Mnie samej ciężko w to uwierzyć, ale bardzo dawno temu - chyba jeszcze w epoce kamienia łupanego - był w życiu taki czas, kiedy wszystko było proste. Świat był prosty, ludzie byli prości, wydarzenia były proste, a do odrobiny szczęścia potrzebna była jedynie huśtawka, magnetofon, głupia kreskówka, ewentualnie frytki z plastikowym widelcem. Nieważne było, kto ile osiągnął lub kto miał, a kto nie miał.
To był taki dziwny czas, kiedy mama była po prostu mamą, a nie zależną i płaczliwą neurotyczką. Wujek był po prostu wujkiem, a nie upierdliwym i niesprawiedliwym tyranem. Natomiast ludzie w moim wieku byli po prostu innymi dziećmi, a nie tym obcym z tamtego domu, głupolem, tą wredną suką, tym pedałem, pasożytem, grubasem, brudasem, zarozumialcem, nieudacznikiem, burżujem, gburem czy anorektykiem.
Obiad był po prostu obiadem, a nie posiłkiem mającym zapewnić odpowiednie zaopatrzenie organizmu w niezbędne składniki odżywcze i wystarczającą liczbę kalorii. Nie za tłustym i nie za ubogim w treść. Las czy łąka były po prostu lasem lub łąką, a nie miejscem występowania kleszczy roznoszących choroby. Mydło było po prostu mydłem, a nie środkiem mającym nie wysuszać zanadto skóry.
Pies to był po prostu pies, a nie rasowy australijski border colie pixie white whippet terier albo japoński chin shiba booya yorker shi tzu. Tak samo kot był po prostu kotem, a nie "zwykłym dachowcem" vs rasowym z hodowli. Mówiło się "ojej, kotek!" i wszystko było jasne.
Nikt nie bał się o swoje dane osobowe. Nie bał się, że jego wyjątkowe dane osobowe zostaną wykorzystane lub udostępnione bliżej nieznanym podmiotom. Wszędzie normalnie podawało się nazwisko, adres zamieszkania, zaś w książce telefonicznej dostępne były numery telefonu każdego mieszkańca miasta. Dzisiaj byłoby to nie do pomyślenia. Jednak wtedy nikt nie obawiał się zalewu spamu, upierdliwych telemarketerów czy psychopatów.
Uśmiechnij się, jesteś w nieukrytej kamerze!
Nie było wszędzie kamer, nie było stresu związanego z pracą pod kamerami. Gdy się dokądś dzwoniło, nie było komunikatu w stylu: "dla państwa bezpieczeństwa rozmowa jest rejestrowana". Wtedy sobie myślę: super, palnę niechcący jakąś głupotę i zostanie to nagrane: uwiecznione już na zawsze! Narzekają, że kiedyś była inwigilacja - nigdy w dziejach nie było takiej inwigilacji i kontroli społeczeństwa, jaka ma miejsce teraz. Osiedle monitorowane, pokój w pracy monitorowany, winda monitorowana, wejście monitorowane, wszędzie kamery, rozmowy telefoniczne nagrywane, a w niektórych państwach odchodzą nawet od płatności gotówką - pewnie ta moda dojdzie też do nas. Każdy z nas jest wpisany w wielu różnych systemach należących do instytucji publicznych, jesteśmy non stop kontrolowani i śledzeni pod pretekstem troski o nasze bezpieczeństwo i ciągle się słyszy, że tak jest łatwiej, gdy wszyscy o tobie wszystko wiedzą. Pewnie łatwiej, tylko komu konkretnie łatwiej?
Pomijając kwestię kontroli dawniej i dziś... Dawniej np. praca była pracą, a nie zbieraniem doświadczenia zawodowego. Murzyn był murzynem, a nie afro-cośtam. Nikt nie bał się pedofili, imigrantów, państwa islamskiego, zamachów, uchodźców, nikt nigdzie nie wymagał obowiązkowo znajomości angielskiego, mało kto miał samochód i na ulicach było spokojniej. Dzieci już w pierwszej klasie same chodziły do szkoły, bez odprowadzania. Ja zaczęłam sama przychodzić ze szkoły po pół roku nauki w pierwszej klasie i wszyscy się dziwili, dlaczego tak późno. A teraz dzieci jeszcze w trzeciej klasie są odprowadzane do szkoły przez rodziców i nikt nie dostrzega, że coś w tym jest nie halo. Lekcja kończyłam różnie, często wieczorem, i to nawet w pierwszych latach podstawówki. Teraz już dzieci nie kończą wieczorem lekcji, bo jest histeria rodziców, że jak to tak późno można lekcje kończyć. Jakoś ja kończyłam późno i nic w tym dziwnego nie dostrzegałam. To nawet lepiej, jak jest urozmaicenie.
Teraz jest tak: ktoś torbę w metrze zostawi i wszyscy się boją, bo zamachy. W pracy w każdej chwili mogą cię zwolnić, a na twoje miejsce chętnie zatrudnią Ukrainkę i to jeszcze z lepszą pensją, bo Ukraińców jest teraz tylu, że oni już nie chcą pracować za takie grosze, jakie pracodawcy proponują Polakom. A później jest jedno wielkie zdziwienie, czemu Polacy nie lubią imigrantów. Może dlatego, że jest ich po prostu za dużo. W dużych miastach bliskowschodni chodzą wieczorem całymi grupami i aż człowiek instynktownie ściska mocniej torebkę, gdy się zbliżają. W niektórych ogłoszeniach dotyczących wynajmu jest napisane, że od lokatora wymagana jest znajomość angielskiego, bo środowisko międzynarodowe. Tak: już nie tylko do pracy, ale i nieraz do wynajęcia pokoju wymagana jest znajomość angielskiego. Skoro przyjechali do Polski, to niech się uczą polskiego, a nie wymagają, aby miejscowi dostosowywali się do nich - to nawet logiczne.
W ogóle najlepiej niech wszyscy Polacy nauczą się ukraińskiego i afgańskiego, bo wygląda na to, że w obecnej sytuacji będą to języki przyszłości. Oczywiście, gdy angielski wyjdzie już z mody. Rosyjski wyszedł z mody, to i angielski kiedyś wyjdzie.
Moja mama przepracowała w jednym zakładzie pracy ponad 20 lat, inne osoby z rodziny tak samo. Dawniej człowiek spokojnie kończył szkołę, po szkole bez problemu znajdował pracę i spokojnie pracował w jednym zakładzie 20-30 lat. Bez strachu, że w każdej chwili go mogą zwolnić i nie będzie mógł znaleźć nowej pracy. Nie martwił się, co będzie za pół roku, za rok, bo praca po prostu była. Niektóre zakłady pracy miały nawet własne ośrodki wczasowe, na które wysyłały pracowników.
A teraz? Teraz żyje w wiecznym strachu, czy za pół roku jeszcze będzie się pracować. Umowę ci dadzą na okres próbny, na zlecenie, na staż, a później rób sobie, co chcesz. A jak na umowie o pracę popracujesz dłużej niż 3 lata, to pojawia się problem ze zmianą pracy, ponieważ obowiązuje 3-miesięczny okres wypowiedzenia. Później dadzą ci zasiłek na 3 miesiące (tak, na 3 miesiące), jeżeli wypowiedzenie było za porozumieniem stron. Możesz znaleźć miejsce pracy, później nowy pracodawca się rozmyśli i zostajesz na lodzie. Takie to są dylematy w XXI wieku. Im dłużej jest się bezrobotnym, tym bardziej nikt nie chce zatrudnić - i koło się zamyka. Podobnie z doświadczeniem zawodowym: nie masz doświadczenia w danym zawodzie, więc cię nikt nie zatrudnia - a doświadczenia zawodowego w danym zawodzie nie masz dlatego, że cię nikt nie zatrudnia. Błędne koło.
Mam wrażenie, że na obecne czasy składają się właśnie takie błędne koła, jak wyżej wymienione. Błędne koła, z których ciężko się wyrwać. Nie nie można być sobą, jest się wtłoczonym w ramy pt. bogaty/biedny, pracujący/bezrobotny, gruby/chudy, uprzejmy/nieuprzejmy. Pełno etykiet, stereotypów, łatek przypisywanych przez społeczeństwo.
Jeśli uda mi się w końcu znaleźć pracę, to i tak wiem, że nie popracuję tam długo. Chodzi tylko o to, żeby mieć co wpisać w CV, czegoś się nauczyć i zarobić trochę grosza. Tam, gdzie pracowałam ponad 3 lata, ludzie bez przerwy przychodzili i odchodzili. Czasami nawet nie zdążyłam zapamiętać ich imion, poznać, pogadać, a już ich nie było. Tzw. rotacja pracowników to pojęcie dobrze znane w dzisiejszych czasach - podobnie jak bezrobocie, mobilność pracowników, młody dynamiczny zespół i inne takie. Kapitalizm, dynamizm i ogólnie takie takie. Niewidzialna ręka rynku jest dobra wtedy, gdy cię nie policzkuje i nie pokazuje fucka.
Kiedyś świat był prostszy, ludzie byli prości i ogólnie życie też było prostsze. Może to boomerskie, staropanieńskie narzekanie, a może prawda - ciężko stwierdzić. Paradoksalnie, wymyślenie zakończenia dla tego wpisu wydaje mi się zbyt skomplikowane. Pewnie dlatego, że owo zakończenie zostało już napisane przez tzw. życie.
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz. Wszystkie czytam, nawet jeżeli nie odpowiadam.