Życie codzienne jakieś nieświąteczne

Nie wiem, jak to się dzieje ani dlaczego tak się dzieje, ale życie do pewnego momentu płynie bardzo powoli. Pierwszy dzień przedszkola, później drugi dzień przedszkola, spacer z grupą przedszkolną po parku, ohydne śniadania i leżakowanie... Następnie pierwszy dzień szkoły, drugi dzień szkoły, pierwsza klasa, wierszyki na pamięć, druga klasa, trzecia, czwarta i tak po kolei aż do ósmej... W końcu szkoła średnia, nowi ludzie, nowi nauczyciele - pierwsza klasa, druga klasa, trzecia i przedmioty ściśle zawodowe, czwarta, piąta, matura i obrona pracy dyplomowej... Studia, obrona, później znów studia i obrona, a jeszcze później podyplomówka i studium zawodowe. Tak sobie ten czas płynie, aż tu nagle... Bum! Okazuje się, że ni z tego ni z owego jakimś cudem jesteś tuż przed 40-tką i nie rozumiesz, jak to się stało ani kiedy to się stało. Kiedy ten czas zdążył tak szybko minąć? Co się właściwie działo po szkole? Życie płynęło powoli, powoli, później trochę przyśpieszyło, płynęło coraz szybciej i szybciej, a teraz nagle śmiga niemal z prędkością światła. 

Życie codzienne jakieś nieświąteczne

Nikt się mnie nie pytał, czy ja chcę być dorosła i obecnie również nikt się mnie nie pyta, czy ja chcę się starzeć. To się po prostu dzieje samo - nie wiadomo nawet, jak ani kiedy. Młodsza już nigdy nie będę, mogę być co najwyżej starsza. Mogę być, bo to też nic pewnego, w końcu umrzeć można w każdej chwili.

6 lat temu bałam się okropnie, że zostanę w domu rodzinnym na zawsze i już nigdy nie uda mi się stamtąd wyprowadzić. Teraz boję się tego, że będę musiała wrócić i zostanę w domu rodzinnym na zawsze albo na odwrót: nadejdzie taki czas, gdy nie będzie już miejsca, które będę mogła nazwać domem. Ani rodzinnym ani żadnym innym. Teraz mówię "dom" na dom, a "mieszkanie" mówię na miejsce, w którym mam pokój/lokal/lokum. W sensie 4 ściany, łóżko, szafę, komodę i stół. No i okno z widokiem na blok naprzeciwko. Miałam też 4 ściany bez szafy, a raz nawet proponowano mi lokum... bez łóżka. Właściciele szukali kogoś, kto wprowadzi się z własnym łóżkiem. A może szukali wampira, który nie potrzebuje snu - któż to wie? W każdym razie to trochę żałosne, że już aż tak chcieli przyoszczędzić na meblach, że nawet w najprostsze łóżko z ramą za 200-300 zł nie zainwestowali, tylko liczyli, że najemca ich wyręczy i wprowadzi się z własnym.

No tak - to przecież takie naturalne, że jak się przeprowadzasz do innego miasta, to bierzesz ze sobą łózko. Chowasz je w luku bagażowym autobusu, a następnie przez pół miasta niesiesz na plecach. W razie kolejnej przeprowadzki też: łóżko na plecy i w drogę. Przy okazji można wziąć własną szafę, lampę i rolety do okien. W sumie też tak kiedyś miałam: trafiłam na pokój, w którym nie było żadnych rolet, żaluzji ani firanek w oknach. Kiedy spytałam się o to, właściciel odpowiedział: "jak se coś powiesisz w oknach, to będziesz miała". No pewnie, w cudze mieszkanie mam inwestować, do wynajętego pokoju mam kupować karnisze lub żaluzje... - już zaginam kiecę i lecę. Do wynajętego pokoju to sobie mogę gazety do szyb poprzyklejać i nic więcej. Chociaż mieszkałam z takimi ludźmi, którzy inwestowali w malowanie ścian wynajętego pokoju - w jakim celu? Nie wiem, ponieważ jakieś pół roku później i tak się wyprowadzili. Jak żarówka się przepali, to kupię drugą i wymienię, ale poważniejsze inwestycje raczej już nie są zadaniem najemcy, a przynajmniej nie powinny być.

W ogóle najlepiej to przeprowadzić się nie tylko z łóżkiem, ale też z namiotem - wtedy już pokoju nie trzeba wynajmować. Bierzesz namiot, rozkładasz przy zakładzie pracy i gitara. Czysty pragmatyzm! Ludzie będą narzekać na dojazdy i korki, a ty tylko wychodzisz i już masz kilka kroków do roboty. Ci dojeżdżający popękają z zazdrości. Gorzej, jak też porozstawiają obok namioty i będą kłótnie o poranne korzystanie z latryny.

Niby śmieszne, a tak naprawdę trochę smutne. Przez całe dorosłe życie skupiam się na tym, żeby znaleźć pracę, jak mam znaleźć pracę, a kiedy już w końcu znajdę, to jak ją utrzymać i jak znaleźć lokum możliwie blisko pracy, z dobrym dojazdem. Raz się udaje, raz nie - i tak to się wszystko kręci. Dzień po dniu, rok po roku.

Komentarze