jakiś protest, a już było po proteście. Więcej i dłużej o nim mówią niż on rzeczywiście trwał. Wiele hałasu o nic.

Jak dla mnie taki jednodniowy protest to nie jest żaden protest, tylko takie pstryknięcie. Taki podskok ratlerka. Człowiek włącza telewizor: o, jest protest, faktycznie. Następnego dnia włącza: a tu wszystko po staremu. Trochę to śmieszne, jak taka francuska dziwna wojna na siedząco.

Nie wiem nawet, co mam napisać o tym proteście, bo on trwał tyle, że ledwo go zauważyłam. Gdyby potrwał np. tydzień, to faktycznie byłoby o czym mówić. Ja nie mogą go ani popierać ani nie popierać, bo on trwał praktycznie tyle, co nic. Dziwny śmieszny protest na siedząco, protest po francusku: damy na jakiś czas czarną planszę, ale nie za długo, bo się partnerzy handlowi poobrażają i zyski spadną. Protest, ale taki bezpieczny, żeby w dupkę było ciepło.

Przez jeden krótki dzień była czarna plansza, a tyle gadania, tyle szumu, jakby nie wiadomo, co narobili i nie wiadomo, jaka rewolucja miałaby miejsce. Moment zwrotny historii po prostu, przez jeden dzień faktów nie było ani serialu. Nawet pudelek się przyłączył, ale tylko na chwilę. Nie za długo, bo jeszcze by zyski spadły.

Rzeczywiście narobili: dzień bez informacji, teleturniejów i seriali - jak tu żyć? Cały długi dzień. Dzień, który przejdzie do historii, bo aż tyle godzin bez telewizji. Powtarzam: nie za długo, bo reklamodawcy by się poobrażali i zyski by spadły.

Może cały nasz kraj jest jak taki jednodniowy protest: niby każdy chce coś zmienić na lepsze, niby każdy chce, aby w Polsce była lepsza jakość życia, niby każdy się stara, ale po jednym dniu te chęci przechodzą, bo trzeba byłoby zaprotestować naprawdę i wyjść ze swojej strefy przyzwyczajenia. Przyzwyczajenia pt. chujowo, ale stabilnie. 

Wolne media? Gdyby były naprawdę wolne, to protestowałyby do dziś. Ale to nie są wolne media, tylko media uzależnione od kapitału, od chęci wypracowania zysku, od potrzeby nadwyżki przychodów nad kosztami, od swoich właścicieli, od oglądalności, od popularności. Wolne media nie protestują jeden dzień.

Komentarze