Z wszystkich mediów społecznościowych, na których bywam, najbardziej lubię twitter. Jest najprostszy w obsłudze, nie wymagają tam podawania zbyt dużej liczby danych osobowych, a przede wszystkim możemy mieć niemal pełną kontrolę nad tym, kto przegląda nasze wpisy i możemy decydować, kogo chcemy albo nie chcemy w naszej przestrzeni twitterowej. Dlatego na twitter wchodzę najczęściej.
Tumblr również jest prosty i obsłudze i również nie wymagają podawania zbyt dużej liczby danych osobowych, jednak społeczność tumblra jest dość specyficzna. Na twitterze jest o wiele większa różnorodność ludzi. Wprawdzie tumblr ma tę przewagę nad twitterem, że posiada możliwość stworzenia własnego szablonu mikrobloga, ale to na twitterze są ludzie, którzy - być może - będą nasze wpisy czytać.
Z kolei facebook to już zupełnie inna para kaloszy. Kiedyś - ileś lat temu - był prosty w obsłudze, teraz dla mnie jako strony już taki prosty nie jest. Wpisy bardzo długo się wczytują: i to zarówno na windowsie, jak i na androidzie. Najbardziej denerwuje mnie fakt, iż facebook zmusza mnie, abym wszędzie występowała jako swój profil prywatny, a nie jako strona. Ja wolałabym wypowiadać się np. na innych fanpejdżach jako Relewantna, a nie jako profil prywatny - jednak to już takie proste nie jest. Nie mogę dołączać do grup jako swoja strona, nie mogę pisać w komentarzach na innych stronach jako swoja strona i to jest naprawdę z lekka irytujące. Facebook zmusza mnie, abym wszędzie zostawiała swoje dane osobowe i żebym jak najwięcej ich podawała. Nie podoba mi się to.
Ponadto mam wrażenie, iż facebook zamiast coraz prostszy to robi się coraz bardziej skomplikowany w obsłudze. Sprawdzanie powiadomień, komentarzy, wiadomości zaczyna przypominać błądzenie po labiryncie. Wymyślili jakoś "facebook biznes" i zmuszają mnie, abym z tego korzystała. Nie mam wyboru, bo jestem przekierowywana automatycznie. Ciekawe jest to, że facebook na komputerze i facebook na androidzie działają jak dwa zupełnie różne serwisy.
Co jeszcze, co jeszcze? Na fb mają bardzo interesujący sposób na blokowanie poszczególnych użytkowników. Mogę kogoś zablokować jako profil prywatny, ale ta zablokowana przeze mnie osoba nadal będzie mogła wypowiadać się na moim fanpejdżu. Obłęd? Obłęd, ale cóż... Aby zablokować użytkownika na fanpejdżu, muszę dodać go do oddzielnej listy w ustawieniach strony. Proste? Niby proste, tyle że ta lista ładuje się i ładuje, rozwija się i rozwija, aż się odechciewa. Myślę sobie wtedy: trudno, jak się ten czy inny foliarz czy cham znów odezwie, to wtedy będę się martwić i rozwijać znów tę listę zablokowanych. Na twitterze nie mam takiego problemu: naciskam "zablokuj" i gotowe. Czynność blokowania foliarza lub chama trwa w przybliżeniu kilka sekund.
Jest jeszcze wykop, gdzie pojemność czarnej listy jest mocno ograniczona. Trafiam na jakiegoś idiotę, chcę go profilaktycznie zablokować, a tu nic z tego, bo osiągnęłam "maksymalną pojemność" czarnej listy. Dziwny system i nie rozumiem, w jakim celu takie ograniczenia, ale cóż... Jest jak jest, ja tam nie decyduję. Zresztą na wykopie mnie już kilka razy zablokowali, ostatni raz - z tego, co pamiętam - za kawał o murzynach. Zatem wnioskuję, że problemem wykopu jest też przesadna cenzura. Wstawiłam zwykły kawał o murzynach, patrzę: a tu wpis usunięty i ban za sianie nienawiści. Podsumowując: idiotów na wykopie zablokować jest trudno, a za to łatwo samemu można zostać zablokowanym przez wykop. Dziwna polityka.
Tutaj, na blogu, zdarza się, że wpadną komentarze jakichś foliarzy zostawiających syf w postaci wyzwisk i swoich pseudomądrości. Czasem wpada też spam w stylu: "fajny wpis, zapraszam do mnie, www mojastronaz2wpisaminakrzyż pl". I w jednym i w drugim przypadku po prostu przenoszę to do zakładki "Spam". Dla mnie liczy się jakość komentarzy, a nie ilość. Właściwie nie tyle "ilość", co "liczba", bo przecież komentarze na blogu są jak najbardziej policzalne. Wolę już mieć mało komentarzy lub nawet w ogóle niż mieć syf w sekcji komentarzy. Jeszcze tylko tego brakuje, żeby mój blog stał się azylem dla foliarzy, spamerów, libków, korwinistów i innych dziwaków. Albo dla takich, którzy uważają, że wystarczy w góry wyjechać i od razu depresja przechodzi - taki komentarz dostałam kiedyś na poprzednim blogu. Mnie samej do dziś ciężko w to uwierzyć, ale to był autentyczny komentarz, który ktoś wymyślił i wyprodukował. Tak, zapewne gdyby każda osoba cierpiąca na depresję wyjechała w góry, poszła pobiegać albo coś, to dzisiaj nad miastem byłoby pełno latających taksówek, a pendolino na drugi koniec Polski dojeżdżałyby w godzinę.
Jest godzina 13:12, trochę ponarzekałam, można się rozejść.
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz. Wszystkie czytam, nawet jeżeli nie odpowiadam.